Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Wieniawski. Jaki był naprawdę "książę skrzypków"? Rozmowa z Mateuszem Borkowskim, autorem książki "Wieniawski"

Magdalena Nowacka-Goik
Magdalena Nowacka-Goik
Fot. Aleksandra Serafin-Wicher/ PWM
Rozmowa z Mateuszem Borkowskim, muzykologiem, krytykiem i publicystą muzycznym, pedagogiem, autorem książki "Wieniawski", która właśnie wydało Polskie Wydawnictwo Muzyczne.

Henryk Wieniawski nazywany jest „księciem skrzypków”, „królem struny G”, „czarodziejem skrzypiec”, „ostatnim wirtuozem romantyzmu”. Artysta znany z brawurowej techniki i liryzmu. W Poznaniu trwa właśnie XVI edycja konkursu jego imienia, a na półkach w księgarniach pojawiła się właśnie książka o niedużym formacie , w kolorowej okładce, z nieco komiksowym i świetnym, moim zdaniem, portretem artysty autorstwa Eweliny Gąski . Tytuł „Wieniawski”, autor Mateusz Borkowski. Twoja trzecia książka,  ale pierwsza monografia. Dlaczego akurat Wieniawski?

Propozycja napisania książki, która padła z Polskiego Wydawnictwa Muzycznego, faktycznie pojawiła się w związku z nadchodzącą XVI edycją Międzynarodowego Konkursu im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu (konkurs trwa od 7.10 do 21.10.2022 -przyp.red.). Założenie było takie, aby zdążyć z publikacją przed konkursem i przybliżyć sylwetkę patrona. Oczywiście miałem obawy, przyjmując tę propozycję, bo mogłoby się wydawać, że w zasadzie temat życia i twórczości kompozytora został wyczerpany…

Czy zanim zagłębiłeś się w świat Wieniawskiego, już wcześniej należał on do grona twoich ulubionych muzyków, interesowałeś się jego twórczością?

No właśnie nie (śmiech). Oczywiście znałem jego twórczość, ceniłem jako kompozytora, ale nie powiedziałbym, że był wśród moich top 10. Podjęcie się wyzwania napisania monografii stało się zatem szansą poznania go bliżej, a jednocześnie zaprezentowania w nietuzinkowy sposób. Ale pojawia się pewien zbieg okoliczności, dający mi do myślenia. Otóż, skończyłem szkołę muzyczną I stopnia właśnie w klasie skrzypiec i chociaż nie kontynuowałem nauki na tym instrumencie, to kiedy postać Wieniawskiego za sprawą wydawnictwa zaistniała mocniej w moim życiu, uświadomiłem sobie, że skrzypce, w różnych okolicznościach, do mnie wracają. I uznałem to za dobry omen.

Jesteś muzykologiem, masz sporą muzyczną wiedzę, pasjonatem i dziennikarzem muzycznym, to wszystko wręcz predestynuje cię do napisania tej książki, ale ta dobra znajomość instrumentu z pewnością miała jeszcze większe przełożenie na umiejętność prezentacji postaci tego właśnie artysty.

Tak, oczywiście. Ta wiedza przydała się szczególnie przy fragmentach, kiedy trzeba było wykazać się znajomością pewnej terminologii, technicznych pojęć związanych z grą skrzypcową.

Większość monografii czy biografii muzyków, to zazwyczaj opasłe tomiszcza, nasycone informacjami, napisane naukowym stylem, albo dla odmiany – zbeletryzowane, literackie i mocno fikcyjne, luźno oparte na faktach. Twoja monografia ma zupełnie inny charakter – jest kondensacja, sporo konkretnych informacji, ale podanych dynamicznie, przeplatanych fragmentami recenzji czy relacji z ówczesnej prasy. Stylistycznie – idealna dla współczesnego odbiorcy.

Z jednej strony, ta forma wpisuje się w założenia całej serii Małe Monografie PWM. Chodzi o to, aby przedstawić sylwetki kompozytorów współczesnym językiem. Tak, aby trafić nie tylko do wytrawnego melomana, a może nawet właśnie bardziej osoby mniej obeznanej z muzycznym światem, który jednak przyjdzie na koncert i będzie chciała dowiedzieć się więcej o twórcy muzyki, którą słucha. Także dla uczniów szkół muzycznych. Zależało mi bardzo, aby książka nie była hermetyczna i chciałem pokazać Wieniawskiego jako człowieka. Do tej pory skojarzenia i podejście były dość sztampowe: Wieniawski czyli kompozytor, wirtuoz skrzypiec, patron międzynarodowego konkursu. I spojrzenia od tej bliższej, ludzkiej strony mi brakowało. Uznałem, że jest szansa, aby właśnie tak do napisania tej książki podejść, użyć takiego klucza i moimi spostrzeżeniami podzielić się z innymi.

Żeby artystę pokazać od tej ludzkiej strony, trzeba było poszukać opinii jemu współczesnych. Sięgasz więc i przywołujesz recenzje z ówczesnej prasy. Jest ich całkiem sporo. Czy to znaczy, że Wieniawski był muzycznym celebrytą?

Obecność cytatów z XIX-wiecznej prasy oczywiście nie jest przypadkowa. To specyfika tej epoki i śmiało można powiedzieć, że najwięcej o Wieniawskim dowiadujemy się właśnie z tych dziennikarskich recenzji, co ważne, prezentowanych w prasie na całym świecie. Tu muszę podkreślić, że zebranie ich zawdzięczamy pracy profesor Renaty Suchowiejko z Instytutu Muzykologii UJ w Krakowie, która dotarła do nich i je wydała, a ja mogłem skorzystać z tego zbioru. Tu taka dygresja socjologiczna, że są one ciekawym znakiem czasu. To, że ukazywały się codziennie, w każdej gazecie, w każdym kraju. Były obszerne i poza sferą muzyczną, pokazują nam też obraz całej epoki, są takimi pocztówkami, coś w rodzaju XIX-wiecznego Facebooka.

Może nawet w stylu plotkarskiego portalu, jakich nam obecnie w „internetach” nie brakuje

Na pewno dzięki recenzjom z XIX-wiecznych gazet wiemy, jak Wieniawski był odbierany przez publiczność, jakich miał rywali, do kogo był porównywany

Czyli potwierdzasz, że gdyby żył współcześnie, wpisałby się w typ muzyka celebryty?

Myślę, że miał odpowiednie cechy i można byłoby go wymienić wśród artystów-celebrytów tamtych czasów. W pozytywnym znaczeniu tego słowa. Miał wpisane w swoje DNA występy na scenie i to było jego głównym celem i sensem życia: występować, koncertować, grać. I twórczość, której jest autorem stąd właśnie wynika.

Wielu znawców podkreśla z pewnym żalem, że szkoda, iż Wieniawski nie poświęcił więcej czasu komponowaniu, a jego talent w tym kierunku nie został w pełni wykorzystany. No ale jak wspomniałeś, on żył, kiedy występował, ten kontakt z publicznością był chyba ważniejszy, niż sam proces twórczy. Można powiedzieć, że był w pogoni za tym kontaktem z widzem?

Jego życie to rzeczywiście nieustanna podróż, dyliżansem, pociągiem czy statkiem. Spokojnie możemy to porównać do życia obecnych gwiazd muzyki, które są w ciągłych trasach koncertowych. I co najważniejsze, moim zdaniem, chociaż inni żałują, on sam nie żałował takiego wyboru. Ta twórczość, która po nim została jest wybitna, ale musimy pamiętać, że był to przede wszystkim wielki artysta, wirtuoz XIX wieku. Co jednak trzeba zaznaczyć, wirtuoz, jakich pojawiało się w tamtych czasach wielu.

Miał sporo rywali, już na etapie swojego dzieciństwa, o czym oczywiście przeczytamy w twojej książce. Cudownych muzycznych dzieci, utalentowanych rodzeństw razem występujących nie brakowało, a sam Wieniawski jako dziecko przez długi czas dzielił sławę z własnym bratem. Musiał mieć jednak w sobie coś niezwykłego, poza niewątpliwym talentem, że jego sława nie przebrzmiała, chociaż wiele cudownych dzieci zakończyło swoje kariery co najwyżej na etapie wczesnej młodości. Siła przebicia, determinacja, szczęście? A może marketingowe, jakbyśmy ujęli to dzisiaj, wsparcie matki, która zresztą była też jego pierwszą nauczycielką?

Faktycznie, razem ze swoim bratem Józefem wpisywali się w nurt panującej wtedy mody na tzw. cudowne dzieci, młodocianych wirtuozów. Myślę, że w jego przypadku zawsze było jednak coś więcej, nie był to tylko czysty popis, chęć spodobania się. Na pewno pasja w przekazie, chęć dzielenia się muzyką.

Niewątpliwie wiódł ciekawe życie, a opierając się o twoją książkę, układa się już gotowy scenariusz nie tylko filmu, ale wręcz serialu: żydowskie korzenie, sukcesy dziecka, podróże, hazard…

Dodajmy do tego silny charakter, niewyparzony język i odwagę, kiedy przeciwstawił się carowi, nie myśląc o konsekwencjach. Co do pomysłu na film, to zastanawiam się, czemu jeszcze nikt go nie zrobił, skoro Paganini, którego następcą okrzyknięto Wieniawskiego, doczekał się kilku. W produkcji „Paganini: uczeń diabła” tytułową postać kreował skrzypek-celebryta David Garrett i zagrał tak, że film o genialnym wirtuozie, który urodził się pod koniec XVIII wieku trafił i spodobał się młodym widzom. Dlatego myślę, że także o Wieniawskim udałoby się zrobić świetny film, niekoniecznie wpisany w konwencję biografii, ale z gatunku przygodowo-awanturniczych. Film o życiu artysty, który jest zakładnikiem samego siebie, którego celem i szczęściem jest ciągłe występowanie na scenie, co jednak w konsekwencji niszczy mu zdrowie i doprowadza do śmierci jeszcze przed ukończeniem 45 lat. A występował niemal do ostatnich dni.

Grając koncert na siedząco, ale nie odpuszczając. Narażając się na ataki kaszlu czy duszności, które sprawiały, że znajomi muzycy z widowni kończyli za niego występ. Z drugiej strony determinacja i ambicja, która sprawiła, że nie chciał zawieść i potrafił taki koncert powtórzyć, brawurowo zresztą. O tym też przeczytamy w monografii pióra Mateusza Borkowskiego.

Sięgając jeszcze do porównań ze współczesnymi muzykami, chociaż wielu prowadzi intensywne życie zawodowe, to jednak mało kto chyba ma tak zapełniony kalendarz, jak miał Wieniawski. No i pamiętajmy, że warunki podróżowania były jednak znacznie mniej komfortowe niż obecnie. A co do determinacji... Przypomina mi się taka historia z Odessy, kiedy został oskarżony przez anonimowego krytyka, podpisującego się „Bemol”, że od 20 lat nie dość, że gra ciągle to samo, to skomponował zaledwie około 20 utworów. To było bardzo krzywdzące, ale Wieniawski, mimo iż miał już problemy ze zdrowiem, na takie dictum zareagował, chcąc pokazać, że jest w doskonałej formie. I dał świetny koncert.

Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju – trudno nie oprzeć się wrażeniu, że chociaż częściowo można byłoby odnieść to stwierdzenie do Wieniawskiego. Krakowska publiczność niezbyt była zainteresowana jego występami (przynajmniej na początku, potem to się trochę zmieniło), za to w Holandii doczekał się honorów. Z pewnością był artystą-kosmopolitą. Mówił w kilku językach, a co ciekawe, w domu po francusku, chociaż żona była Angielką.

W Holandii faktycznie był bardzo doceniany, doczekał się pomnika, biografii, król był jego wielkim fanem. Ale nie tylko w tym kraju. Wieniawski wymyka się poza ramy bycia skrzypkiem czy kompozytorem polskim. Występował na scenach nie tylko w Europie, przedstawiany z francuska jako Henri Wieniawski, ale też w Stanach Zjednoczonych. A to już nie było takie proste i osiągalne nawet dla znanych w Europie artystów. Nowy Świat był kolejnym krokiem w jego karierze. Co ciekawe, płynął do Stanów z przyjacielem, pianistą Antonem Rubinsteinem i to on właśnie miał być główną gwiazdą, a na miejscu jednak większy sukces przypadł Henrykowi. To on elektryzował publiczność. A wracając jeszcze do przywołanego przykładu krakowskiego, to pokazuje, że ta krakowska publiczność, co również jako mieszkaniec Krakowa mogę potwierdzić, była i jest nieprzewidywalna. Może być zapowiadane naprawdę wielkie nazwisko, ale nie gwarantuje pełnej sali. Z drugiej strony, jeśli chodzi o Polskę, najbardziej doceniano Wieniawskiego w Poznaniu. Teraz już zatem nie dziwi, że konkurs jego imienia odbywa się właśnie tutaj.

Skoro pokazujemy Wieniawskiego od tej ludzkiej strony, warto też zauważyć, że nie miał w sobie zawiści, podziwiał innych artystów, mimo że z nimi czasem rywalizował, z wieloma łączyły go serdeczne więzi przyjaźni.

To prawda. Od małego był porównywany do Paganiniego, który zmarł kiedy Henryk miał zaledwie pięć lat. Wieniawski oczywiście go nie poznał, ale cenił i nie przeszkadzały mu te porównania. Poznał za to Karola Lipińskiego, który z Paganinim się pojedynkował czy Ferenca Liszta i był z nimi w dobrych relacjach.

Życie Wieniawskiego było podróżą i zapewne przy pisaniu tej książki również nie obyło się bez podróży i to dosłownych

Byłem w Poznaniu w Towarzystwie im. Wieniawskiego, oglądałem partytury kompozytora, a w muzeum instrumentów - skrzypce lutnicze Ganda, które dostał jako nagrodę w paryskim konserwatorium. Byłem też w Lublinie, mieście, gdzie urodził się Wieniawski. Chciałem zobaczyć jego rodzinny dom, to nieco zaniedbana kamienica przy Rynku 17. I...tu się trochę rozczarowałem. Na ścianie jest oczywiście pamiątkowa tablica i mieści się tu Towarzystwo Muzyczne jego imienia, ale to co rzuca się na pierwszy rzut oka i dominuje, to przesłaniająca wszystko restauracja z ogródkiem. Mam przez to odczucie, że nie do końca wykorzystano potencjał wynikający, że z tym miejscem był związany tak wybitny artysta.

A co najbardziej cię zaskoczyło podczas zbierania materiałów?

Kilka rzeczy. Na przykład żydowskie pochodzenie, o którym nie wszędzie się wspomina, a jeśli już, to koncentrując się na rodzinie ojca, podczas kiedy ze strony matki również te korzenie istniały, co dość szczegółowo wyjaśniam. Uświadomiłem sobie, że Wieniawski naprawdę był artystą o międzynarodowej sławie. Zaciekawiły mnie też jego związki rodzinne. Trzeba podkreślić, że mimo ciągłych podróży, potrafił rzucić wszystko i jechać z Petersburga do Brukseli, kiedy dowiedział się, że urodziło mu się dziecko. Troszczył się także bardzo o byt swoich bliskich.

Jeśli mówimy o rodzinie i dzieciach, to tylko jedno z nich wybrało karierę muzyczną.

Najmłodsza córka Irène Régine, która miała 10 miesięcy, kiedy Wieniawski zmarł, została pianistką i kompozytorką. Co ciekawe, nie bazowała na sławie ojca, występowała pod pseudonimami, m.in. jako Poldowski. Teraz jest duża szansa dla bliższego poznania jej twórczości, bo dopiero odkrywamy kobiety-kompozytorki.

Czy teraz, po napisaniu tej książki, możesz powiedzieć, że nie tylko lepiej poznałeś Wieniawskiego, ale i zapałałeś do niego sympatią?

To nie było dla mnie oczywiste, bo przecież nie zawsze tak się dzieje, ale tak - ja go bardzo polubiłem - jako człowieka właśnie.

Ostatnie zdanie z twojej książki brzmi: „Każdy bowiem szanujący się skrzypek powinien Wieniawskiego przynajmniej poznać, a co będzie później, to się zobaczy”. A ja bym powiedziała, że każdy zainteresowany współczesnym spojrzeniem na Wieniawskiego, powinien przeczytać książkę Mateusza Borkowskiego.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska