Przypomnijmy - umowa z Doleżalem nie zostanie przedłużona. Sprawa podjęcia decyzji ostatecznej przeciągała się, miała zostać wyjaśniona po sezonie, ale „bomba” wybuchła już w piątek, w trakcie zawodów. Wtedy o odejściu poinformował czeski trener. Zawodnicy w sobotę przed kamerami TV nie szczędzili krytyki. Mieli duże pretensje wprowadzenie ich w błąd, o brak planu na przyszłość (nic nie wiadomo o zastępcy, przygotowaniach), stanęli murem za odchodzącym szkoleniowcem.
Oficjalnego stanowiska PZN nie było. Jedynie sekretarz PZN Jan Winkiel poinformował, że nowego trenera poznamy w ciągu dwóch tygodni.
Gromy posypały się także na Adama Małysza. Dyrektor sportowy związku ds. skoków i kombinacji norweskiej jest łącznikiem między kadrą i PZN, był w Planicy, ale po wybuchu afery wyjechał.
W poniedziałek w programie „Misja Sport” (wspólny projekt Onetu i „PS”) odniósł się do sprawy. Małysz zaznacza, że związek nie chciał wchodzić w konflikt z zawodnikami czy sztabem szkoleniowym. Według niego, wstępne ustalenia były takie, że Doleżal po PŚ Planicy przyjedzie do PZN na rozmowę. Plan się jednak zmienił.
- Michal bardzo nalegał, że musi to wiedzieć wcześniej, bo ma propozycje z innych krajów. Ja powiadomiłem PZN, był wiceprezes Wojtek Gumny, który konsultował sprawę z zarządem. Poinformowaliśmy trenera, że kontrakt nie zostanie przedłużony, po czym rozpętała się wojna - powiedział Małysz.
Dodał: - Michal trochę wymusił na nas wcześniej powiedzenie mu tego, na jakim stanowisku stoi PZN. Ja nie byłem w stanie się spotkać. Napisałem Kamilowi (Stochowi) nawet SMS, czy chce się ze mną spotkać, ale nie dostałem odpowiedzi. Później po spotkaniu z Michalem od razu rozpętała się burza, a zawodnicy poprosili o spotkanie. Spotkaliśmy się z nimi i myśleliśmy, że wszystko jest wyjaśnione, ale potem była kontra, którą PZN dostał w mediach.
