Iga Świątek nie wyszła z grupy w swoim pierwszy starcie w WTA Finals. Przegrała po słabej grze z Greczynką Marią Sakkari. Choć szybko się pozbierała i przeciwko Białorusince Arynie Sabalence zaprezentowała się zdecydowanie lepiej, to także musiała uznać wyższość rywalki. Na koniec kolejny dobry występ i pierwsze zwycięstwo, ale nad pewną już awansu do półfinału Hiszpanką Paulą Badosą.
- Nie był to rezultat w WTA Finals, jakiego oczekiwałam, ale jestem pewna, że to przyniesie efekty w przyszłości - podsumowała występ 20-letnia Polka, czym podzieliła się na swoich oficjalnych profilach w mediach społecznościowych. - Nauczyłam się tutaj wiele o sobie. Udowodniłam, że to ja sama mogę dać sobie siłę po trudnych sytuacjach i meczach i że potrafię pozbierać się szybko. Wstawałam w tym sezonie, wstałam teraz, wstanę też w przyszłości, jeśli będę tego potrzebowała.
Świątek kontynuowała: - Wiedziałam, że moje ciało nie jest maszyną, ale w tej kwestii mój pierwszy mecz był dużą lekcją pokory względem mojego organizmu. Nasze ciało może być zmęczone i nie w pełni możliwości z wielu powodów, także… cyklu menstruacyjnego. To nie jest wymówka, zależało mi, żeby mówić o tym otwarcie.
Tenisistka z Raszyna zakończy sezon jako dziewiąta rakieta świata. W Erze Open przed nią w TOP 10 z naszych tenisistek była tylko Agnieszka Radwańska. W 2021 r. wygrała dwa turnieje, w Adelajdzie (WTA 500) i Rzymie (WTA 1000), w parze z Bethanie Mattek-Sands doszła do deblowego finału Roland Garros.
