Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Duńska dziewczyna, nowa rzeczywistość i stare tematy

Jerzy Stuhr
Zmienia się rzeczywistość, zmieniają się tematy interesujące ludzi, również te pojawiające się w sztuce. Przyzwyczajeni do wolności, mamy nadzieję, że nikt nam tych tematów nie będzie dyktował. Czy nowy świat otwiera przed nami nowe rejony do penetrowania?

Zapewne tak, choć nie dzieje się to bezpośrednio i natychmiastowo. Myślę, że te nowe tematy nie mają związku z doraźnymi sytuacjami politycznymi jednego czy drugiego kraju. A nawet można mieć wątpliwości, czy tematy w sztuce rzeczywiście stają się nowe. Bywa z tym różnie. Nieraz jesteśmy pewni, że tematy są stare, co najwyżej spojrzenie na nie bywa nowe. Mówi się przecież, że sztuka zajmuje się tylko dwoma tematami: miłością i śmiercią, a gigantyczna ilość wariacji na te tematy świadczy tylko o talencie i wyobraźni nowych artystów, tak jak niegdyś świadczyła o talencie „starych” artystów, a nie o nowych potrzebach.

Pewna nowość tkwi raczej w zmiennych reakcjach na sztukę. Takie reakcje głoszone w imię nowych czasów lub tego, co się komu w związku z tymi nowymi czasami wydaje - mogą się wydawać zaskakujące!

Mam taki niespodziewany przykład. Na ostatnim festiwalu w Wenecji pokazywano film o transseksualiście, granym przez znanego aktora, zdobywcę Oscara za bardzo głośną rolę profesora Stephena Hawkinga, w filmie o „Teorii wszystkiego”, czyli przez Eddiego Redmayne’a.

Ten nowy film nazywał się „Duńska dziewczyna” (choć pewnie, gdy wejdzie na ekran, uzyska tytuł taki jak jego pierwowzór literacki - czyli „Dziewczyna z portretu”), a rzecz wyreżyserował też znany reżyser brytyjski, twórca obsypanego nagrodami filmu „Jak zostać królem”, czyli Tom Hooper.

Mówię te nazwiska nie po to, żeby oceniać ową „Duńską dziewczynę”, bo spotkała się ona tam z różnym odbiorem, ale dlatego, że twórcy tak doświadczeni mogli oczekiwać normalnej reakcji na film.

Tymczasem na konferencji prasowej, ni stąd, ni zowąd, wstaje dziennikarka z kręgu gender i mówi: jakim prawem transseksualistę gra mężczyzna? Ma grać prawdziwy transseksualista, bo w innym przypadku jest to jawna kpina z transseksualizmu.

Reżyser zgłupiał, a potem zaczął się gęsto tłumaczyć - i to wyglądało nawet śmiesznie i bezradnie. Widać, że był bardzo zaskoczony.

A dziennikarka nalegała: Dlaczego nie poszukał pan aktorów transseksualnych? I reżyser znowu brnął w tłumaczenia: Znalazłem takich nawet dwóch, w Danii, ale to byli słabi aktorzy, tacy epizodyści, więc nie chciałem obniżać walorów filmu.

Ale tu nie chodzi o film - dziennikarka była nieubłagana - tu chodzi o płeć!

Tu nie chodzi więc o upodobania i fabułę, ale o płeć. Pani Agnieszka Graf do dziś patrzy na mnie z niechęcią, jako na tego, który się w „Seksmisji” wygłupiał, a nawet się z ekranu skarżył, że bije go kobieta.

Co to będzie, jeśli zaczną analizować różne, nawet stare filmy? Za chwilę powiedzą, że Tootsie im się nie podoba, bo mężczyzna odgrywa kobietę. I nie jest ważne, że jest to społecznie uzasadnione, bo ważna jest tylko prawda płci... A jeżeli jeszcze sięgną po „Pół żartem - pół serio”, to co będzie?

To prawda, że ja też przy niektórych transformacjach aktorów amerykańskich uważałem, że oni już przesadnie się bawią systemem Stanisławskiego. Ale nigdy bym nie wymyślił, że artystyczna konsekwencja w tym względzie uwłacza kobiecie.

Takie tematy zaczynają się rodzić i zaczynają stanowić problem w pewnych środowiskach. Gdzie by się ktoś zastanawiał nad czymś takim jeszcze kilka lat temu, kiedy każdy potrafił odróżnić dobrą sztukę aktorską od życia i nie przenosił życiowych doświadczeń postaci na życie aktora?

Zawsze było wiadomo, że to cudownie, iż aktor potrafi wykonać każdą transformację, a tu rzecz się pojawia w formie zarzutu, na który reżyser nie potrafi i nie chce odpowiadać, choć na pewno musi być przekonany, że coś tu zostało z czymś pomieszane. Przecież zna swój fach i zna profesjonalnych aktorów.

Krytycy wyśmiali rzecz, ale zarzut już padł. I to został przedstawiony poważnie. Jeśli więc taki problem zaczyna w kręgi filmowe wkraczać, za chwilę znajdzie się może w teatrze itd. Albo może spowodować, że sztuka pewnych tematów nie będzie podejmować, albo tylko określone kręgi zaczną podobne filmy robić wyłącznie dla siebie i z zachowaniem „prawdy płci”.

A na końcu może się jeszcze okazać, że aktorzy zaczną unikać pewnych ról. W obawie przed „nieprawdą swojego warsztatu” .

Biedny Stanisławski!

Notowała: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska