Niestety, ten pan z psem, którego poznała pani ostatnio, wylądował na wózku inwalidzkim - wita mnie Karolina Załęga, społeczny kurator i jedna z założycielek hostelu dla byłych więźniów. To, że nie wszystkich da się uratować, wie od dawna. Właściwie od pięciu lat, bo tyle ma hostel. Wylądował na wózku, bo prowadził po narkotykach i wjechał w samochód. - Za to u Marcina, tego kucharza, co siedział za narkotyki, świetnie. Został szefem kuchni w jednej z krakowskich restauracji. Często wpada do nas na kawę.
Dziś w hostelu jest tylko kilku mężczyzn. Miejsc szesnaście, ale pieniędzy brakuje nawet na te kilka. Do tej pory hostel, prowadzony przez Stowarzyszenie "Probacja", utrzymywał się z grantów Ministerstwa Sprawiedliwości. W tym roku nie dostali ani złotówki. - Zimę jakoś przetrwamy - mówi Załęga. - Może będzie tu trochę chłodniej, może mniej żarówek będzie się świecić, ale to miejsce musi być w zimie otwarte. W zimie jesteśmy najbardziej potrzebni - tłumaczy.
Dom na tymczasem
Hostel mieści się w centrum Krakowa. Adres? Chroniony. -Ludzie różnie reagują. Czasem nas atakują - tłumaczy Karolina Załęga. - Protestują, bo nie chcą mieszkać w sąsiedztwie eks-kryminalistów. Ta drobna, młoda kobieta mocno trzyma w ryzach dwa razy od siebie starszych i silniejszych facetów z kryminalną przeszłością. A oni przyjmują jej pomoc z bezradnością małego dziecka. - Wspieramy ich w tych najtrudniejszych miesiącach - opowiada Załęga. - Kiedy już staną na nogi, często sami zrywają z nami kontakt, bo kojarzymy im się z trudnym okresem w ich życiu, o którym chcą zapomnieć - tłumaczy.
Nie ma o to żalu. Taka ich rola. Wszyscy założyciele "Probacji" są kuratorami społecznymi. Pracując z więźniami zobaczyli jak bardzo brakuje miejsca, które pozwoli odbić im się od dna. Wielu nie miało gdzie wrócić, staczali się znów na dno, zaczynali kraść. A przy wyjściu z więzienia dostają 200, góra 300 zł zapomogi. Jednorazowo. Za taką kwotę nie mają szans rozpocząć życia od nowa.
W hostelu mieszkają skromnie. Kilka sypialni, kuchnia, pokój dzienny. Czyste i zadbane. Sami dbają o porządek. - Przecież to nasz dom - tłumaczą mi. - Na tymczasem, ale innego nie mamy. Właśnie oglądają telewizor. Pod nogami pląta się Kaśka, kot jednego z lokatorów (ściślej: kocica, choć miała być samcem). Załęga przedstawia mnie byłym więźniom. - Nie musicie mówić niczego, czego nie chcecie - zastrzega.
Będę pisał biografię
- Ten hostel życie mi uratował. No bo, gdyby nie on, stryczek by mi został albo jeden z mostów wiślanych - pan Andrzej rytmicznie puka w przykryty kolorowym obrusem stół. Ma 68 lat. Prawie połowę życia spędził za kratami. Ostatni wyrok: blisko sześć lat, wyłudzenia bankowe. Wyszedł z więzienia dwa tygodnie temu. Nie miał dokąd wracać. Żona wymeldowała go z mieszkania. - Sakramencki mam żal do niej, kurtka na wacie - rzuca. Tę "kurtkę na wacie" pan Andrzej wplata w co drugie zdanie. Nauczył się, gdy Nową Hutę budował i tak mu już zostało. Taki przerywnik. Nie ukrywa: w życiu dużo kombinował. Pierwszy raz za kratki trafił jako 17-latek. Ale bywały też chwile, jak wtedy przy budowie Huty, kiedy starał się żyć uczciwie. I teraz też tak będzie - zapewnia. - Jeśli portfel na ulicy zobaczę, na odległość już będę krzyczał - przekonuje. Czy mu się uda? Zobaczymy. Teraz pan Andrzej zamierza napisać autobiografię. - Na razie kiepsko mi idzie, kurtka na wacie - mówi. - Ale może jak znajdę w życiu cel, to i wena przyjdzie.
To nie stracony czas
Pan Tadeusz, właściciel kota Kaśki, ma 47 lat. Siedział dwa lata za kradzież. - Pech, nie kradzież - tak uważa. Remontował mieszkanie. Zleceniodawca nie wypłacił mu pieniędzy. - To sam odebrałem sobie wypłatę. Zabrałem sobie cztery grzejniki - opowiada. Potem je oddał, jednakże kradzież została zgłoszona. Po wyjściu na wolność trafił tu, do hostelu. Inaczej musiałby iść do noclegowni.
- Dom?
- Nie mam. Z rodziną nie utrzymuję kontaktu od lat. - Próbowałem się pogodzić, pojechałem po przebaczenie, bo święty nie byłem. Siostra mówi do mamy: po co on tu przyjechał?! Może spróbuję jeszcze raz na Boże Narodzenie... - zastanawia się.
Mówi, że hostel uratował mu życie. Poznał tu znajomych, szybko znalazł pracę na budowie. - To nie jest stracony czas - mówi. Rozglądając się po pokoju mówi mi: naprawdę czuję się tu szczęśliwy.
By nie zostali na ulicy
Do krakowskiego hostelu trafia ponad 50 mężczyzn rocznie. Są z całej Polski. To mężczyźni, którym mało kto chce pomagać. Większość społeczeństwa brzydzi się byłymi więźniami albo się ich po prostu boi.
Członkowie "Probacji", którzy pracują z byłymi kryminalistami od lat, dostrzegli w nich ludzi, do których warto wyciągnąć rękę. Wiedzą, że nie zawsze się udaje, bo bezdomność i karalność to dwa czynniki, które zawsze idą w parze z zaburzeniami osobowości.
- Ale warto o nich walczyć. Skoro trafiają tu, nie szukają dawnych środowisk, to znak, że chcą zmienić swoje życie - wierzy Karolina Załęga.
Imiona więźniów zostały zmienione
Pokaż, kogo popierasz. Już dziś oddaj głos na prezydenta Krakowa
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:**Ukradł kartę bankomatową z portfela i wypłacił całą kasęMaciej Szumowski stał się legendą. Idź jego drogą.**Wejdź na szumowski.eu
A może to Ciebie szukamy? Zostań**miss internetu**województwa małopolskiego