"Postanowiliśmy, że pokażemy im w Polsce jak gra się twardo"
Polacy w listopadzie 1972 roku rozpoczęli eliminacje MŚ od wyjazdowej porażki z Walią 0:2. Kilka miesięcy później wygrali 3:0 w rewanżu.
– Przegraliśmy z Walią i wydawało się, że zostaliśmy wyeliminowani. Oni nas pobili. Wtedy w Walii było tak, że kto się nie załapał do rugby, to szedł do piłki nożnej. Zagrali bardzo ostro. Postanowiliśmy, że pokażemy im w Polsce jak gra się twardo i to się spełniło
– powiedział Jan Tomaszewski.
Dogłębna analiza rywala
6 czerwca 1973 roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie Polacy wygrali z Anglią 2:0 po golach Roberta Gadochy i Włodzimierza Lubańskiego. Przed czwartym meczem grupowym byli w komfortowej sytuacji. Do awansu wystarczył im remis.
– Wiedzieliśmy wszystko o Anglikach. Była to jedna z najlepszych reprezentacji na świecie. Tydzień przed meczem z Anglią zremisowaliśmy 1:1 z Holandią, która według mnie była wówczas jeszcze lepsza
– podkreślił podstawowy bramkarz reprezentacji w tamtym okresie Tomaszewski.
Pewność siebie niekiedy bywa przeklęta
Wyspiarze byli pewni siebie przed meczem z Polską i nie dopuszczali do siebie myśli, że może ich zabraknąć na mundialu w RFN. W mistrzostwach świata uczestniczyło wówczas 16 drużyn.
– Byliśmy krytykowani. Jerzego Gorgonia nazywali bokserem. Grzegorza Latę wysyłali do lekkoatletyki. Anglicy wcześniej wygrali 7:0 z Austrią, a my byliśmy drużyną na podobnym poziomie
– powiedział były bramkarz, który uważa, że Polska była zlekceważona przez rywala.
"Człowiek, który zatrzymał Anglię"
Anglicy niemal cały czas przeważali w meczu z Polską. Oddali 36 strzałów na bramkę, w tym 17 celnych, natomiast Polacy odpowiednio pięć i dwa. Tomaszewski był po tym meczu nazywany "człowiekiem, który zatrzymał Anglię".
– Tak mówili, ale ja to dementowałem. Człowiek, który zatrzymał Anglię to był pan trener Kazimierz Górski. Popełniłem wiele błędów na Wembley, ale moi koledzy mnie ratowali
– wyjaśnił bohater meczu, który obronił czternaście strzałów.
Utrudnienia na kilku frontach
Do przerwy było 0:0. Polacy przetrwali huraganowe ataki Anglików, a Tomaszewski popisał się wieloma spektakularnymi interwencjami. Gospodarze byli wspierani przez 100 tysięcy kibiców zgromadzonych na Wembley.
W 57. min Polacy wyprowadzili jeden z nielicznych ataków. Henryk Kasperczak podał do Grzegorza Laty, który przebiegł kilkadziesiąt metrów i wystawił piłkę Janowi Domarskiemu, a ten uderzył bez przyjęcia i strzelił gola na 1:0.
– Peter Shilton popełnił błąd, bo myślał, że strzał będzie w długi róg, a piłka poszła w krótki. Uderzyłem bardzo mocno
– wyjaśnił strzelec bramki.
Bramka Domarskiego została wybrana jednym z 50 najważniejszych goli w historii futbolu przez brytyjski dziennik "The Times".
Anglicy kilka minut później wyrównali z rzutu karnego. Allan Clarke strzelił mocno w prawy róg bramki i nie dał szans Tomaszewskiemu, który rzucił się w drugą stronę.
Tomaszewski skończył mecz z kontuzją ręki, gdyż ucierpiał w starciu z Clarkiem.
Mit założycielski "Orłów Górskiego"
Polacy utrzymali remis i awansowali na mundial, wygrywając grupę eliminacyjną przez Anglikami i Walijczykami.
– Wierzyliśmy w to, że wytrwamy i tak się stało. Do dzisiaj się z tego cieszymy. Minęło 50 lat, a ja mam wrażenie, jakby to było wczoraj
– skomentował były napastnik.
Mecz na Wembley jest uważany za mit założycielski drużyny trenera Górskiego, która później zajęła w trzecie miejsce w mistrzostwach świata w RFN i zapoczątkowała najlepszy okres w historii piłkarskiej reprezentacji Polski. Biało-Czerwoni pod wodzą trenera Piechniczka powtórzyli ten sukces w 1982 roku podczas mundialu w Hiszpanii.(PAP)
