Każdy gatunek wytwarza hormony zapachowe, dzięki którym samce i samice mogą się bezbłędnie odnaleźć. Potęga woni jest niebywale potężna. Samce motyli wyczuwają nawet pojedyncze cząsteczki feromonu w metrze sześciennym powietrza. Dosłownie widzą zapach i jak po sznurku trafiają do celu.
I tu jest clou pomysłu: zidentyfikować i wyprodukować aromat samicy. Zwabić wszystkie okoliczne samce. Wyłapać. Zniszczyć. Jeśli zabraknie jednej płci, nie ma seksu. Nie ma jaj i liczebność wrażego gatunku szybko spada. Na feromony płciowe nie ma mocnych.
Nie ma mowy o nabyciu odporności, jak to się dzieje z pestycydami. Wreszcie każdy gatunek ma swój unikalny zapach. Jeśli wabimy muchy domowe, to biedronki czy pszczoły pozostaną obojętne. Chirurgiczna precyzja zabijania. Nawiasem mówiąc, zapachowe pułapki są już w powszechnym użyciu. Na razie na wybrane gatunki owadów.
Próby polowe przeszły też feromony inwazyjnej norki amerykańskiej. Drapieżnik niszczy nasze rodzime zwierzaki. Ptaki, płazy, gady. Odłowienie samców stało się panaceum na bezkarnego niszczyciela europejskiej przyrody. Ot, piękna i skuteczna likwidacja…
Trwa okres lęgowy bocianów
