Do nietypowej sytuacji doszło kilka tygodni temu. Młoda mieszkanka Zakopanego z trójka dzieci przyszła załatwić sprawę związane z dowodami osobistymi dla swoich pociech. Na pustym urzędowym korytarzu maluchy dokazywały na całego.
- Wybrałam się z synami do urzędu. Zabrałam także czteroletnią córkę mojego brata, bo akurat to było po przedszkolu i ona chodzi z moim młodszym synem do grupy. Było już sporo po godz. 14 jak wchodziliśmy do urzędu. Na korytarzu było pusto i ciemno. Chwilkę musieliśmy poczekać na przyjęcie. Dzieciaki trochę rozrabiały, biegały, wchodziły pod stół, jak to dzieci - opisuje zdarzenie młoda mama. - Trochę się tym wszystkim niepokoiłam, bo tak była cisza, a one hałasowały. Nagle na korytarzu pojawił się mężczyzna. Szedł korytarzem i kiedy nas mijał to mnie zaczepił. Powiedział, że właśnie jadzie na przejażdżkę samochodem po okolicy na 20-minutową wycieczkę. I że może zabrać ze sobą dzieci, żebym – jak to powiedział – załatwiła sobie spokojnie sprawy.
Młoda zakopianka była zdumiona i jednocześnie się speszyła. Nie wiedziała co ma zrobić. Mężczyzna był miły, spokojny. Nie był natarczywy. - Ale wydało się dziwne, że złożył mi taką propozycję – mówi matka. I dodaje, że kompletnie nie znała tego człowieka i pierwszy raz widziała go na oczy. Nie zgodziła się. To był ok. 40-letni pan, łysy, w pomarańczowej koszulce.
Kobieta o dziwnym zachowaniu mężczyzny nie powiedziała nikomu, choć w urzędzie miasta w tamtym czasie byli strażnicy miejscy. Dopiero w domu opowiedziała o sytuacji swojej matce. A ona to dalej przekazała, bo wystraszyła się, że ten ktoś mógł chcieć porwać dzieci.
Sprawa trafiła do radnego miejskiego, który zgłosił ją urzędnikom – by sprawdzili mężczyznę. W urzędzie w końcu jest monitoring.
Do młodej mamy po tygodniu od zdarzenia zadzwonił telefon z urzędu. Została poproszona o podanie daty i godziny, kiedy była w budynku, by oszczędzić czasu na szukanie nagrania. - Urzędnik mówił mi także, bym nie rozgłaszała nigdzie całej sytuacji, bo nie wiadomo o co właściwie chodzi – mówi kobieta.
Urząd miasta przeanalizował nagrania. Ale okazało się, że w korytarzu, gdzie siedziała matka, nie ma kamer. - Nie udało się więc zidentyfikować mężczyzny – informuje Anna Karpiel-Semberecka z urzędu miasta w Zakopanem. - Kamery w innych miejscach działały, ale nie wiemy o którą z zarejestrowanych w tym czasie osób wchodzących do urzędu chodzi. Z kobietą rozmawiał Sekretarz Miasta Zakopane Grzegorz Cisło, ale nie padły żadne słowa dot. prowokacji. Sekretarz wyraził jedynie wolę wyjaśnienia sprawy, o ile będzie to możliwe.
Grzegorz Cisło, sekretarz miasta, mówi, że kobieta nie przekazała im jak wyglądał mężczyzna. Sekretarz twierdzi, że pani nie chciała kontynuować poszukiwań. Matka z kolei twierdzi, że nikt z urzędu nie skontaktował się z nią ponownie z pytaniem, czy nie zidentyfikowałaby mężczyzny na nagraniach.
Sprawa nie została zgłoszona policji – ani przez urząd miasta, ani przez matkę dzieci.
- Na dnie Jeziora Czorsztyńskiego leży zatopiona wieś. Tak kiedyś wyglądało to miejsce
- "Bangladesz" na Siwej Polanie. Buda za budą, pamiątki, kiełbaski i lane piwo
- To był kiedyś legendarny budynek na Krupówkach. Dziś w budynku hula wiatr
- Tatry. Legendarny Mnich - marzenie turystów i taterników [NIESAMOWITE ZDJĘCIA]
- Jak wyglądało Zakopane 30 lat temu i jak wygląda teraz? Miasto bardzo się zmieniło
- Tatry. Remonty szlaków idą pełną parą. To ciężka ręczna robota [ZDJĘCIA]
