Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hodowla danieli to ich pomysł na wolny czas na emeryturze

Lech Klimek
Bogusław Bednarz i Bolesław Kmiecik traktują te zwierzęta jak członków rodziny.

Ktoś kiedyś powiedział że konie wyszły z mgły i może to dlatego jest tyle magii i tajemnicy łączącej konia i człowieka!? Nie każdy jednak może stać się hodowcą rumaków, prawie każdy jednak kto ma kawałek łąki może sobie pozwolić na to, by w jego otoczeniu zagościły inne, piękne i dumne zwierzęta.

Daniele, mniejsza wersja wspaniałych jeleni. Ich hodowla jest dość prosta. Zwierzęta te żyją w stadach, choć starsze samce to samotnicy. Pod koniec lata łączą się z grupami samic. Żywią się roślinami zielnymi, młodymi gałązkami drzew i krzewów, a także mchami i porostami. W Kobylance możemy odnaleźć taką właśnie hodowlę, niewielką jeszcze, można powiedzieć, że hobbistyczną. Dwóch sąsiadów, Bogusław Bednarz i Bolesław Kmiecik, mieszkańcy Kobylanki, na swojej ziemi stawiają zagrody. Już pojawiły się w nich pierwsze zwierzęta.

- Mam znajomego w okolicy Miejsca Piastowego - mówi Bogusław Bednarz - to właśnie u niego zobaczyłem, jak to wygląda. Od pierwszego wejrzenia Dama dama, bo tak się one nazywają po łacinie skradły moje serce. Po kilku rozmowach z Bolesławem podjęliśmy decyzję, zakładamy hodowlę.

Obydwaj mają po kilka hektarów ziemi, maszyny, taka działalność to było coś w sam raz dla nich. Hodowla danieli nie należy do trudnych i stwarza możliwości wykorzystania ze słabych gleb, a przy tym nie jest pracochłonna. - W moim domu zawsze były zwierzęta, psy koty, teraz mam jeszcze świnkę morską przejętą od córki studiującej w Poznaniu. Daniele wydawały mi się czymś zupełnie naturalnym - opowiada Bednarz - Kontakt z nimi to jak obcowanie z dziką naturą, choć oczywiście w takiej bardziej cywilizowanej postaci.

Daniele z Kobylanki żyją w sporych zagrodach. Siedzimy w kuchni u Bogusława Bednarza, a za oknem widać jedną z tych zagród. W tej koło domu mieszkają dwaj bracia, Lucek i Wicek, czas spędzają głównie na zabawach, które przygotowują ich do dorosłego życia. W innej zagrodzie, trochę dalej mieszkają samice z dorosłym samcem Wackiem.

- Staramy się je maksymalnie oswajać, nie zabijając w nich jednak tej wspaniałej dzikości, która wyróżnia zwierzęta żyjące na wolności - opowiada gospodarz. Hodowcy z Kobylanki chcą zorganizować swój zwierzyniec tak, by można było na jego terenie obcować z dzikimi zwierzętami. Może nie będzie to park w rodzaju safari, ale nic chyba nie stoi na przeszkodzie, by osoby chcące poobserwować daniele miały okazje w ich towarzystwie wypić kawę czy zjeść domowe ciasto.

- Czasem moje wnuki snują wizję - zima, śnieg, i sanie ciągnięte prze daniele. To oczywiście mało prawdopodobne. Daniele to nie renifery, niestety na prośbę wnuków nie przerobię ich na podobieństwo czerwononosego Rudolfa. Czasem dla rekompensaty tego marzenia pozwalam im na karmienie danieli jabłkami czy suchym chlebem - dodaje z uśmiechem. Pytam czy będzie ktoś kto z czasem przejmie hodowle? W odpowiedzi słyszę - Syn pracuje za granicą, zarabia na życie, ale bardzo go to hodowanie danieli interesuje, może z czasem on będzie następcą.

Wspólnicy mają własną ziemię i maszyny. Całą karmę potrzebną dla zwierząt produkują na miejscu. Latem koszą i suszą trawę, sieją owies, zbierają jabłka z przydomowych sadach. Właściwie, jako karma służy wszystko, co wyrosło w gospodarstwach. - Sami siejemy, sami zbieramy - słyszę w trakcie spaceru - Nasze stado nie jest jeszcze duże, tak więc nie musimy w zasadzie niczego kupować, no może poza lizawkami solnymi.

By lepiej poznać tę hodowlę przechodzimy do gospodarstwa Bolesława Kmiecika, to niecałe 200 metrów w stronę Libuszy. Tu rolę gospodarza przejmuje Bolesław, a ja mam okazję zobaczyć jak wygląda karmienie stada. Głównym i podstawowym pożywieniem danieli jest pastwisko. Z jego dobrodziejstw korzystają od kwietnia do października, a przy łagodnych zimach cały rok.

Gdy tylko wchodzimy za solidną bramę pojawiają się daniele. Wacek bez strachu podchodzi do nas, a łanie zbijają się w stadko w bezpiecznej odległości. W tej zagrodzie są już zabudowania, otwarta szopa i odłownia. Łanie, zwłaszcza te kotne chętnie kładą się na ziemi pokrytej miękką wyściółką z siana. Oczywiście zwierzęta mają stały niczym nieograniczony dostęp do wody.
Kmiecik z niesionego wiaderka wysypuje owies, ale nie w jednym miejscu tylko na czymś w rodzaju ścieżki.

- Gdybym wysypał to w jednym miejscu to samiec, by zagarnął wszystko - tłumaczy - stado jest hierarchiczne, patriarchalne, taki sposób karmienia sprawia, ze wszystkie zwierzęta mogą spokojnie zjeść. Wacek dostaje też jabłka. - Trzeba bardzo przy tym uważać i tak mu je podawać by musiał unosić głowę do góry - tłumaczą - proszę spojrzeć na jego poroże, może on nie jest wielki, ale na pewno potrafiłby swoimi rogami zrobić krzywdę - słyszę.

- To nasze hobby, nie chcemy handlować mięsem, pragniemy, by nasze zwierzęta sprawiały radość nam i tym którzy nas odwiedzą - mówią jednym głosem panowie. Obaj podkreślają, że nie wyobrażają sobie by mogli zabić któreś ze zwierząt. Cały ich danieli inwentarz jest pod stałą opieką weterynaryjną. - Oczywiście nastąpi taka chwila, że dorosłe samce nas opuszczą, ale pojadą one do innych hodowli w ramach wymiany, musimy dbać o genetyczną czystość stada - mówią trochę ze smutkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska