Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwie dekady w roli kierownika

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Krzysztof Kmiecik lubi się relaksować w myślenickim parku
Krzysztof Kmiecik lubi się relaksować w myślenickim parku Fot. archiwum prywatne Krzysztofa Kmiecika
54-letni myśleniczanin KRZYSZTOF KMIECIK w Dalinie współpracował już z ośmioma prezesami i osiemnastoma trenerami

- Człowiek musi się realizować, mieć swoją pasję, czuć się komuś potrzebny, nie może ograniczać się tylko do pracy zawodowej. Pewnie, że można spędzać wolny czas siedząc w knajpie i pijąc piwo, ale ja tak nie potrafię. Jestem z Myślenic, tu się urodziłem, tu żyję i tu umrę. A Dalin to część miasta. Swą pracą oddaję mu szacunek, wyrażam lokalny patriotyzm - mówi 54-letni Krzysztof Kmiecik. Choć jego słowa wydają się brzmieć nieco patetycznie, swoją wieloletnią działalnością udowodnił, że najlepiej oddają to, czym dla niego jest funkcja kierownika drużyny Dalinu.

Pytany, dlaczego tak bardzo lubi swoje zajęcie, przyznaje, że przynosi mu satysfakcję. - Nie da się tego inaczej wytłumaczyć - mówi. I podkreśla: - Nigdy za tę pracę nie wziąłem i nie wezmę ani grosza. Nie wiąże się ona z profitami. Ale nie lubię słowa „społecznik”, bo kojarzy się z minioną już - na szczęście - epoką.

Propozycja wiceprezesa

Urodził się 22 kwietnia 1962 roku. Jego rodzice - podobnie jak i dziadkowie oraz pradziadkowie - także pochodzili z Myślenic: mama Krystyna z Dolnego Przedmieścia, a nieżyjący już tata Jan z Zarabia. Z tym ostatnim, pomocnikiem Dalinu w latach 60. i sędzią piłkarskim w latach 70., często chodził na mecze. Za piłką uganiał się już na podwórku, ale do klubu trafił dopiero jako nastolatek.

- Wtedy nie było futbolowych szkółek, chłopcy nie zaczynali trenować mając zaledwie kilka lat - przypomina. I dodaje skromnie: - Ja raczej kopałem w piłkę, niż w nią grałem.

„Kopał” w pierwszej połowie lat 80., był prawym obrońcą, występował w rezerwach Dalinu w klasie B i C. Przygodę z futbolem zakończył szybko, bo w wieku 23 lat.

- Już nic więcej nie mogłem osiągnąć w piłce - przyznaje.

Nie mógł wtedy zapewne przypuszczać, że dekadę później powróci do futbolu, ale już w innej roli.

- Zaproponował mi ją Aleksander Jopek, legenda myślenickiej piłki, postać przez wiele lat kojarząca się z Dalinem. Był wtedy wiceprezesem klubu do spraw sportowych. Potem został prezesem - wspomina.

Swą funkcję objął 7 stycznia 1996 roku. Przez sezon - gdy Dalin wycofał się z rozgrywek - nie pełnił jej, dlatego precyzyjniejsze będzie określenie, że kierownikiem jest 20 a nie 21 lat.

Wyrozumiała żona

Jeszcze w roli piłkarza kibicowali mu nie tylko rodzice, ale i brat oraz trzy siostry. Rodzeństwo nie uprawiało sportu, ale lubi go. On sam lubi też nie tylko futbol. Grywa w siatkówkę, jeździ na nartach. Chętnie ogląda wiele innych dyscyplin, np. skoki narciarskie. Nie interesują go natomiast sporty walki.

Od pięciu lat pracuje jako operator ładowarki w Zakładzie Utylizacji Odpadów. Wcześniej zajmował się budowlanką, krótko miał nawet własną firmę.

Ożenił się późno, bo dopiero w wieku 38 lat. Był już wtedy kierownikiem drużyny Dalinu. Żona Danuta wiedziała więc, że męża w weekendy często nie będzie w domu.

- Miała tego świadomość i do dziś godzi się z tym, że w soboty czy niedzielę muszę jechać na mecz. W tygodniu są teraz trzy treningi. Staram się być na jednym lub dwóch z nich, gdy pracuję na poranną zmianę. Jak żonie rekompensuję te częste nieobecności w weekendy? Po prostu swoją miłością- wyznaje.

Z żoną mają czworo dzieci: 15-letniego Wojtka, 14-letniego Radosława, 12-letnią Aleksandrę i 11-letniego Jana.

- Wojtek próbował swoich sił jako bramkarz. Może jeszcze wróci do piłki. Choć potrzeba do niej charakteru - zaznacza.

Najmłodszy z rodzeństwa jest dzieckiem niepełnosprawnym z zespołem Downa, dlatego pani Danuta nie pracuje.

Na ławce razem z idolem

W ciągu 20 lat Kmiecik miał przyjemność pracy z ośmioma prezesami klubu. To kolejno: Marek Gorączko, Stanisław Bisztyga, wspomniany już Jopek, Marek Łatas, Maciej Ostrowski, Robert Kęsek, Zbigniew Lijewski i obecnie szefujący Dalinowi Andrzej Talaga, prywatnie... jego kuzyn (ich mamy są siostrami).

Trenerów pierwszej drużyny za jego kadencji było łącznie osiemnastu. Najdłużej (prawie cztery lata) i najczęściej (trzykrotnie) pracował Wiesław Bańkosz. Dwa razy w klubie pojawili się Kazimierz Kmiecik, Marek Holocher, Robert Orłowski i Marcin Wojtunik. Raz w Dalinie pracowali Leszek Walankiewicz, Piotr Nazimek, Zbigniew Lijewski, Mirosław Hajdo, Czesław Palik, Piotr Kocąb, Krzysztof Hajduk, Robert Nowak, Tadeusz Piotrowski, Marcin Gędłek, Krzysztof Korek, Krzysztof Bukalski i obecny szkoleniowiec Robert Czopek. Zdarzało się, że ktoś poprowadził drużynę tylko w okresie przygotowawczym (Piotrowski i za pierwszym razem Wojtunik), ale z reguły trenerzy byli w klubie kilka miesięcy lub nawet rok.

- Starałem się mieć dobry kontakt z każdym szkoleniowcem. Najmilej wspominam współpracę z Bańkoszem, za którego czasów odnosiliśmy największe sukcesy, oraz z Kmiecikiem i Bukalskim, byłymi świetnymi piłkarzami, którzy - zwłaszcza Kmiecik - tworzyli historię polskiej piłki nożnej. Do dziś utrzymujemy ze sobą kontakty. Jako młody chłopiec, często zasiadający na trybunach stadionu Wisły, podziwiałem Kmiecika na boisku, a po latach miałem przyjemność siedzieć z nim na ławce trenerskiej - mówi kierownik drużyny.

Spadki i awanse

Podczas jego pracy Dalin dziesięć sezonów spędził w III lidze, osiem w IV lidze i dwa w V lidze. Kmiecikowi kilka sezonów szczególnie utkwiło w pamięci.

W sezonie 1997/1998 nastąpiła reorganizacja III ligi. Liczba grup została zmniejszona do czterech, dlatego, by zapewnić sobie prawo gry w nowym sezonie w tej samej klasie rozgrywkowej, trzeba było uplasować się na minimum szóstej pozycji.

- Zajęliśmy czwarte. Przed sezonem mówiliśmy z Bańkoszem, że będzie trudno o utrzymanie. Dobrze jednak go zaczęliśmy. Wygrywaliśmy na wyjaz- dach. Po rundzie jesiennej byliśmy wiceliderami! Awans był poza naszym zasięgiem - mówi.

W 2000 roku Dalin spadł do IV ligi. Jak się potem okazało - aż na sześć lat, nie mając szans na awans. Wprawdzie w sezonie 2003/2004 zajął drugą lokatę, ale ze stratą 20 punktów do Kmity Zabierzów.

- Nie mogliśmy się do niej równać pod względem finansowym, kadrowym, organizacyjnym. Kmita od początku był przygotowywany do awansu, uzupełniany zawodnikami. Choć mieliśmy wtedy dobrą drużynę, byliśmy bez szans w walce z nim - podkreśla Kmiecik.

W 2006 roku w wyniku reorganizacji IV ligi Dalin po zajęciu ósmej lokaty spadł do V ligi. Po roku powrócił jednak do IV ligi. Wyprzedził o punkt Gościbię Sułkowice i o dwa Cracovię II.

- Praca z własnymi zawodnikami zaowocowała awansem - zaznacza.

Dwa lata później czwarte miejsce, dzięki kolejnej reorganizacji rozgrywek, zapewniło myślenickiej drużynie powrót do III ligi.

Po sezonie 2013/2014 Dalin wycofał się z rozgrywek z powodów finansowych. Kmiecik przez rok nie pełnił swojej funkcji.

- Na szczęście zebrała się grupa ludzi, która chciała pomóc klubowi. Gdy wiceprezes Jerzy Moskal zaproponował naszym byłym piłkarzom, grającym w innych drużynach, by wrócili do Dalinu, chętnie się do niego zgłosili. Udało się ponownie stworzyć ekipę i wygrać „okręgówkę” - nie kryje satysfakcji.

Na półmetku obecnego sezonu Dalin jest 10. w tabeli zachodniej grupy małopolskiej IV ligi.

Koszmar we śnie i w życiu

Kmiecik przyznaje, że jako kierownik drużyny teraz ma więcej obowiązków niż przed laty.

- Kiedyś pilnowałem spraw związanych z wyjazdem na mecze, załatwieniem obiadu, wypełnieniem protokołu meczowego. Rejestr kartek prowadziła pani Marysia. Teraz mój zakres obowiązków jest większy, bo w klubie jest mniej ludzi. Muszę dodatkowo załatwiać kwestie transportowe, pilnować kartek i tak dalej - tłumaczy.

Przez dwie dekady udało mu się uniknąć większej wpadki. I nagle...

- Najgorszym koszmarem dla kierownika drużyny jest strata punktów przez drużynę spowodowana jego błędem. Przed każdym meczem zachowuję dużą koncentrację, by go uniknąć. Niestety, zdarzył mi się on w ostatnim meczu w ubiegłym roku. Kiedyś śnił mi się taki koszmar, ale nie sądziłem, że przydarzy mi się naprawdę - mówi.

Chodzi o spotkanie Dalin - Pcimianka, rozegrane 23 listopada. Gospodarze wygrali go 2:0, ale ponieważ w ich drużynie wystąpił nieuprawniony do gry zawodnik (Rafał Ogrodny) goście otrzymali walkower 3:0.

- Przez roztargnienie czy z innego powodu wpisałem do protokołu meczowego 17 nazwisk, a powinienem 18. A zawodnik uprawniony to wpisany do protokołu. Traf chciał, że Rafał w końcówce meczu zmienił innego gracza. Gdy poszedłem podpisać protokół, sędzia przeczytał mi, że napisał, iż zawodnika numer 18 zastąpił zawodnik numer 13, którego nazwiska nie było w protokole. W tym momencie wiedziałem, że popełniłem błąd i nic już tego nie zmieni - opowiada.

Swoją wpadkę - jedyną tak poważną w roli kierownika drużyny - bardzo przeżył, ale ma satysfakcję, że piłkarze, działacze i kibice Dalinu podeszli do niej ze zrozumieniem.

„Legia Warszawa przez wpadkę kierownika (za nieuprawniony występ Bartosza Bereszyńskiego w pucharowym meczu z Celtikiem Glasgow - przyp.) straciła miliony, a ty się martwisz straconymi trzema punktami?” - mówiono mi. Takich sympatycznych gestów wobec mnie było więcej. Dzięki nim łatwiej było mi przeżyć moją wpadkę - przyznaje.

Jak trafić na boisko Wisły?

Swoją funkcję starał się wykonywać jak najbardziej profesjonalnie. Ale czasami zdarzały się nieoczekiwane sytuacje. Głównie związane z wyjazdami na mecze do małych miejscowości, gdzie czasami trudno było znaleźć boisko.

- Dziś jest internet, są GPS-y, nawigacja pomagająca trafić w dane miejsce. Kiedyś były tylko mapy, intuicja i ludzie pytani na trasie. Zdarzało się nam krążyć wokół boiska, nie wiedząc, jak trafić do klubu. Siedząc z przodu autokaru, nieraz słyszałem jak loża szyderców, złożona z piłkarzy, miała ubaw z kierownika, który nie może znaleźć drogi na boisko - śmieje się.

A już poważniej opowiada, jak trudno było trafić myśleniczanom na stadion... Wisły. Było to 4 września 2013 roku, gdy rezerwy „Białej Gwiazdy” miały gościć Dalin na głównym boisku.

- Jechaliśmy na mecz prywatnymi samochodami, a nie autokarem, bo część naszych piłkarzy mieszkała w Krakowie. Mieliśmy wjechać na stadion od strony Błoń, ale podjechaliśmy pod budynek klubowy. Chcieliśmy więc z ulicy Reymonta na aleję 3 Maja przejechać przez ulicę Reymana, ale był zakaz wjazdu. Musieliśmy okrążać Błonia, a wiadomo, jak długo się pokonuje tam kilka kilometrów po szesnastej. Dotarliśmy na miejsce kilka minut przed odprawą. Widząc minę trenera Bukalskiego, wziąłem winę na siebie, choć nie ja byłem kierowcą. Ale wygraliśmy 2:1 - mówi.

Czuć się potrzebnym

Kierownikami piłkarskich drużyn przez kilkanaście lat byli na przykład Włodzimierz Szwaczka (Puszcza Niepołomice) i Janusz Łazowski (Garbarnia). Ze swoim 20-letnim stażem w tej roli Kmiecik może uchodzić za rekordzistę. Przynajmniej w południowo-wschodniej części Polski.

- Głowy za to, że jestem rekordzistą w tym regionie, nie dam, ale cieszę się, że już tyle lat pracuję w Dalinie. I będę chciał w nim działać tak długo, jak będę mu potrzebny i jak będę miał do tego motywację - mówi.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dwie dekady w roli kierownika - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska