Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie można czuć się lepiej niż w domu, który tętni życiem

Małgorzata Durbajło
Piotr i Barbara Morawscy godzą pracę zawodową z życiem rodzinnym i wychowywaniem czworga dzieci
Piotr i Barbara Morawscy godzą pracę zawodową z życiem rodzinnym i wychowywaniem czworga dzieci archiwum rodzinne
Ona ciepła i wyrozumiała, on dokładny i zorganizowany. Uzupełniają się nawzajem. W Strumianach stworzyli przytulne gniazdko, które cały czas pobrzmiewa śmiechem. A to za sprawą Julii, Zuzi, Stasia i Miry, którym nie brakuje humoru. O tym, dlaczego, wbrew prawom fizyki, ich dom się kurczy Barbara i Piotr Morawscy opowiadają Małgorzacie Durbajło

Barbara Morawska
ekonomistka, absolwentka Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości, pracuje w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych w Krakowie.

Oboje pochodzimy ze Skały koło Ojcowa. Urodziliśmy się w tym samym roku, chodziliśmy do jednej szkoły, do równoległych klas. Ale znaliśmy się tylko z widzenia. Dopiero gdy nasz wspólny kolega zorganizował przyjęcie z okazji swojej przysięgi, zwróciliśmy na siebie uwagę. Na początku zaprzyjaźniliśmy się, z czasem ta nasza przyjaźń przerodziła się w miłość i zanim się zorientowaliśmy, upłynęło tyle lat, że dziś jesteśmy 9 lat po ślubie i cieszymy się czwórką wspaniałych dzieci.

Choć różnica wieku między naszymi pociechami nie jest duża, to wszystkie różnią się od siebie. Są wielkimi indywidualistami. Julia, która skończyła siedem lat, chodzi do pierwszej klasy. Jest pewna siebie i otwarta, nie boi się nowych wyzwań, uczy się z przyjemnością. Sześcioletnia Zuzia jest cicha i spokojna. Taka zresztą była od urodzenia. Zawsze sprawiała najmniej kłopotów. Staś ma pięć lat i chodzi do przedszkola. To rodzynek wśród trzech sióstr, który chyba już zawsze będzie chodził swoimi drogami.

Niezależnie od tego, jak długo tłumaczymy mu, że ma coś zrobić tak, a nie inaczej, on musi zrobić to po swojemu. Ale jest tak pogodnym i energicznym dzieckiem, że nawet panie przedszkolanki nie mają serca go karać, kiedy rozrabia. Najmłodsza pociecha, Mira, ma dopiero trzy latka. Żartujemy, że to urodzony dowódca. Wszystkich chciałaby rozstawiać po kątach i zawsze musi być tak, jak ona chce.

Mimo tak dużej gromadki udaje mi się godzić prowadzenie domu z pracą zawodową. Duża w tym zasługa dobrych ludzi, których mamy dookoła siebie i na których pomoc możemy liczyć. A ja staram się zawsze trzymać jednej zasady - w biurze odcinam się od domu i myślę tylko o swoich zawodowych obowiązkach, a do domu staram się nie zabierać pracy. To jest jakaś recepta na sukces. Za to system organizacji jest podobny, bo i tu, i tu trzeba mieć stalowe nerwy, zapanować nad bałaganem i umiejętnie radzić sobie w kryzysowych sytuacjach.

Osiem lat temu spełniliśmy jedno ze swoich największych marzeń. Kupiliśmy dom w podwielickich Strumianach. Krok po kroku wykańczaliśmy go i urządzali. Początki łatwe nie były. Przez długi czas spaliśmy na materacach. Za to dziś mamy piękne przytulne gniazdko. Tylko że ono powoli zaczyna być dla nas… za małe. Dzieci rosną jak na drożdżach, każde chce mieć własny kąt, w którym nikt nie będzie mu przeszkadzał. Ale na razie ze Strumian wyprowadzać się nie chcemy.

Myślę, że udało nam się stworzyć wspaniałą rodzinę. Swojego męża nie zamieniłabym na żadnego innego. Mamy różne charaktery i różne temperamenty. Jak w każdym małżeństwie zdarzają się nam lepsze i gorsze dni. Ale wiem, że nie mogłam trafić lepiej. Piotr jest mistrzem organizacji. Uwielbia mieć porządek. Chyba tylko dzięki temu nasz dom nie stoi jeszcze na głowie.

Piotr Morawski
otolaryngolog, absolwent Collegium Medicum UJ, pracuje m.in. w Szpitalu im. S. Żeromskiego w Krakowie i w centrum "Medicina", prowadzi prywatne gabinety w Wieliczce i Dobczycach.

Uzupełniamy się wzajemnie i dobrze rozumiemy, a w małżeństwie to podstawa. Rola Basi polega na opiece nad domem i dziećmi. I za to jestem jej najbardziej wdzięczny. Musi mieć dużo energii i siły na to, aby o wszystko zadbać , wszystkiego dopilnować. I zająć się najpierw pracą, a potem dziećmi do późnego wieczoru. Prowadzić dom z czwórką łobuziaków to wielka sztuka.

Zwłaszcza że mnie często po prostu przy nich nie ma. Rano zawożę Stasia i Zuzię do przedszkola. Gdy wracam, dzieci już śpią. Dlatego tylko w weekend mogę nadrobić stracony czas, chyba że wypadnie mi dyżur w szpitalu. I to właśnie jest moja największa bolączka. Dzieci są w takim wieku, że chciałyby, aby tato przebywał z nimi częściej. Tymczasem o wspólnym odrabianiu lekcji nie mogą nawet pomarzyć - od tego wszystkiego jest mama.

Gdy już uda się wygospodarować chwilę tylko dla rodziny, staramy się nie siedzieć w czterech kątach. Wsiadamy do samochodu i jedziemy na basen lub do kina. Ale najchętniej czas dzieciaki spędzają w Skale, u mojej mamy. To dla nich prawdziwa frajda, bo kto kocha je bardziej niż dziadkowie. Szczególnie mały Staś, jedyny mężczyzna w rodzinie, który zachowa nazwisko, jest ich oczkiem w głowie. Nosi też imię po dziadku.

Nie ma w mojej rodzinie tradycji lekarskich. Jestem pierwszy. Ale myślę, że z mojej ukochanej czwórki ktoś w ślady taty pójdzie. Takie jest moje marzenie. Mimo wielkiej odpowiedzialności i wielu obowiązków jest to naprawdę piękny zawód, który daje olbrzymią satysfakcję. Uczę dzieci, że w życiu poza pracą liczy się też pasja. Ja mam ich kilka: piłka nożna, akwarystyka, ogrodnictwo. Kiedy kupiliśmy dom w Strumianach, byłem pewien, że rybek w nim nie zabraknie. W salonie postawiliśmy akwarium, które mieści 1200 litrów wody. A na piętrze stoją jeszcze dwa, mniejsze oczywiście, bo baliśmy się, że strop nie wytrzyma takiego ciężaru.

Dopóki maluchy nie podrosną, nie możemy sobie pozwolić na dalsze podróże. W zeszłym roku jednak udało mi się zapakować wszystkich do auta i zabrać na Mistrzostwa Świata Medyków, jakie odbyły się w Chorwacji. Dla nas taki wyjazd to masa obowiązków. Upilnować nasze łobuziaki wcale nie jest łatwo. Gdy planujemy wycieczkę do Skały, to przygotowania trwają niemal cały dzień, a każde z dzieci musi zabrać własny plecaczek i swoje ulubione zabawki.

Nasz dom tętni życiem nawet nocą. Dzieciaki rzadko budzą się w tych łóżkach, w których kładą się wieczorem. Wędrują po pokojach, szukając najlepszego dla siebie miejsca. A najbardziej rozczulają chwile, gdy rano z Basią otwieramy oczy, a cała czwórka śpi obok nas skulona w kłębki. Koło mamy i taty jest im najlepiej. Takie chwile to dowód na to, że wspaniale jest mieć dużą rodzinę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska