- Mamy braki w linii defensywnej, ale nie aż takie, żeby zatrudniać nie do końca dobrze przygotowanego do rozgrywek zawodnika – uważa Ryszard Skórka, prezes oświęcimskiego klubu. - Może niektórzy zawodnicy zza południowej granicy postrzegają polską ekstraklasę jako dość egzotyczną, ale w niej trzeba jakiś poziom prezentować.
Pierwsza kolejka z podziałem ekstraklasy już za nami, ale Unia Oświęcim, po pauzie, dopiero w piątek, 2 grudnia (godz. 18) włącza się do walki. W szlagierze grupy słabszej podejmie Tauron GKS Katowice.
Unia prowadzi „pod kreską”, ale jej przewaga nad katowiczanami, którzy ostatnio pokonali SMS Sosnowiec (4:0), stopniała tylko do punktu. Można zatem śmiało zaryzykować stwierdzenie, że stawką spotkania będzie walka o prymat w grupie słabszej.
Emocji nie powinno zabraknąć. Przed podziałem ekstraklasy w Oświęcimiu Unia wygrała tylko 2:0, a w Katowicach poległa po rzutach karnych 0:1, bo w regulaminowym czasie był bezbramkowy remis. Być może właśnie to stracone dwa punkty w stolicy Górnego Śląska wyrzuciły oświęcimian z elity.
- Na pewno przegrana walka o szóstkę gdzieś tam jeszcze głęboko siedzi w sercach zawodników, ale nie możemy stale oglądać się za siebie – podkreśla Josef Dobosz, trener oświęcimian. - Nie można też liczyć na to, że rywale będą nam oddawać punkty za darmo. Trzeba się spiąć na katowiczan tak samo jak na rywala z górnej półki. Być może właśnie wygrana nad Katowicami pomoże ostatecznie oczyścić nasze głowy.
Szkoleniowiec chciałby, aby kibice wciąż byli z drużyną. Jeśli z trybun zaczną dochodzić złośliwe okrzyki, to tylko może dodatkowo „zdołować” zawodników.
- Chłopcy muszą w sobie wyrobić instynkt łowczego – podkreśla Dobosz. - Zdobywamy mało goli, bo jakoś boją się do końca pójść za akcją, żeby przed bramką szukać dobitek. W ostatnim meczu, we własnej hali przeciwko Orlikowi, bardzo niepewnie interweniował John Murray, wybijając krążki przed siebie i – mimo moich uwag – nikt nie potrafił go skarcić.
Czeski szkoleniowiec przypomina, że jego zawodnicy muszą dużo strzelać. Rywale starają się to robić z każdej pozycji, tymczasem w przypadku oświęcimian można odnieść wrażenie, że często starają się dosłownie „wjechać” z krążkiem do bramki albo uciekają gdzieś po łukach na bandach, a nikogo nie ma przed bramkarzem. - Trzeba umieć też wziąć na swoje barki ciężar odpowiedzialności za wynik, a nie tylko grać „na alibi” – podkreśla Dobosz.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska