Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Góry, narty, frajda, lekkość i ta szybkość

Julia Kalęba
Wojciech Szatkowski wydał ostatnio „Tatry na nartach - przewodnik skiturowy” z opisem aż  100 tras w Tatrach
Wojciech Szatkowski wydał ostatnio „Tatry na nartach - przewodnik skiturowy” z opisem aż 100 tras w Tatrach archiwum
O ciszy, spokoju, wysiłku i zatraceniu się wysoko, w górach, Julia Kalęba rozmawia z Wojciechem Szatkowskim, historykiem sportu, pracownikiem Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem

Co słychać w Tatrach?

Narciarze powoli przygotowują się do nowego sezonu. W grudniu skiturowcy, czyli Ci, którzy na nartach lubią nie tylko zjeżdżać, ale też wspinać się czy spacerować, nareszcie ruszą w góry.

Pan też?

No pewnie. Narty są naturalnym środkiem do przemierzania gór zimą. W tej formie aktywności górskiej jest sporo frajdy, szybkość i lekkość. Poza tym, na Kopę Kondracką z Kuźnic można na nartach ski-turowych wejść poniżej dwóch godzin i zjechać w 15 minut. To jest coś niesamowitego. W Zakopanem coraz więcej ludzi angażuje się w ten sport. Sam robię to od 34 lat.

Nie nudzi to pana?

Zaletą tej pasji jest właśnie to, że ona się nie nudzi. Proszę sobie wyobrazić zjawisko morza gór, po osiągnięciu szczytu. Potem jeden zjazd, podejście, znów zjazd i podejście. W pewnym momencie przychodzi chwila kompletnego wyczerpania, kiedy bolą mięśnie i kolana. Lubię ten moment, to ostatnie podejście i zjazd w dół. Wtedy mogę powiedzieć, że to był pełny dzień. W dodatku, w takim miejscu i czasie, można pomyśleć o tatrzańskich historiach, które się tam wydarzyły. I jest czas na refleksję.

Wspomina pan Piotra Malinowskiego*?

Tak, bo to był człowiek z niesłychaną charyzmą, ski-alpinista, który zaraził tym sportem młodych. I o Piotrku myślę, kiedy wchodzę do Doliny Kościeliskiej, bo tam szczególnie przypominają mi się opowieści o nim. I na Hali Gąsienicowej, i w Morskim Oku też. Poza tym, pracując w Muzeum Tatrzańskim, na co dzień mam dostęp do przeróżnych historii i zdjęć. Jest też wiele takich, które ocierają się o legendy albo do dziś są niewyjaśnione. Na przykład śmierć małżeństwa Kaszniców i taternika Wasserbergera pod Lodową Przełęczą.

Lubię strome zjazdy i żleb, do którego się wjeżdża. To chwila, w której nie myśli się o niczym innym jak o skrętach

Co się wtedy stało?

Tego do końca nikt nie wie. W latach 20. przechodzili tamtędy, ale nagle zmarło dwóch dorosłych mężczyzn i dziecko. Kobieta przez jeden dzień była przy ich zwłokach, ale później musiała zejść do Jaworzyny. Prawdopodobnie nie wytrzymali trudów wyprawy. Liczne są też historie związane z zejściami lawin albo te o widmie Brockenu. Swoją drogą, miałem je okazje widzieć 20 lat temu. W górach można doświadczyć naprawdę różnych rzeczy.

A co pan tam znajduje?

Ważna jest ta cisza, spokój, ale i zmęczenie i zatracenie się w górach. Lubię strome zjazdy i żleb, do którego się wjeżdża. Jest to chwila, w której nie myśli się o niczym innym, jak tylko o skrętach. A potem równie ciekawe podejście. Poza tym, Tatry są wyjątkowe też dlatego, bo spotyka się tam przyjaciół. Czy jest to kierowca z Ornaku, czy Hanka, która prowadzi schronisko. Czasami pomacham ratownikowi TOPR-u, który mknie kawałek dalej. Cała ta gama spotkań powoduje, że dzień tam spędzony jest po prostu bardzo miły. Mam kilka momentów w tym ski-turowym życiu, które oceniam jako idealne. Kiedy w jednym czasie nakłada się tyle elementów, że można taką wycieczkę uznać za niesamowitą. Do dziś pamiętam bezchmurne, niebieskie niebo i tę otaczającą zewsząd przyrodę, gdy wybrałem się w rejony Doliny Tomanowej. Trzy strome zjazdy i spotkanie rodzinne w dolinie. A gdy schodziliśmy w dół, nagle okazało się, że są już krokusy. Bo zaczynała się wiosna.

Zamiłowanie do Tatr odziedziczył pan w genach?

Właściwie to samo przyszło. Człowiek zastanawia się, czemu poświęcić się w swoim życiu i szuka czegoś, co będzie całkowicie inne, pochłaniające. Górskie chwile są bardzo intensywne. Pamiętam nawet szczegóły zjazdu sprzed 25 lat. Dokładnie wiem, jak byłem ubrany, gdzie zaczynałem i kończyłem zjazd. I tego nie można porównać z niczym innym.

Pana mama też była związana z górami.

Tak. Startowała na dwóch olimpiadach, była instruktorką. I to było narciarstwo, którym zarazili mnie rodzice, a przede wszystkim tata, który pewnego dnia zabrał mnie na Kasprowy. Tylko że nie podobało mi się jeżdżenie trasami jak wszyscy. Kiedy byłem już samodzielny, z przyjaciółmi zaczęliśmy szukać czegoś innego. Najpierw pojawiły się biegówki, potem narty śladowe, aż w latach 80. udało mi się kupić pierwszy zestaw skiturowy. Tak się zaczęło.

I odkrył pan coś, co dalekie jest od przeludnionych stoków.

Bardzo lubię wyciągi i uważam, że te dwa sporty znakomicie ze sobą współistnieją. Ale sądzę też, że ci, którzy jeżdżą na nartach, szukając nowych stoków i wyzwań, prędzej czy później wybiorą skitury. W przewodniku „Tatry na nartach” opisałem 100 różnych tras w Tatrach. Biorąc pod uwagę możliwości wyciągów, jest ich znacznie mniej. To też zupełnie inna skala trudności. Ale one nie są najważniejsze. W górach po prostu trzeba być o różnych porach dnia i roku, wtedy można je poznać. Jeśli dużo się chodzi i jeździ na nartach, skituring nie będzie trudny. Ludzie obawiają się go ze względu na bezpieczeństwo.

I szukają czegoś więcej za granicą.

Tak, ponieważ u nas możliwości tras narciarskich są ograniczone. Ale potencjał polskich gór na ski-tury jest ogromny. W tym roku byłem w Alpach. Ale jak wróciłem, pojechałem w Bieszczady. I było jeszcze lepiej. Mamy coś wspaniałego bardzo blisko. Ale żeby to odkryć, trzeba w to włożyć wysiłek.

Pan już znalazł w górach swoje miejsce?

Za ulubioną trasę mogę uznać tę przez Lodową Przełęcz, ze zjazdem do Doliny Jaworowej albo Dolinę Małej Zimnej Wody. Wysokość, towarzystwo pięknych szczytów - to podoba mi się najbardziej. Ale lubię też Dolinę Tomanową, Wyżnią, Chochołowską czy przejście przez Czerwone Wierchy.

To w lecie się pan nudzi?

Absolut nie. Kompletuję sprzęt, planuję nowy sezon. I nie mogę się go doczekać. Szlaki w zimie są mniej obłożone przez turystów. Poza tym, wtedy przyroda jest, moim zdaniem, najładniejsza. W zasadzie dla mnie lato i inne pory roku mogłyby nie istnieć.

* Piotr Malinowski
był jednym z najaktywniejszych ski-alpinistów. Wykonał wiele trudnych zjazdów wysokogórskich, m.in. z Mylnej Przełęczy przez Komin Drewnowskiego do Czarnego Stawu. Wspinał się w Alpach, Kaukazie, Andach Hindukuszu, Himalajach. Członek Polskiego Związku Alpinizmu, przewodnik tatrzański, instruktor PZN, ratownik tatrzański.
Zmarł w 1995 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska