https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cleber: Kraków na dziś, na jutro?

Bartosz Karcz
Cleber z żoną Adrianą
Cleber z żoną Adrianą Andrzej Banaś
Dla każdego człowieka to bardzo istotne, żeby rodzina dobrze czuła się w miejscu, w którym mieszka. Nasze dzieci są tutaj, w Krakowie, bardzo szczęśliwe - mówi Cleber, jeden z najlepszych piłkarzy Wisły. Brazylijczyk wspomina pierwsze zetknięcie z chłodną Polską i gorącymi Polakami. Snuje też plany na przyszłość, o czym pisze Bartosz Karcz

Gdy w 2006 roku brazylijski piłkarz Cleber przechodził do Wisły Kraków, myślał, że to będzie po prostu kolejny, już dziesiąty zresztą, klub w jego karierze. Miał tutaj pograć kilka sezonów, zarobić pieniądze i wrócić do Brazylii.

Dzisiaj razem z żoną Adrianą poważnie zastanawiają się czy nie zostać w Krakowie na stałe, bo Polska stała się dla niego i jego rodziny drugim domem, a rzeczywistość w naszym kraju znacznie odbiegła od tego, co Brazylijczyk myślał na ten temat cztery lata temu, podpisując kontrakt z Wisłą. Co takiego urzekło Clebera i jego żonę pod Wawelem? Postanowiliśmy to sprawdzić.

Najpierw wyrzucił Wisłę z Pucharu UEFA
Pierwszy kontakt Clebera z Wisłą Kraków nastąpił jesienią 2005 roku. Brazylijczyk razem z kolegami z Vitorii Guimaraes wyrzucił wtedy za burtę Pucharu UEFA "Białą Gwiazdę".

Sam przyczynił się do tego, strzelając z rzutu karnego jedną z bramek w pierwszym, wygranym przez Vitorię 3:0, meczu obu drużyn w Portugalii. W rewanżu również górą byli piłkarze Vitorii (1:0), ale to co utkwiło gościom w pamięci, to fantastyczny doping krakowskich kibiców, mimo słabej tego dnia gry Wisły.

Cleber pewnie nie przypuszczał wtedy, że już za kilka miesięcy stanie się jednym z ulubieńców tych kibiców, zyskując ich ogromny szacunek nie tylko za umiejętności, ale również za podejście do gry.
Dzisiaj Brazylijczyk nie kryje, że do Polski przyjeżdżał z przekonaniem, że jest tutaj zimno i tak samo zimni są Polacy. Ten drugi stereotyp szybko trafił do kosza.
Miłe zaskoczenie Polską i Polakami
- Zanim przyjechaliśmy do Polski, słyszeliśmy, że ludzie są tutaj mocno zamknięci w sobie - wspomina Brazylijczyk. - Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Moje pierwsze wrażenia związane są z osobą Maćka Stolarczyka. W tych pierwszych dniach i tygodniach po przyjeździe do Krakowa, to właśnie "Stolar" bardzo mi pomógł wejść do drużyny, poznać codzienne życie w zupełnie nowym dla mnie miejscu.

Ale nie tylko on. Również pozostali piłkarze szybko stali się moimi przyjaciółmi. Jak mówi, przyjęto go w drużynie i w klubie niezwykle ciepło, z otwartym sercem. - To było dla mnie bardzo miłe zaskoczenie. Po czymś takim bardzo ważne było dla mnie, żeby swoją grą odwdzięczyć się za to - dodaje Cleber.
Dobre zdanie na temat życia w Polsce ma również żona Clebera, Adriana.

Brazylijka urodą nie przypomina stereotypowej kobiety z Ameryki Południowej. Ładna blondynka śmiało mogłaby uchodzić za rodowitą Polkę. Pochodzenie zdradzają jedynie głęboko czarne oczy. Pytana o różnice w życiu w trzech krajach, w których przyszło jej mieszkać razem z mężem: Brazylii, Portugalii i Polsce, mówi:

- Podstawowa różnica to oczywiście pogoda. W Brazylii i Portugalii jest znacznie cieplej. W Polsce życie jest jednak bardzo wygodne jeśli chodzi o codzienne sprawy. Między innymi z tego względu bardzo dobrze się tutaj czujemy - uśmiecha się szeroko.

O tym, że nie jest to tylko kurtuazja Brazylijczyków i że rzeczywiście dobrze czują się w Polsce, można się było przekonać, gdy piłkarz otrzymał propozycję gry w czeczeńskim Tereku Grozny.
Oferta była bardzo atrakcyjna finansowo dla szykującego się powoli do zakończenia kariery zawodnika. Skorzystał z niej zatem, ale o dziwo, do Rosji pojechał sam.

Żona z synami nie wróciła jednak do Brazylii, a pozostała w Krakowie. I wcale powodem nie był fakt, że życie w Groznym mogłoby być niebezpieczne. Piłkarze Tereka większość czasu spędzają bowiem w Moskwie, a do Groznego latają jedynie na mecze.

- Nie pojechaliśmy do Rosji wszyscy, bo byłoby to bardzo trudne, szczególnie dla moich synów - tłumaczy Cleber. - Musieliby zmieniać szkołę, uczyć się nowego języka, a skoro dobrze czują się w Krakowie, to zostali tutaj. Dla mnie to bardzo ważna rzecz jest, jak podchodzą do tego synowie. Oni bardzo chętnie chodzą do szkoły, dobrze czują się w towarzystwie swoich kolegów. Mają tutaj przyjaciół.
A przecież dla każdego człowieka to bardzo istotne, żeby rodzina dobrze czuła się w miejscu, w którym mieszka. Nasze dzieci są tutaj bardzo szczęśliwe i często mówią do nas, że chcą w Polsce zostać na zawsze.

Ojciec szybko wrócił do rodziny
Rodzina nie musiała długo czekać na męża i ojca. Cleber po kilku miesiącach rozwiązał bowiem kontrakt z Terekiem i wrócił do Krakowa. Skorzystał z ponownej propozycji gry w Wiśle, a jego stosunek do Polski najlepiej oddały pierwsze słowa, jakie wypowiedział gdy podpisał nową umowę z "Białą Gwiazdą".
- Wróciłem do domu - rzucił wtedy Brazylijczyk. Dzisiaj poproszony o wytłumaczenie sensu tych słów, spokojnie mówi: - Dom jest tam, gdzie mieszka twoja rodzina, gdzie ona dobrze się czuje. Teraz tym naszym domem jest właśnie Kraków.

Oboje z Adrianą są zgodnym małżeństwem już od czternastu lat. Mówią, że to całe ich życie. Czy łatwo jest być żoną piłkarza? Uśmiecha się, a następnie spokojnie tłumaczy: - Szczerze mówiąc nie wiem, jaka jest różnica w byciu żoną kogoś innego, bo zawsze byłam żoną piłkarza. Dla mnie to jest normalne życie. Myślę, że nie różni się specjalnie od życia np. żony lekarza. Różnica polega na tym, że lekarz chodzi do pracy w szpitalu, a mój mąż na trening. Lubię takie życie, ale szczerze mówiąc już teraz trochę się boję co to będzie, jak mąż skończy karierę, a jest do tego przecież coraz bliżej.

Profesjonalista zawsze i w każdym calu
Adriana przyznaje też, że nie jest dla niej problemem dieta męża. Trzeba bowiem wytłumaczyć, że Cleber ma opinię profesjonalisty w każdym calu, również jeśli chodzi o to, kiedy i co je.
- Naprawdę łatwo jest gotować piłkarzowi - zdradza Brazylijka. - Mąż nie ma wyszukanych wymagań, lubi normalne rzeczy. Oczywiście nasza kuchnia różni się nieco od polskiej, ale to też nie jest tutaj problem, bo ja bardzo lubię gotować.

Cleber lekko obrusza się, gdy wspominamy, że wszyscy w klubie, trenerzy i koledzy z drużyny, podkreślają ten jego profesjonalizm. - A co w tym dziwnego - mówi. - To jest normalne, że podchodzę do futbolu w profesjonalny sposób. Przecież to mój zawód. Nie jestem z tego powodu specjalnie dumny, bo takie podejście to podstawowy obowiązek każdego piłkarza.

Gdy jednak pytamy czy po kilku latach pobytu w Polsce może powiedzieć, że profesjonalizm jest również normalną rzeczą dla wszystkich naszych piłkarzy, uśmiecha się tylko znacząco... Powoli o kontynuację rodzinnych tradycji piłkarskich zaczynają dbać synowie.

Trzynastoletni Lucas i dziewięcioletni Victor już kopią piłkę w trampkarzach Wisły. Starszy z tej dwójki jest nawet kapitanem swojej drużyny. Rodzice nie mieliby nic przeciwko temu, żeby zostali zawodowymi piłkarzami, choć nie mają zamiaru im nic narzucać.
Brazylijczycy przypięli deski
- Podchodzę do tego spokojnie - mówi zawodnik Wisły. - Jeśli moi synowie zechcą, mogą być zawodowymi piłkarzami, ale póki co, staram się ich tonować. Jeszcze nie są gwiazdami i czasami im to przypominam (śmiech). Niech trenują, niech pracują, a zobaczymy w przyszłości, czy będą zawodowo grać w piłkę.

Na razie jednak prócz kopania piłki obaj chłopcy lubią też robić wiele innych rzeczy. - Oni są bardzo zżyci ze swoimi rówieśnikami, chcą robić to samo co oni - opowiada Adriana. - Przykładowo ostatnio byliśmy na nartach w okolicy Myślenic. Dla Brazylijczyków nie jest to może naturalny sport, ale chłopcom bardzo się podoba. Pewnie gdybyśmy mieszkali teraz w Brazylii, chcieliby całe dnie siedzieć na plaży...

W Krakowie lubią też spędzać wolny czas tam, gdzie większość mieszkańców. Bardzo podoba się im oczywiście Rynek Główny, często można ich tam spotkać na spacerach.
Żona Clebera żartuje, że jej praca to głównie zajmowanie się rodziną, ale zdradza też, w Krakowie zajęła się również nauką.

- Zapisałam się na zajęcia na Uniwersytecie Jagiellońskim - mówi. - To studia dla obcokrajowców. Trwają dwa lata i polegają w głównej mierze na nauce języka, ale nie tylko. Podobały mi się te zajęcia, ale po wyjeździe męża do Rosji musiałam je zawiesić, bo wszystkie obowiązki spadły na moje barki i trochę brakowało mi czasu. Być może jednak do nich wrócę. A na razie moja praca do dom.

Cleber po powrocie do Wisły jeszcze w niej nie zagrał, bo póki co, leczy złamane żebra. Jednym z niewielu plusów tej kontuzji jest fakt, że zamiast w Wielką Sobotę jechać z drużyną na mecz do Warszawy, może już szykować się do Świąt Wielkanocnych. Ponieważ dla każdego chrześcijanina to specjalny czas, zapytaliśmy oboje Brazylijczyków, jakie są różnice w spędzaniu tych świąt w ich ojczyźnie i w Polsce.

Jak lać wodą to tylko w Krakowie
- W Polsce zaskoczyła nas tradycja lania wodą - mówi Adriana. - Nie spotkaliśmy się z tym zwyczajem ani w Brazylii, ani w Portugalii. Nowością było też malowanie jajek. W Brazylii i Portugalii też są jajka na Wielkanoc, ale z czekolady. Wszyscy się nimi zajadają. Ważnym elementem w naszej tradycji są też uroczyste śniadanie wielkanocne oraz świąteczny obiad, ale to akurat zwyczaj podobny do polskiego.
Na koniec naszego spotkania zapytaliśmy Clebera i jego żonę, jak to będzie z tą ich przyszłością w Polsce po zakończeniu kariery piłkarza.

Okazuje, że rzeczywiście bardzo poważnie o tym myślą. - To bardzo trudna sprawa - mówi Adriana. - Nie ma praktycznie dnia, żebyśmy o tym nie rozmawiali. Nasi synowie bardzo chcą zostać w Polsce, bo tutaj mają swoich kolegów, przyjaciół i nie wyobrażają sobie życia bez nich. To zrozumiałe, bo Lukas i Victor tutaj się praktycznie wychowali. Żebyśmy jednak mogli rzeczywiście zostać w Polsce, musi być praca. Jeśli jej nie będzie, ciężko byłoby nam tutaj funkcjonować. Ta praca mogłaby znaleźć się choćby w Wiśle.

Zresztą Cleber, podpisując nowy kontrakt z krakowskim klubem, wspominał, że chciałby dla niego pracować również po tym, jak zawiesi buty na kołku. Teraz rozwija ten temat.
Zapamiętajcie mnie jako dobrego piłkarza
- Praca dla krakowskiej Wisły po zakończeniu kariery, to na razie moje wielkie życzenie - mówi piłkarz. - Nie prowadziliśmy jednak jeszcze z klubem rozmów w tej sprawie - zastrzega.- Powiem, jak ja to sobie wyobrażam. Mogę być klubowym skautem. Mogę pomagać sprowadzać piłkarzy do Wisły. Mogę też na przykład odpowiadać za piłkarzy z Ameryki Południowej, którzy będą tutaj grać, pomagać im adoptować się do polskich warunków. Potrafię być pomocny, bo przecież sam to przeżyłem.

Bez względu jednak na to, co będzie robił, i gdzie go rzucą losy pewne jest, że będzie wykonywał swe obowiązki perfekcyjnie. Chce, żeby ludzie w Krakowie zapamiętali go nie tylko jako dobrego piłkarza, ale również profesjonalistę we wszystkim, co robi.

- Tak jak myślałem stereotypami o Polsce i Polakach przed przyjazdem tutaj, tak chciałbym zmienić zwyczajowe, stereotypowe myślenie o Brazylijczykach. Nasz naród to przecież nie tylko zabawa i samba. Choć oczywiście bawić też się lubimy - kończy Cleber uśmiechając się od ucha do ucha...

Wybrane dla Ciebie

Tauron z mocnym początkiem roku. Firma zaskakuje wynikami

Tauron z mocnym początkiem roku. Firma zaskakuje wynikami

Wiślanie Skawina tuż nad przepaścią. Robi się gorąco!

Wiślanie Skawina tuż nad przepaścią. Robi się gorąco!

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska