Nie tak dawno widziałem okazałą sztukę mierzącą dobre półtora metra długości, gdy wijąc się wężowymi ruchami, dziarsko pokonywała spory staw.
Przy brzegu gad wystawił z wody głowę bacznie lustrując otoczenie. Widać było żółte plamki za oczami, znak rozpoznawczy zaskrońca. Tym razem nie polował na ryby, lecz na młode żabki trawne. Niektóre już odrzuciły ogon kijanki i przeobraziły się w miniaturkę dorosłego płaza. Inne, jeszcze z ogonem i łapkami stanowiły dziwaczną mieszankę dorosłego płaza i larwy. Dla zaskrońca nie miało to żadnego znaczenia.
Wobec nich łowca zachowywał się jak ów mityczny wąż morski z marynarskich legend. Bez pardonu połykał jedną ofiarę po drugiej. Przeobrażone żabki średnicy pięćdziesięciogroszówki wyskakiwały rozpaczliwie na brzeg, ale i tam nie były bezpieczne. Gad miał używanie i tylko liczba ratowała ofiary. Nie był w stanie wszystkich wyłapać. Nieco inaczej zachowują się młodziutkie zaskrończyki długości sznurówki. Pozbawione lęku spoczywają długimi minutami w płytkiej wodzie. Nie polują, nie wystawiają głowy dla zaczerpnięcia powietrza. Może i śmiesznie wyglądają, ale wyrośnie z nich prawdziwy wąż wodny.
