Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hrabia, co seksem leczył. Poważnie chory bajerant

Katarzyna Janiszewska
Zdzisław M. twierdzi, że nigdy nie podawał się ani za lekarza, ani za hrabiego. Uważa, że siedzi w więzieniu, bo ma dobre serce
Zdzisław M. twierdzi, że nigdy nie podawał się ani za lekarza, ani za hrabiego. Uważa, że siedzi w więzieniu, bo ma dobre serce
M. nie traci rezonu i nawet w więzieniu chce dyktować warunki. Zgodzi się na wywiad, ale opowie tylko to, co sam będzie chciał. Delikatnie pogrozi, postraszy. Mistrz manipulacji i autokreacji - oto cały hrabia, największy polski Casanova ostatnich lat. Leczył kobiety seksem. Dziś twierdzi, że jest impotentem - pisze Katarzyna Janiszewska.

Hrabia ma gęste, sumiaste wąsy. Nie, nie sumiaste, raczej taka szczota. Są długie i przez to zupełnie nie widać mu ust. Kiedy mówi, wąsy zaczynają się ruszać i wygląda jakby słowa wydostawały się spomiędzy zarostu. Oczy hrabiego są niebieskie. Bladoniebieskie, albo lepiej, błękitne. Włosy jasne, obcięte na krótko. Maniery hrabiego są hrabiowskie, ale tylko z początku. Im dalej w las, tym mniej hrabiego.

Sam hrabia jest szczupły, niski, raczej niepozorny. To nie typ amanta, modela. Więc musi mieć to "coś". I to pewnie dostrzegły w nim te kobiety. Bo co, jak nie to?

Na lewej ręce hrabia ma tatuaż. Nie widać, co dokładnie przedstawia. Zasłania go zegarek: Breitling za 50 tysięcy - twierdzi hrabia. Drugi, złoty roleks, podobno leży w więziennym magazynie. Hrabia dużo mówi. Głównie o tym, że jest niewinny, a w więzieniu znalazł się przez pomówienia i złe języki. Trafił za kratki, bo ma dobre serce.

Hrabia jest Kaszubem, a oni jeśli widzą człowieka w potrzebie, to zaraz chcą pomóc. I tu, w więzieniu, pomaga więźniom pisma pisać, analizować sprawy i wyciągać logiczne wnioski. I każdemu by pomógł, gdyby było trzeba.

Było (podobno) tak

Poznali się zimą, w galerii handlowej, w Krakowie. Daria, 19-letnia, prosta dziewczyna z Szaflar, małej miejscowości na Podhalu. Z długimi, kasztanowymi włosami, orzechowymi oczami i smukłą sylwetką. Szukała w dużym mieście swojego księcia z bajki. I wtedy pojawił się on: hrabia, starszy od niej, na dodatek bardzo zamożny.

- Młoda damo (tak mógłby do niej powiedzieć, najlepiej podkręcając przy tym wąsa), jestem w potrzebie. Otóż bankomat wciągnął mi kartę. I nie mam za co opłacić podróży, a nawet jedzenia. Jestem wziętym onkologiem, mam swoją klinikę w Szwajcarii. To takie krępujące, ale czy nie zechciałabyś mi pomóc?

A na to ona (hrabia twierdzi, że nie bez znaczenia był złoty roleks na jego ręce): och, czemu nie? Zapraszam pana do siebie, do domu w Szaflarach.

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, wokół górskie szczyty przyprószone śniegiem, było im jak w bajce. Godzinami rozmawiali, a później spacerowali razem po wiosce. Znany lekarz, który leczył Jana Pawła II w klinice Gemelli (na liście jego pacjentów były też inne znakomitości) i wpatrzona w niego śliczna nastolatka. Imponowała jej taka znajomość. Czyż ta historia może się kończyć inaczej niż ślubem? Wszystko zaplanowałem - szeptał jej do ucha hrabia. Ceremonia miała odbyć się na Wawelu, poprowadziłby ją sam kard. Stanisław Dziwisz. Prządki już tkały suknię dla przyszłej panny młodej. Szczęście było tak blisko.
Wtedy jeszcze dziewczyna nie wiedziała, że wybranek jej serca nie jest zwykłym lekarzem. Że ma pewne specjalne zdolności. Otóż potrafił wyleczyć raka jajników. Uzdrawiające właściwości miał mieć jego penis. Jeden cudowny stosunek i choroba cofała się tak, jakby jej nigdy nie było.

Wkrótce hrabia wyjechał z Szaflar, a zakochana nastolatka podążyła w ślad za nim.

I tu bajkowy klimat dobiega końca. Bo na policję zgłosiły się oszukane kobiety: okazało się, że hrabia w swych lędźwiach nie ma żadnych mocy, a mimo to za leczenie życzył sobie sowitej opłaty, że wcale nie jest hrabią ani tym bardziej onkologiem ze Szwajcarii. Na domiar złego matka Darii zgłosiła jej zaginięcie. A w mediach opowiadała o niecnym naciągaczu.
We wrześniu 2011 r. Zdzisław M. został skazany na 4,5 ro-ku pozbawienia wolności. Za oszustwa i gwałty.

Zdzisław M. twierdzi, że było zgoła inaczej

To szczupły, niepozorny 50-latek. Ma wykształcenie muzyczne, ukończył klasę gitarową. Ale nigdy nie pracował w zawodzie. Zajmował się alpinistyką, wykonywał prace na wysokościach, malowanie kominów i tym podobne sprawy.
W 2005 roku w górach wydarzył się wypadek: podczas wspinaczki na Mnicha, M. odpadł od ściany, a szelki źle zapiętej uprzęży wpiły się w krocze.

- Od sześciu lat mam problemy z erekcją, a od czterech zupełnie nie mam wzwodu - twierdzi mężczyzna. - Jestem impotentem i tego nie da się ukryć. Przez to mi się małżeństwo rozpadło, bo żona myślała, że mam kochankę. Można mi filmy erotyczne wyświetlać i nic, żadnego efektu. Sądziłem, że to przejdzie. Rok temu się dowiedziałem, że choroba jest nieuleczalna. Ale sąd miał to gdzieś, taka sprawiedliwość. W opinii biegłych neurologów nie jestem w stanie odbywać stosunków seksualnych. A mimo to za taki zarzut siedzę. Czekałem na badania rok, a w tydzień sąd znalazł biegłego, co tę opinię podważył. I na tej drugiej się oparł.

Dlaczego nie zrobili trzeciej ekspertyzy? Skazali niewinnego człowieka. Z osoby chorej robi się zdrową - przekonuje.
Dr Andrzej Depko, seksuolog: O jakości opinii decyduje metoda badawcza, jaką zastosowano. Oraz kompetencje biegłych. Tutaj zastanawia mnie, dlaczego to neurolog stwierdził impotencję, a nie wypowiadał się seksuolog i urolog? Myślę, że sednem sprawy jest stwierdzenie, że wnioski biegłych to wynik możliwych i dostępnych do wykonania badań.

Dla dobra pokrzywdzonych kobiet akta sprawy oraz uzasadnienie wyroku zostały utajnione.

- Mogę powiedzieć tylko tyle, że w opinii biegłych seksuologów Zdzisław M. jest zdolny do odbycia stosunku - tłumaczy sędzia Bogdan Kijak, rzecznik Sądu Okręgowego w Nowym Sączu. - Sąd wziął pod uwagę całość materiału dowodowego: zeznania świadków i wynik badania.

- To sąd ocenia, która opinia jest bardziej przekonująca, wiarygodna, współgra z innymi dowodami - zaznacza prof. Zbigniew Ćwiąkalski. - Jeśli ma wątpliwości, na rozprawie słucha biegłych, ma możliwość zadania dodatkowych pytań. Poza tym opinia to tylko jeden z dowodów.

A on stąd kiedyś wyjdzie...

Największe pretensje Zdzisław M. ma do dziennikarzy. Że niepotrzebnie szukają sensacji tam, gdzie jej nie ma. To media - tak twierdzi - całą aferę nakręciły, a prokurator już tylko postawił zarzuty. Gdyby nie media, nic by nie było. Wszystko, co go spotkało, to przez plotki i pomówienia. To wymysły matki Darii, która chciała córkę sprowadzić do kraju.

- Daria przedstawiła mnie jako lekarza, osobę zamożną, aby zaimponować rodzinie - opowiada. - Że jestem onkologiem ze Szwajcarii dowiedziałem się z prasy, kiedy już byłem w Hiszpanii. O tym, że mam tytuł hrabiowski - z internetu, w Maladze. Nawet się z tego trochę śmiałem. Zaczęło się już w Szaflarach. Idziemy po chleb do piekarni z Darią, a ekspedientka mówi do mnie: dzień dobry panie profesorze. Na oczy mnie wcześniej nie widziała. No to kto te plotki rozsiewał, no kto? Widać było, że Daria chce uciec z domu, wyjechać, obojętne gdzie. Też mam córkę. Jak mnie ktoś prosi o pomoc, nie odmawiam. Dużo rzeczy jej kupiłem. Nie miała plecaka, butów do chodzenia po górach, moja żona pożyczała jej na bilet. A że się zlitowałem, to mam teraz efekt.

Problemy zaczęły się, gdy wyjechali razem z kraju. Matka Darii zgłosiła zaginięcie córki. - A przecież Daria nie zaginęła - zapewnia M. - Pojechaliśmy na pielgrzymkę pieszą. 1500 km, trzy razy szedłem tą trasą. Z Lourdes do Santiago de Compostela. Ja szedłem w konkretnym celu. Chodziło o moje schorzenie.

Zdzisław M. pokazuje opinię biegłych. Tę korzystną dla siebie. Nic więcej nie powinno dziennikarki interesować. Nikt wcześniej nie chciał słuchać, co on ma do powiedzenia, więc skąd teraz te pytania? Kim jest, co robił, gdzie mieszkał, to jego prywatna sprawa. Powiedzieć może tylko, że pochodzi z bardzo zamożnej rodziny. Na stałe - to jeszcze może wyznać - mieszka w Hiszpanii. Tam, razem z nim, miała zamieszkać Daria. Plan był taki, że skończy później studia w Londynie.

- Moja żona wie, że to nieporozumienie i że się wyjaśni - zapewnia. - Ale odmówiła składania zeznań, więc nie mogła powiedzieć o moich problemach seksualnych. Łatwo kogoś pomówić - M. traci z lekka fason. - Bo wy, kobiety, macie za dużo swobody! Wystarczy, że taka pokaże palcem i już dostaje biegłych, psychologów, a z nas się robi bandytów. Nieważne: winny czy nie, kobieta ma zawsze rację, tak? W ten sposób można każdego skazać.

Pod koniec rozmowy to już Zdzisławowi M. nic z hrabiego nie zostaje. Gdzieś znika spokój i kindersztuba. Pojawia się za to agresja i opryskliwość. Niech dziennikarka wie, że Zdzisław M. ma wielu znajomych z koneksjami. Jak wszyscy, przyjechała tu szukać sensacji, wiadomo. A jemu chodzi o komercję. To znaczy, zarabia się na takim artykule, nie? Redakcja bogata, a w więzieniu luksusów nie ma... Nie no, dobra, z tymi pieniędzmi to tylko tak żartował. Ale niech dziennikarka się zastanowi, zanim coś napisze. I niech pamięta, że on kiedyś stąd wyjdzie.
I to by było na tyle.
Ciach bajera.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska