Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głos w sprawie dzietności

Jan Poprawa
Jan Poprawa
Jan Poprawa fot. archiwum
W pewnym popularnym tygodniku przeczytałem, że w Polsce zmniejszyła się dzietność. Na 223 kraje świata kraj nasz zajmuje obecnie 209. miejsce. W ostatnim czasie stopa przyrostu naturalnego dramatycznie spadła. Główny Urząd Statystyczny podaje, że Roku Pańskiego 2010 urodziło się w Polsce 413 tysięcy dzieci, o sześć tysięcy mniej niż rok wcześniej.

Piszę te słowa w Dniu Dziecka, świeżo. Zaciekawiony wyczytaną dopiero co wiadomością, ale nieco skonfundowany. Nie wiem bowiem na pewno, co o spadku dzietności na prastarej ziemi naszej myśleć. Nawet wspomniany popularny tygodnik nie chce mi pomóc, zastanawia się właśnie nad tym, czy być "tygodnikiem opinii" czy "magazynem przedruków".

Na razie po głowie błąka się czasem myśl niejasna: a może to i dobrze, może nas za dużo? W ostatni weekend pędziłem mym śmigłym samochodzikiem przez góry i doliny południowej Polski, raz po raz tyleż zachwycając się krajobrazami, co zżymając brzydotą zabudowy. To, co ludzie zrobili z beskidzkim krajobrazem, woła o pomstę do nieba. Piękna natura stała się tam ohydnie pryszczata od chaotycznie rozrzuconych domostw. Czasem zdają się sięgać aż po horyzont, zajmują najpiękniejsze szczyty. Gdy warunki naturalne sprzyjają - owa wysypka budowlana zacieśnia się wokół kościoła czy Biedronki, obrasta skrzyżowanie traktów. Dziwić się, że Polak woli odpoczywać na skraju egipskiej pustyni lub kamiennym greckim wybrzeżu, nie u siebie w kraju?

Wszystko to przez dzieci. Policzmy prostacko: za jakieś trzydzieści lat owe czterysta tysięcy niedawnych noworodków "pójdzie na swoje". Zakładając nawet, że aktualne tendencje promujące mniejszości z naturalnych powodów niezdolne do rozmnożenia zwyciężą, to można się spodziewać przynajmniej stu tysięcy kolejnych nowych ośrodków rozrodczych (aktualnie jeszcze nazywanych rodziną). Obsypią one góry i doliny poczwarnymi budami w gargamelowym guście. Okolica porośnie "obiektami użyteczności", do których na skróty poprowadzi siatka wyboistych dróg. Ich przyszły plan już widać, wygnieciony na łąkach i w lasach przez ryczące quady.

Dość jednak użalania się nad tym, czego i tak nie dożyję. Trzeba myśleć pozytywnie. W końcu podczas porannej przechadzki nie spotkałem dzieci prawie wcale. Nikt nie beczał na widok starszego pana podpierajacego się śmiesznymi kijkami, nikt mnie nie wytykał osmarkanym paluchem. Cóż to więc dla krakowianina za uciążliwość, że w Beskidzie brzydko? Myśleć pozytywnie! Więc myślałem pozytywnie o dzietności, z perspektywy stulatka, którego mijane bobasy za kilkadziesiąt lat będą utrzymywać. Jeśli oczywiście uda mu się przetrzymać obowiązujący system opieki nad zdrowiem fizycznym i brak jakiegokolwiek systemu ochrony zdrowia psychicznego.

Łażąc rankiem z kijkami po czyżyńskim parku Lotników, napawam się przyjemnym brakiem fizycznego kontaktu w dziećmi. Mogę sobie nawet - zwłaszcza w Dniu Dziecka - przyjemnie, z wewnętrznym uśmiechem pomyśleć o niedawnym "wysypie" młodych mężczyzn w moim otoczeniu. Pozdrawiam w myślach najmłodszych krewnych: Frania Gawła i Frania Godka, ciepło pomyślę o dorodnym jak jego ojciec Gabrielu Sobczuku. Uśmiecham się do rezolutnej, choć maleńkiej Zosi Żądłówny z Myślenic…
Ale wiem, że drugiego czerwca znów będzie dzień dorosłych. I zów mnie dopadną wiadomości , że kolejny "wybraniec" znów coś zełga, lub złoży kolejny donos wyssany z brudnego palucha. Że ktoś zechce ukarać żołnierza za to, że strzelał do bandyty, że ktoś inny przemilczy uniewinnienie uczciwego urzędnika, który miał pecha, że osiem lat temu pewien idiota oskarżył go w "sprawie Sedeco". Że dowiem się, iż za ratowanie zabytku rozsadzanego przez drzewo pewien cudzoziemiec zapłacić ma pół miliona kary, i że rodzima piosenkareczka rzekomo bluźni…

Lekarstwem na takie rzeczy jest dla mnie przesłuchiwanie płyt. Discman w kieszeni i słuchawka w uchu - odcinają człowieka od świata brzydkich widoków i złych ludzi. Na spacer po parku Lotników biorę płyty nowe, o których nie wspomni żaden "tygodnik opinii", ani tym bardziej "magazyn przedruków". To płyty, które pokazują się poza monopolem koncernów, których nie ma zazwyczaj w sklepach. Płyty, o których nikt nie pisze. Przyznajcie szczerze, kto zetknął się z CD Piotra Dąbrówki "Światło w oczy"? Albo ze ślicznie wydanym albumem Karoliny Tuz "Pola lawendowe"? Kto wysłuchał debiutanckiej płyty Mirosławy Żak "Bez odpowiedzi"?

Ostatnio łażę z piosenkami Alicji Tanew. Ta krakowska prawniczka i poetka, prowadzi uroczą piwnicę artystyczną przy Czarnowiejskiej - własnym sumptem wydała autorski CD po tytułem "Moment". Patronował przedsięwzięciu prezydent Jacek Majchrowski, wspomogło miasto Kraków, ale nade wszystko świetni muzycy: Piątek, Półtorak, Michalik, Szczerba i inni. O płycie więcej opowiem innym razem. Mam powracającą wciąż chęć mówienia o tym, co powstaje nie dla zysku - obojętne, materialnego czy prestiżowego, co jest efektem indywidualnej kreatywności. W końcu Kraków dlatego jest nieco inny od reszty świata, że tu się zdarzyć może, iż Pani Radca nagra za własne pieniądze płytę lub tom wierszy.
Oby dziatki, co mimo malejącej dzietności rodaków pojawiają się na świecie - nadal mogły żyć na Wyspie, gdzie coś takiego jest możliwe.

Uwaga! Nowy konkurs! Odpowiedz na pytanie i wygraj bilet do kina ARS

Chcesz iść za darmo do Parku Wodnego w Krakowie? **Rozdajemy bilety**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska