Bo może to być ostatnia żywa ropucha szara czy żaba trawna w okolicy. Dla naszych (i nie tylko) płazów bezogoniastych nastały bardzo ciężkie czasy. Gina od samochodów na drodze, totalnej chemizacji środowiska i suszy doszła inwazja pasożytniczego grzyba. Mikroskopijny grzyb ma afrykańskie korzenie. Mniejsza o nic niemówiącą nazwę łacińską. Chorobę nazwano chytridiomikozą i zaliczono najbardziej morderczych schorzeń, jakie dotąd stwierdzono u dzikich zwierząt.
Grzyb został opisany po raz pierwszy w 1999 roku, kiedy skojarzono go z nagłym i niewytłumaczalnym wymieraniem płazów na dużych obszarach. Później rozprzestrzenił się już niemal na cały świat. Na sześciu kontynentach pandemia chytridiomikozy wybiła do tej pory co najmniej dziewięćdziesiąt gatunków płazów. Były to głównie tropikalne gatunki żab, gdzie grzyb zaatakował najwcześniej. Lista poważnie zagrożonych gatunków liczy już pięć setek. Grzyb atakuje skórę, która u płazów jest cieniutka i wilgotna. Zwierzak przez skórę oddycha i pobiera wodę z otoczenia. Zniszczenie skóry oznacza pewną śmierć płaza. Na chorobę nie antidotum, a nawet gdyby było to leczenie dzikich zwierząt jest właściwie niemożliwe. Albo płazy zdobędą odporność na grzybicę, albo zginą.
