– Najbliżej trzymałem się z Jurkiem Gorgoniem, znaliśmy się z kadry juniorów. Jak sobie przypominam nasze pierwsze spotkania, to Jurek, pochodzący z Zabrza, niezbyt dobrze jeszcze po polsku mówił. Później – choć miał ucho słonia – nauczyłem go nawet lwowskich piosenek – wspomina Musiał. Dodaje: – Mieliśmy naprawdę wesoły autobus. Ale do momentu przyjazdu na stadion. Bo trener Górski zawsze mówił: „Kiedy się bawimy, to się bawimy, a kiedy zap..., to zap...”.
W Murrhardt, gdzie podczas niemieckiego mundialu bazę miała nasza reprezentacja, zabawa odbywała się kosztem asystenta trenera Górskiego – Jacka Gmocha...
– Role na odprawie przedmeczowej były podzielone, Jacek odpowiadał za rozpracowanie przeciwnika – opowiada piłkarz, który na tamtym mundialu zagrał w sześciu spotkaniach. – Na jednej z odpraw wpadło nam do głowy, żeby schować Jackowi, który gdzieś wyszedł, jego notes, ten cały bank informacji. I tak zrobiliśmy, trener o tym wiedział. Rozpoczęła się odprawa, Górski do Jacka: „No, to zaczynaj”. Jacek stwierdził brak notesu i gorączkowo zaczął go szukać. My – poważne miny. Mija chwila, trener ponagla: „No, Jacek, ile możemy czekać?”. On na to: „Panie trenerze, zginął mi notes”. Górski: „Skoro tak, panowie, to dziękuję bardzo. Odprawy przedmeczowej nie będzie”... Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. No i przynieśliśmy Jackowi ten jego notes.
Nie była to jedyna historia z Murrhardt, w której Gmoch był głównym bohaterem. Trzecia drużyna świata nie miała litości dla 35-letniego trenera...
– Na spacery chodziliśmy na ścieżkę zdrowia. Jedna ze stacji znajdowała się nad stawem – choć to może za duże słowo: było to bajoro z brązową wodą – odtwarza Adam Musiał. – Z jednego na drugi brzeg przechodziło się po kłodzie powalonego drzewa. No i Kaziu Deyna wymyślił, że musimy tutaj Jacka wykąpać... Przeszedł Kaziu, przeszedł Leszek Ćmikiewicz, kolejni zawodnicy. Ale Jacek przejść nie chciał. Nawet wtedy, gdy i trener Górski przeszedł po tej kłodzie. Wymyśliliśmy więc – składamy się po marce. Zaproponowaliśmy Jackowi: „Dostaniesz od nas 25 marek, jak przejdziesz na drugą stronę”.
Gmoch podjął wyzwanie.
– Staliśmy na obu brzegach. Gdy Jacek był w połowie drogi, wskoczyliśmy na bal i zaczęliśmy nim huśtać. Chłopak nie miał prawa się utrzymać, wpadł do bagna. On, jasnowłosy... Gdy wyszedł, po brodzie spływał mu muł. Taki ubaw mogliśmy sobie tylko wymarzyć!
Follow https://twitter.com/sportmalopolska