Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabiorę Cię do domu, Tomusiu

Maria Mazurek
Monika i jej syn, Tomek. Kiedy się urodził, ważył 1400 gramów. Teraz ma miesiąc i dwa kilogramy
Monika i jej syn, Tomek. Kiedy się urodził, ważył 1400 gramów. Teraz ma miesiąc i dwa kilogramy fot. Anna Kaczmarz
W smutnym szpitalnym budynku jest oddział magiczny, gdzie przeplata się życie i śmierć, nadzieja i strach. Na neonatologii ratuje się dzieci, które ważą tyle, ile pół bochenka chleba, pisze Maria Mazurek.

Na parterze starego budynku przy Kopernika 23 w Krakowie znajduje się onkologia. Nie ma innej drogi do starej windy, niż ta prowadząca przez szare korytarze Szpitala Uniwersyteckiego, obok smutnego szyldu, który informuje: chemioterapia. Tą windą można wjechać do innego świata - trzecie piętro, kliniczny oddział neonatologii (opieki nad wcześniakami).

To miejsce, gdzie ratuje się noworodki ważące czasem dwa razy mniej niż bochenek chleba, ma w sobie coś mistycznego. Kotłowisko życia i śmierci, strachu i nadziei, miłości i cierpienia. O takim ładunku emocjonalnym, że od samego przejścia się po oddziale w oczach pojawiają się łzy.

Najpiękniejsza sekunda

Tomek, syn Moniki Gedliczki, urodził się dokładnie miesiąc i sześć dni temu. Prawie dwa miesiące przed czasem. Ważył 1400 gramów. Ponad dwa razy mniej, niż dziecko urodzone w terminie. Monika jest okulistką, pracuje po sąsiedzku, też w Szpitalu Uniwersyteckim. Jej siostra, prawniczka, zawsze złości się, słysząc rozmowy między Moniką a rodzicami, również lekarzami. - Z wami to można umrzeć ze strachu - mówi.

Lekarze zawsze mają inną perspektywę, jeśli chodzi o zdrowie najbliższych. Stawiając diagnozę pacjentowi, w pierwszej kolejności chcą wykluczyć te najgorsze rzeczy. Potem, mówi Monika, taki schemat przenosi się poza pracę. Myśli się o najgorszym.

Więc w ciąży Monika (tym bardziej, że ma 37 lat, a to jej pierwsze dziecko) obserwowała swoje ciało, monitorowała stan malucha, chodziła na kontrolne badania. Na jednym z nich, w 31 tygodniu, jej ginekolog powiedziała: „dziecko niesymetrycznie się rozwija. Głowa normalnie, brzuszek zbyt mały”.

Monika trafiła na patologię ciąży. Nie sądziła, że zostanie tam do porodu. Lekarze co kilka dni sprawdzali przepływ do łożyska (jeśli przepływ jest zły, dziecko dostaje za mało tlenu i składników odżywczych), tętno małego. Monika myślała, że parametry się ustabilizują, że wróci do domu. Ale się nie stabilizowały.

Jednego dnia tętno Tomka było tak niskie, że lekarze stwierdzili: jest niebezpieczeństwo, że jego serce w ogóle przestanie bić. Nie minęły trzy godziny, a Monika była już na sali operacyjnej. - Te chwile to był niesamowity strach. Nigdy w życiu się tak nie stresowałam. Głowę rozszarpywała myśl: czy dziecko przeżyje? Czy będzie zdrowe? - opowiada. Nie była w stanie nawet współpracować z anestezjologiem, skulić się, żeby lekarz wbił jej między kręgami igłę ze znieczuleniem.

Cesarskie cięcie trwało pięć minut. Potem usłyszała, jak Tomuś kwili. A skoro dziecko kwili, płacze, krzyczy, to znaczy - żyje i oddycha. Kiedy Monika opowiada o tej chwili, widać po jej twarzy, że sekunda, w której Tomek wydał ten pierwszy dźwięk, była najważniejszą w jej życiu.

Jak nie złościć się na Boga

Takich dzieci jak Tomek na trzecim piętrze szpitalnego budynku w każdym roku rodzi się 600-700. Profesor Ryszard Lauterbach kieruje tym oddziałem od 24 lat. Łatwo więc policzyć, że on i jego zespół uratowali przez ten czas życie kilkunastu tysiącom wcześniaków z całej Polski i nie tylko.

Przypadek synka Moniki nie był jeszcze, jak na warunki tego oddziału, aż tak dramatyczny. Owszem, chłopczyk był przez jakiś czas karmiony przez sondę, a oddychać pomagał mu respirator. Ale po miesięcznym pobycie w szpitalu wkrótce będzie mógł wyjść do domu. Trzeba jeszcze tylko dokładnie go zdiagnozować, bo pojawiły się kłopoty z wątrobą.

„Rekordowi pacjenci” profesora ważyli jednak mniej niż pół kilograma i spędzili na jego oddziale więcej niż pierwszy rok swojego życia. Zespół profesora Lauterbacha ma taki zwyczaj, że co roku, z okazji Światowego Dnia Wcześniaka, organizuje spotkanie, na które zaprasza wszystkich swoich byłych pacjentów. Takie spotkanie odbyło się w sobotę tydzień temu, na stadionie Cracovii.

- Przybiegła do mnie dwuletnia Maja, która leżała u nas równo 364 dni - opowiada prof. Lauterbach. - Kiedy się urodziła, ważyła 600 gramów. Ratowaliśmy już lżejsze dzieci, ale Maja dodatkowo urodziła się z silnym odczynem zapalnym, przez który jej płuca nie mogły się rozwijać - bo trzeba wiedzieć, że tak maleńkie dzieci nie mają pęcherzyków płucnych, tylko struktury woreczkowe, które w pęcherzyki dopiero się zamienią. Myślałem już, że nie uda się tego maleństwa uratować. I proszę, na tym spotkaniu przybiegło do mnie o własnych siłach. I jak ja mam się nie wzruszać z rodzicami, nie cieszyć z nimi, nie złościć się na Boga, kiedy któregoś maleństwa nie pomoże mi uratować? - pyta profesor.

O, albo ledwo trzy dni temu profesora odwiedziła mama dwóch bliźniaczek: Oli i Mai. Zostawiła laurkę, zdjęcia. Po to, żeby podziękować. - Ona płacze, ja prawie płaczę, miód wlewa się w moje serce. Każdy taki mały pacjent, a są przecież wśród nich tacy, którzy sami już mają swoje dzieci, utwierdza mnie w przekonaniu, że to wyjątkowa praca i wyjątkowe miejsce - mówi profesor.

Chwile, dla których warto

Na ścianach gabinetu prof. Lauterbacha i samego oddziału wiszą dziesiątki zdjęć byłych pacjentów oddziału. Maja - 980 gramów. Milenka - 520 gramów. To Jaś, już podrośnięty, na wakacjach, w dżinsowych spodenkach, zanurzony po pas w wodzie. Jak się urodził, ważył 740 gramów. Tata przyjeżdżał tu do niego na harleyu. - Co zdjęcie to historia - uśmiecha się rehabilitantka pracująca na oddziale, Iwona Opach. - Zżywamy się z pacjentami i z ich rodzicami, bo to nie są dzieci, które leżą tu kilka dni, a wiele tygodni, czasem miesięcy - opowiada.

Jest też zdjęcie Danny’ego, chłopczyka z Izraela. Jego rodzice przylecieli kilka lat temu na parę dni do Krakowa. Kobieta przedwcześnie urodziła. Danny ważył 1390 gramów. Z rodzicami chłopczyka kontakt był bardzo utrudniony, bo mówili tylko po hebrajsku. Mieli jakieś znajomości w ważnej izraelskiej klinice, bo lekarze stamtąd dzwonili niemal codziennie do profesora, pytali, w jaki sposób zajmują się małym. Chcieli załatwić wcześniakowi transport śmigłowcem, żeby zapewnić mu na miejscu najlepszą opiekę. - Przy kolejnej rozmowie telefonicznej ci lekarze powiedzieli do mnie: „zostawiamy u was chłopczyka. Widzimy, że ma u was lepszą opiekę niż miałby u nas” - wspomina profesor.

A Iwona Opach wspomina: - Minęły trzy lata i nagle patrzymy, a na oddział wchodzą rodzice i trzymają to zdjęcie. Dla takich chwil wykonuje się tę pracę. Nie dla pieniędzy, a właśnie dla tych emocji - opowiada.

Mali, starzy ludzie

Wcześniaki łączy to, że gdy się rodzą, przypominają bardzo starych ludzi: ich twarze są pomarszczone, sędziwe, jakby malowały się na nich mądrość i doświadczenie. Oczywiście, można to wytłumaczyć naukowo: u „terminowych” noworodków 18 proc. masy ciała to tkanka tłuszczowa (stąd pucołowate policzki), a u „mocnych” wcześniaków - zaledwie jeden procent.

Prof. Lauterbach lubi patrzeć na to jednak inaczej. - To są mali ludzie, którzy już na powitanie doświadczyli znacznie więcej, niż ich zdrowi koledzy. Jeśli z tym się uporają, a szczęśliwie zdecydowana większość naszych pacjentów przeżywa, to stają się silniejszymi ludźmi - tłumaczy. Monika, kiedy głaszcze swojego synka, zdaje się już to wiedzieć - Wkrótce zabiorę cię do domu, Tomusiu - szepcze.

***

Światowy Dzień Wcześniaka

16 listopada wcześniaki i ich rodzice mają swoje święto. Klinika Neonatologii Szpitala Uniwersyteckiego, razem ze Szpitalem Położniczym Ujastek, organizuje wzruszające spotkania wszystkich pacjentów. Cracovia za darmo udostępnia stadion (bo wszyscy nie mogliby pomieścić się w szpitalnym pomieszczeniu), a wiele ośrodków neonatologicznych, rehabilitacyjnych i terapeutycznych za darmo prowadzi warsztaty rehabilitacji, dogoterapii czy konsultacje dietetyczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska