Elektrowni udało się przywrócić zasilanie dopiero sześć godzin później. Właściciel dyskoteki jest pewien, że stało się tak, bo doszło do sabotażu jego lokalu. O spowodowanie awarii podejrzewa konkurencję.
- To był dla mnie jeden z najbardziej przykrych dni w życiu - mówi Krzysztof Rządek, właściciel klubu Level One. - W piątek w naszym lokalu zaplanowana była wielka impreza. Organizowałem ją sporo czasu. Miał grać sławny Weekend. W klubie miało być dwa tysiące ludzi. Na kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem koncertu (o godz. 19) w całej wiosce zgasło światło. Zasilanie przywrócono przed drugą w nocy. Impreza się nie odbyła. Ludzie przychodzili pod klub, ale odjeżdżali do domu. Ja zamiast zarobku mam straty. Samemu zespołowi za przyjazd trzeba było zapłacić 15 tys. zł.
Mężczyzna nie chce wierzyć, że awaria wydarzyła się samoczynnie. W piątek nad Podhalem nie wiał huragan, nie padał deszcz i nie było gradobicia. - Kataklizm pogodowy nie uszkodził więc linii energetycznej - mówi Rządek. - Moim zdaniem mógł to zrobić tylko człowiek. Ktoś, kto nie chciał, by nasza impreza się odbyła. Może konkurencja? Bo przecież w pobliskich wioskach prąd był! Dlatego w poniedziałek zainteresuję sprawą prokuraturę.
Właściciel dyskoteki wyznaczył też nagrodę 5 tys. zł dla tego, kto wskaże osobę, która przecięła kabel.
Czy do sabotażu rzeczywiście doszło? - Tego dziś jeszcze nie wiemy - powiedział wczoraj "Krakowskiej" Marcin Marzyński, rzecznik spółki energetycznej Tauron. - W Cichem zerwał się kabel przewodzący średnie napięcie. Czy było to zdarzenie losowe, czy celowe uszkodzenie, będziemy umieli powiedzieć dopiero w poniedziałek. Żadna opcja nie jest wykluczona.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+