Niektóre sadzonki przeżyły inne przepadły. Po trzech latach doczekałem się dwóch solidnych i kwitnących okazów. Owoce były zimową ozdobą ogrodu. Niestety, mam problem z kaliną. Koralowe owoce pysznią się na bezlistnych gałązkach. Wedle ksiąg zielarskich doskonały surowiec na galaretki, soki i dżemy.
Sporo witamin i niezły pakiet leczniczych właściwości. Sama nazwa kaliny ma słowiański rodowód i jest przypisana młodej i urodziwej kobiecie. Dla przyrodników czerwone kuleczki są pokarmem dla zimujących ptaków i ssaków. To w czym kłopot? Proszę zbliżyć nos do owoców kaliny na najbliższej weekendowej wycieczce. Nie ma problemu ze znalezieniem, bo okazałe krzewy rosną często na podmokłych łąkach i miedzach. Owoce ładne i … paskudnie cuchnące. Roztaczają przenikliwą woń zjełczałego tłuszczu. Chemik powie, że to przez kwas masłowy.
Tak samo wonieją owoce świeże i przemrożone. Wyobrażam sobie, jak na stole ląduje galaretka z owocu kaliny. Lub szklanka kompotu koralowej barwy. Co do zwierzaków, to podczas ostrych zim, ci co skaczą i fruwają zjedli wszystkie dzikie owoce. Prócz kaliny. Nikt jej nie tkną nawet w największe mrozy. I to chyba najlepsze świadectwo przydatności do spożycia.
- Tak wyglądał Kraków ponad 100 lat temu z lotu ptaka. Wielu z tych miejsc już nie ma!
- Najmodniejsze świąteczne wianki na drzwi z okazji Bożego Narodzenia 2024
- Tak świętowano andrzejki w PRL. Wróżby, wosk i śpiew. Zobacz archiwalne zdjęcia
- MOJE MIEJSCE W KRAKOWIE. Andrzej Sikorowski: Od lat bywam tu prawie codziennie
