Z południa przyleciały praktycznie wszystkie gatunki. Od skowronków po bociany poprzez owadożerną drobnicę. Bociany białe o dużej masie ciała raczej bez szwanku wytrzymają prawie trzy dnia, po jakich ma wrócić wiosna. Jeśli przewidywania okażą się słuszne…
Najgorsza sprawa ma się z kapturkami, śpiewakami, pierwiosnkami czy rudzikami. W większości owadożerne nie mają dostępu do owadów, które zniknęły z pierwszymi podmuchami chodu. Mała masa ciał to mało lub wcale rezerw tłuszczu. Uzupełnić zapasów nie mają jak. Wpierw spadł marznący deszcz, który pokrył gałązki lodową polewą. Liściowe pąki są praktycznie niedostępne, a to dla wielu jedyne źródło pokarmu. Śnieg dopełnił czary goryczy odcinając wygłodzone ptaki od chwastów z nasionami.
Lodowaty wiatr zabiera resztki ciepła, a najbardziej optymistyczne prognozy pogody mówią o poprawie za sześćdziesiąt godzin. Z braku czasu nie zlikwidowałem karmnika. Dosypałem doń sporo słonecznika, a nawet maku i łuskanych nasion potłuczonych na miazgę w mosiężnym moździerzu. To dla ptaków o delikatnym dziobie. Tłoku nie ma, gdyż porywisty wiatr dosłownie zdmuchuje drobne ptaki. To wszystko co mogę zrobić.
