Nie tylko turyści, ale i mieszkańcy mają dość tego, co dzieje się na zakopiańskich Krupówkach. Tym razem nie chodzi o ryki z głośników wystawianych przed karczmy ani o nielegalny handel, lecz o to, co obecnie pasjonuje naszą młodzież - o petardy.
- Człowiek nie może przejść spokojnie deptakiem - denerwuje się Anna Giewont, mieszkanka Zakopanego. - Mam słabe serce, a co chwila koło mnie rozlegają się jakieś wybuchy. A to dzieci rzucają diabełki, czyli te małe petardy, albo inni podrzucają kulki, które wydają z siebie dźwięk podobny do wybuchu.
Młodzież nie kupuje podczas wycieczki do Zakopanego ciupagi ani kapelusza, lecz albo petardy, które można komuś rzucić pod nogi, albo wspomniane przez naszą Czytelniczkę kulki, które uderzane o siebie, iskrzą i hałasują jak haubica. Spokoju na Krupówkach nie ma.