Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyją w rytmie walca angielskiego nie tylko w czasie karnawału

Redakcja
Anna i Stanisław Smoroniowie połączyli pasję z pracą. Robią to, co kochają i dzięki temu są szczęśliwi
Anna i Stanisław Smoroniowie połączyli pasję z pracą. Robią to, co kochają i dzięki temu są szczęśliwi archiwum prywatne
Najpierw zostali parą w życiu, potem ruszyli w tany. Razem z córkami. O turniejach tańca towarzyskiego, o tym jak przez stan wojenny stworzyli swoją szkołę tańca, o młodzieńczych marzeniach i podróży na wyspy Galapagos, a także o tym, jak wiele radości daje uprawa kawałka ziemi Anna i Stanisław Smoroniowie opowiadają Małgorzacie Durbajło

Anna Smoroń

Dyplomowana nauczycielka Królewskiego Towarzystwa Nauczycieli Tańca Wielkiej Brytanii, z tańcem związana od 1975 r., najpierw jako tancerka, potem instruktorka i sędzia Polskiego Towarzystwa Tanecznego, wspólnie z mężem prowadzi Szkołę Tańca A. S. Smoroń w Krakowie

Zaczynaliśmy osobno. Kiedyś taniec towarzyski nie był tak popularny jak dziś. Jako dziecko tańczyłam w zespole ludowym. Ale tak na dobre przygoda z tańcem zaczęła się dopiero na studiach. Przyjechałam do Krakowa studiować geologię na AGH. Gdy poznałam Stasia, bardzo szybko dałam się wciągnąć w taneczne środowisko. Chodziłam na kursy, angażowałam się w działalność tanecznego klubu studenckiego przy uczelni. Parą ze Stasiem zostaliśmy najpierw w życiu prywatnym, potem w tanecznym, bo na turniejach także występowaliśmy razem.

Taniec ma swoje wymagania. Bardzo często, zamiast na randkę do kina czy teatru, szliśmy na trening. Ale to też miało swoje dobre strony. Zwłaszcza że z czasem uzyskiwaliśmy coraz lepsze efekty. Zwycięstw było niemało, porażek nie chcemy pamiętać. Do dziś zachowaliśmy pamiątkowe dyplomy i puchary. Wspominamy tamten czas bardzo mile. Na turnieje jeździliśmy pociągiem. Poznawaliśmy ludzi z całej Polski, nawiązywaliśmy przyjaźnie, które trwają do dziś. Kiedy w Krakowie odbywały się zgrupowania kadry tanecznej, tancerzy lokowano w akademikach. Jako że w akademickich łazienkach była tylko zimna woda, Iwona Pavlović wraz z mężem Arkiem, po całym dniu treningów przychodzili do nas zażyć ciepłej kąpieli. Nasza znajomość trwa do dziś.
Potem na świat przyszły córki, Beata i Małgosia. Trzeba było stworzyć im dom. Mąż jednak doskonale wiedział co zrobić, aby taniec stał się nieodłączną częścią naszego życia. Założyliśmy własną szkołę tańca. Staś jest przedsiębiorczy, ma głowę do interesów. Przy tym konsekwencja w działaniu i upór w dążeniu do celu znacznie mu to ułatwiają.

Choć szkoła stanowi niezaprzeczalnie ważną część naszego życia, mąż na pierwszym miejscu stawia rodzinę. Dba o nas, jak potrafi najlepiej. Córki to jego oczka w głowie. Też tańczą. Żartujemy, że starsza, Beata, zaczęła tańczyć jeszcze przed urodzeniem. Kiedy byłam z nią w ciąży, w Krakowie odbywał się turniej tańca "O puchar prof. Wieczystego". Przybyli wówczas na gościnne występy zaproszeni przez nas mistrzowie świata w tańcach standardowych L. S. Hillier. Tańczyli właśnie walca wiedeńskiego, a ja czułam jak Beata dosłownie wystukuje mi w brzuchu trzy razy trzy takty walca. Stąd już wtedy wiedzieliśmy, że będzie tańczyć. Córki chyba nigdy nie pomyślały nawet, że mogłyby nie tańczyć. To było dla nich tak naturalne jak nauka chodzenia, czy jazdy na rowerze. Beata miała co prawda w liceum okres buntu, ale szybko jej przeszło. Wróciła do tańca i niedawno wyszła za mąż za Tomka, który również jest jej partnerem turniejowym. Małgosia też tańczy. Obie zrobiły uprawnienia instruktorskie.

Uwielbiamy podróżować całą rodziną. Jednak na największą życiową wyprawę pojechaliśmy bez córek. Całe życie powtarzałam, czasem trochę z przekory, bo wydawało mi się to zupełnie nierealne, że chcę wyjechać na wyspy Galapagos. Szłam pewnego dnia Plantami i nagle usłyszałam za swoimi plecami - Ania, to ty? Jakie było moje zdziwienie, gdy zorientowałam się, że to mój kolega ze studiów, który mieszka w Ekwadorze. Okazało się, że ma biuro turystyczne i organizuje wycieczki po Ekwadorze, także na wyspy Galapagos. Po kilku latach od tego spotkania podjęliśmy w końcu decyzję o wyprawie do Ameryki Południowej wraz ze znajomymi podróżnikami. Rozpoczęliśmy od wysp Galapagos.

To było niezapomniane przeżycie. Pięć dni na jachcie, w nocy podróż z wyspy na wyspę, w dzień zwiedzanie. A dookoła nas uchatki, żółwie, ptaki, które w ogóle nie boją się ludzi. Czysta, piękna woda, cudowna przyroda, Ocean Spokojny, piasek jak mąka krupczatka. W Ekwadorze udało mi się wyjść na najwyższy czynny wulkan Cotopaxi. Stanęliśmy także na równiku. Byliśmy też w Wenezueli. Po kilka dni spędziliśmy na Karaibach, w delcie Orinoko i amazońskiej dżungli. Zobaczyliśmy z bliska najwyższy wodospad Salto del Angel. Między kolejnymi miejscami pobytu przemieszczaliśmy się samolotami i łodziami motorowymi. W krótkim czasie mieliśmy ponad dwadzieścia lotów. Poczuliśmy się znów jak nastolatki, przed którymi otwiera się cały świat. Myślimy, że mieliśmy w życiu dużo szczęścia. Spełniły się chyba wszystkie nasze młodzieńcze marzenia.
Stanisław Smoroń

Założyciel najstarszej w Krakowie Szkoły Tańca A. S. Smoroń, dyplomowany nauczyciel Królewskiego Towarzystwa Nauczycieli Tańca Wielkiej Brytanii, ma uprawnienia instruktorskie Ministerstwa Kultury i Sztuki, jest sędzią PTT, tańczy od 1970 roku

Poznaliśmy się na studiach. Szybko odkryliśmy, że mamy wspólną pasję. I tak się wszystko zaczęło. Ja już działałem w Studenckim Klubie Tańca AGH, pomagałem w organizacji turniejów. Wiedziałem, że taniec jest tym, co chcę robić w życiu. Założyliśmy rodzinę, kiedy Ania była jeszcze na studiach. Ale nigdy nie żałowaliśmy tej decyzji. Odłożyliśmy na bok turnieje i występy, a skoncentrowaliśmy się na budowaniu czegoś zupełnie dla nas nowego. Gdy patrzymy na naszych znajomych, którzy wszystko poświęcili dla tańca, wiemy, że podjęliśmy słuszną decyzję.

Ale taniec był zbyt ważny. Nie mogliśmy zrezygnować z niego całkowicie. Dlatego założyliśmy szkołę. To nie był łatwy czas. W 1982 r. trwał jeszcze stan wojenny. Na AGH zawieszona została działalność wszystkich zrzeszeń i organizacji. Zamknięty został także klub tańca. Wtedy postanowiłem założyć szkołę, aby tym wszystkim studentom, którym odebrano prawo do tańczenia, przywrócić miejsce, gdzie mogliby kontynuować naukę tego, co kochają. Dziś żartujemy, że gdyby nie stan wojenny, nie byłoby naszej szkoły. Przetrwała do dziś. 28 lat. Jest najstarszą szkołą tańca w Krakowie, jedną z najstarszych w Polsce. Dzięki temu ciągle tańczymy. Jesteśmy trenerami, sędziami I kategorii Polskiego Towarzystwa Tanecznego, nauczycielami tańca Królewskiego Towarzystwa Nauczycieli Tańca Wielkiej Brytanii.

Małgosia i Beata od małego jeździły z nami na pokazy, turnieje, obserwowały nasze lekcje. Udało nam się stworzyć zgraną rodzinę, która dzieli z sobą wiele wspólnych pasji. Bo taniec nie jest jedyną. Kochamy jeździć na nartach, często szusujemy po włoskich stokach. Kochamy podróże. Żartujemy, że naszą pierwszą wspólną podróżą był wyjazd na Mistrzostwa Świata do Dortmundu. To było ciekawe przeżycie. Na pobyt w Niemczech w latach 80. potrzebne były wizy. Nie przysłali nam ich do Krakowa, musieliśmy jechać po nie do Warszawy. A że ważne były zaledwie 3 dni, to zaraz po zakończeniu turnieju wsiedliśmy w samochód i na pełnym gazie mknęliśmy do granicy, żeby tylko zdążyć ją przekroczyć, zanim wizy stracą ważność. Teraz nasze podróżowanie jest bardziej zorganizowane. Dwa lata temu udało nam się spełnić marzenie mojej żony i wyjechać do Ameryki Południowej. Ania dzielnie wspinała się na Cotopaxi. Ja zrezygnowałem, wolałem obserwować tę niełatwą wspinaczkę z samochodu.

Choć kochamy zwiedzać świat, ulubionym miejscem na ziemi jest nasza mała działka pod Krakowem. Ania hoduje tu kwiatki i warzywa. Ja zajmuję się drzewami i krzewami. Nie przypuszczaliśmy, że uprawa ogródka może dawać taką frajdę. Razem z Piotrem Galińskim, który też prowadzi swoje małe gospodarstwo, żartujemy, że gdyby ktoś kilka lat temu powiedział nam, że będziemy uprawiać własne ogródki, to postukalibyśmy się po głowach. A teraz to nasz najlepszy relaks. Jako nauczyciele tańca mamy mnóstwo swoich wychowanków. Przychodzili nauczyć się tańczyć, a wychodzili zakochani i szczęśliwi, bo spotkali na lekcjach tańca swoją drugą połówkę. Do tej pory z wieloma utrzymujemy kontakt. Odwiedzają nas, przychodzą na turnieje, przyjeżdżają na obozy taneczne, które organizujemy. Prowadzenie szkoły daje nam ogromną radość.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Nastolatek oblał się benzyną i podpalił!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska