Federer przystępował do pojedynku w roli zdecydowanego Faworyta. Warto dodać, że w ubiegłym roku pokonał Chorwata w finale Wimbledonu. Teraz miało być podobnie. Za drugą rakietą świata przemawiał również fakt, że w półfinale miał ułatwione zadanie. Jego rywal - Koreańczyk Hyeon Chung musiał poddać pojedynek z powodu bólu stopy.
W pierwszym secie Federer wyszedł na kort jak po swoje. Po zaledwie 24 minutach wygrał gładko 6:2. Czilić nie był sobą. Widać było, że szósty zawodnik rankingu ATP jest usztywniony i brakuje mu pewności siebie.
W drugiej partii Czilić się opanował i coraz mocniej naciskał na utytułowanego Szwajcara. W tie-breaku wykorzystał piłkę setową i doprowadził do wyrównania (1-1). Dla Federera był to pierwszy przegrany set w turnieju, po serii 19 wygranych z rzędu.
Trzeci set był powrotem do przeszłości sprzed niecałej godziny. Podobnie jak na początku meczu Czilić znów zaczął popełniać niewymuszone błędy. W efekcie przegrał partię do 3.
Wydawało się, że wszystko może być rozstrzygnięte, jednak kibice w Melbourne znów byli świadkami kolejnego zwrotu akcji. Szwajcar grał źle, miał kłopoty z trafianiem pierwszym podaniem, a Czilić wzniósł się na swoje wyżyny. Zagrywał potężne piłki, które sprawiały niebywałe kłopoty tenisiście z Bazylei. Od stanu 0:2 zdobył pięć kolejnych gemów i doprowadził do decydującego seta.
Decydująca partia była pokazem brzydkiego tenisa. Widać było, że stawka meczu jest ogromna, a zarówno Federer, jak i Czilić zrobią wszystko, by niekoniecznie pięknie, ale przede wszystkim skutecznie wykończyć rywala. Wydaje się, że o końcowym sukcesie Federera przesądził początek. Szwajcar obronił się przed przełamaniem. Wypracował przewagę, której już nie oddał (6:1).
Dla Szwajcara to także 20. wielkoszlemowe mistrzostwo w karierze. Jest pierwszym mężczyzną, który osiągnął barierę 20 wygranych turniejów Wielkiego Szlema w grze pojedynczej. Z Cziliciem zagrał po raz 10. w karierze. Przegrał tylko raz.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska