A przecież, choć może wolałabym "duperelki" zamiast "dupereli", które w moich uszach brzmią "grubo"
i nie są najwdzięczniejszym określeniem, to potoczne, stare jak świat słowo wyjątkowo konkretnie określa to, co możemy w sklepiku przy głównym deptaku pod Tatrami kupić. Czyli nic wielkiego,
ale może miłego i zabawnego. Na pamiątkę.
Według nonsensopedii, czyli polskiej encyklopedii humoru, duperele to takie małe "cosie". Zazwyczaj występują w ilości kilku lub kilkunastu. Wielkość dupereli nie jest dokładnie zdefiniowana, wiadomo tylko, że są mniejsze od czegoś i większe od niczego. Z dupereli wprawny majsterkowicz potrafi zrobić coś wielkiego. I jeszcze: mówienie o duperelach jest głównie domeną polityków i istotnie wpływa
na rozwój polityki.
Cóż, jak widać czarno na białym, burmistrz Majcher swoimi interwencjami to tylko potwierdza. Może więc najwyższa pora, żeby duperele zostawić w spokoju, a rzucić wyzwanie prawdziwym wulgaryzmom. Bo jak się ma może nie najzgrabniejszy szyld do słów na k... i nnych, gorszych, które słyszymy wokół siebie, w autobusie, w kolejce, w pracy, wszędzie?