Jeden z mieszkańców wsi Gorzeń Górny (gm. Wadowice) uzyskał prawo własności do ok. 100 metrów drogi przy jego polu i zagrodził przejście. Do tej pory była to jedyna droga do kilkunastu domów. Mieszkający tam ludzie, ponad 20 osób, zostali w ten sposób odcięci od świata. Nie dojedzie do nich żaden samochód, karetka ani śmieciarka. Nie mogą przejść też pieszo. Zdesperowani oddali sprawę do sądu.
- Nie wiem, jak się do mnie dostaniecie. Może być ciężko. Pytajcie miejscowych, jak iść przez las - ostrzegał dziennikarzy „Gazety Krakowskiej”, sołtys wsi Jan Kubera, który tam mieszka - prosząc o interwencję.
Twierdzi, że nie da się tu normalnie żyć.
- Od czasów powojennych do naszych gospodarstw prowadziła tu droga przez pola od obecnej drogi krajowej nr 52. Ludzie tu pomagali sobie na gospodarstwie, każdy się znał i nie blokował nikomu dojścia do posesji - opowiada Paweł Brańka, jeden z mieszkańców.
Wszystko zmieniło się, gdy jeden z sąsiadów, obok którego domu biegła ta droga, najpierw odziedziczył ziemię po zmarłym ojcu, a potem, mimo przegranej przed Sądem Rejonowym w Wadowicach, wygrał w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie prawo własności do fragmentu gruntu.
Mężczyzna jesienią ubiegłego roku postawił tu szlaban i ustawił obok tabliczkę z napisem „Teren Prywatny”. Obok płotu jest bramka, można nią przejść, ale, jak twierdzą miejscowi, właściciel pozwala na to tylko wybranym. I to nie zawsze.
- Dojście do domu zależy tylko od jego widzimisię. Raz nawet wysmarował płot odchodami, żeby nikt tam nie podchodził, zainstalował też monitoring. Tylko księdza z parafii świętego Piotra w Wadowicach wpuścił do nas po kolędzie - opowiada Jadwiga Piwowarczyk.
Nie ma też mowy, żeby ktoś do domów dojechał samochodem. Dojść można od drugiej strony. Trzeba najpierw dotrzeć drogą krajową do sąsiedniej wsi Ponikiew, tam skręcić w drogę powiatową, jechać nią 1,5 kilometra, zaparkować auto na polu i maszerować: albo dziką ścieżką, najpierw pod górę a potem z górki w lesie, po stromym zboczu albo maszerować w błocie polem pod osuwiskiem.
- Młodzi zamiast stu metrów mają teraz do pokonania blisko dwa kilometry, w tym sporą część pieszo. Starsi nie mogą się stąd wydostać, jak moja żona, która jest po udarze - mówi Jan Kubera.
Mieszkańcy opowiadają też, że 78-letnią sąsiadkę, która jest bardzo pobożna, synowie wnoszą pod górę na rękach, żeby mogła dotrzeć na mszę w niedzielę.
- Samotnych nie ma kto donieść do drogi. Nie dojedzie tu karetka, nie da się przynieść cięższych zakupów, nie poradzi sobie kobieta z wózkiem dziecięcym - wylicza Jadwiga Piwowarczyk.
Nam nie udało się porozmawiać z 45-latkiem, który zagrodził sąsiadom drogę. Zastaliśmy w domu jego mamę. - Jak nas poproszą, to bramkę otworzymy i karetkę puścimy i wóz z węglem, ale wozić się autami już nam tu nie będą, bo to jest nasze pole i tyle - twierdzi kobieta.
Pierwsza rozprawa w Sądzie Rejonowym w Wadowicach odbędzie się w lutym. Do tego czasu mieszkańcy Gorzenia Górnego zdani będą na łaskę sąsiada.
Zdaniem Władysława Bursztyna, wadowickiego mecenasa, który jest pełnomocnikiem pana Jarosława, winny zamieszaniu jest ... sąd a właściwie wyznaczony przez niego biegły geodeta.
- Pomyłkowo wyznaczono drogę konieczną dla tych mieszkańców nie po spornym odcinku drogi a przez środek domu mojego klienta. To jakiś absurd.zabezpieczenie sądowe jest niewykonalne - mówi adwokat.
KONIECZNIE ZOBACZCIE:
Autor: Bogumił Storch