MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Mika o swoim wywiadzie-rzece z Krzysztofem Trebunią Tutką: Z Podhala na Jamajkę nie jest aż tak daleko, jakby się wydawało

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Krzysztof Trebunia Tutka i Janusz Mika
Krzysztof Trebunia Tutka i Janusz Mika Materiały prasowe
„Opętany wolnością, spętany tradycją” to tytuł wywiadu-rzeki Janusza Miki z zakopiańskim muzykiem i architektem, Krzysztofem Trubunią Tutką, liderem zespołu Trebunie Tutki i kapeli góralskiej Śleboda. Krakowski dziennikarz opowiada nam jak doszło do powstania książki, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Oficynka.

- Pochodzisz z Tarnowa, a całe życie mieszkasz w Krakowie. Skąd twoje zainteresowanie kulturą polskich górali?
- Jako dziecko, wyjeżdżałem z mamą na Podhale; do Zakopanego, Bukowiny Tatrzańskiej, Rabki, Szczawnicy. Jestem wrażliwy na muzykę i szybko zarejestrowałem góralskie granie, którego słuchaliśmy często podczas pobytu w tych miejscowościach. Ostre, wysokie tony skrzypiec, „konsekwentne” linie basu... Oczywiście, wtedy nie potrafiłem tego nazwać, ale podobała mi się taka harmonia dźwięków. Mimo, iż w dorosłym życiu towarzyszyła mi głównie muzyka szeroko rozumianego undergroundu, to góralskie granie było mi zawsze bardzo miłe. Potem usłyszałem De Press Andrzeja Dziubka, łączący rock z orawskim folkiem, a prawdziwym odkryciem był eksperyment podjęty przez kapelę Trebunie Tutki i jamajski zespół Twinkle Brothers. No i okazało się, że to wszystko pasuje i brzmi bardzo spójnie, że muzyka z Podhala posiada tajemniczy aspekt, pozwalający na niestosowane wcześniej kompilacje.

- Jak narodził się pomysł na wywiad-rzekę z Krzysztofem Trebunią-Tutką?
- Bohatera mojej książki poznałem 30 lat temu, kiedy był on jeszcze studentem architektury. Właśnie świat poznał płytę „Higher Heights” i wiele osób zachwyciło się połączeniem góralskiej muzy i karaibskiego roots reggae. W ciągu tych trzech dekad przeprowadziłem z moim rozmówcą kilkanaście wywiadów o góralszczyźnie, napisałem kilka recenzji płyt czy koncertów. 30. rocznica powstania kapeli Trebunie Tutki wydała mi się znakomitą okazją, aby powstała taka książka. Złożyłem Krzyśkowi propozycję, a on uznał, że to dobry pomysł. Potem spotykaliśmy się w Krakowie lub Zakopanem i nagrywaliśmy nasze wielogodzinne rozmowy na dyktafon.

- Twój bohater dorastał w otoczeniu góralskiej sztuki, studiował architekturę, mógł zostać malarzem. Co sprawiło, że to muzyka stała się jego największą pasją?
- Muzyka towarzyszyła Krzyśkowi od dzieciństwa. Jego ojciec Władysław był plastykiem, absolwentem krakowskiej ASP, ale też uznanym na Podhalu prymistą – świetnym skrzypkiem, który grywał z najlepszymi góralskimi muzykami. W ich domu odbywały się muzyczne posiady. Można więc powiedzieć, że przyszły lider kapeli Trebunie Tutki przesiąkł już za młodu tą muzyką. Z czasem okazało się, że posiada talent, a dzięki pracy nad techniką gry, robił duże postępy. Szybko przyszły pierwsze nagrody i wyróżnienia na licznych konkursach, Krzysiek uwierzył w siebie i nastąpił tzw. efekt kuli śnieżnej.

- Punktem zwrotnym w muzycznej działalności Krzysztofa okazały się wspomniane przez ciebie wspólne nagrania z zespołem reggae z Jamajki – Twinkle Brothers. W jakim stopniu zdeterminowały one jego podejście do tworzenia muzyki?
- Z pewnością ten fakt nadał działalności zespołu wymiaru światowego, wygenerował też otwarcie na inną niż góralska muzykę. Wysokie pozycje w rankingach world music spowodowały zdecydowanie większą popularność kapeli, pojawiły się zaproszenia na duże koncerty na całym świecie, a krytycy pisali entuzjastyczne recenzje. Kolejne płyty udowodniły, że z Podhala na Jamajkę – w kontekście muzycznym – nie jest aż tak daleko, jakby się wydawało. Minęło 30 lat, a wspólne granie nadal cieszy oba zespoły, ich występy wciąż gromadzą sporą publiczność.

- Krzysztof nagrywał nie tylko z Jamajczykami czy z Gruzinami, ale też z polskimi twórcami – Voo Voo, Kiniorem czy Tymonem Tymańskim. To były równie istotne kooperacje?
- Myślę, że po wielkim sukcesie płyty z Jamajczykami, Krzysiek poczuł chęć innych eksperymentów i wdrażał je w życie z powodzeniem, współpracując z artystami otwartymi na tworzenie nowych brzmień. Tym bardziej, że na przykład takie Voo Voo od początku swego istnienia czerpało garściami ze światowego bogactwa etno i tworzący zespół muzycy byli zorientowani na pokonywanie – pozornych – barier gatunkowych. Także Kinior czy Tymon nie zamykają się w jednym stylu czy sposobie gry. Ale głównym celem lidera kapeli Trebunie Tutki była (i jest) promocja rdzennej muzyki góralskiej i przedstawianie jej w zróżnicowanej warstwie muzycznej, atrakcyjnej dla współczesnego słuchacza. Dodajmy, że góralski zespół grywał też z jazzmanami czy orkiestrami symfonicznymi.

- Krzysztof wywodzi się ze wspaniałego góralskiego rodu. Dlaczego tradycja nie była dla niego nigdy obciążeniem, a przeciwnie – punktem wyjścia do śmiałych eksperymentów?
- Tu dochodzimy do meritum i jednocześnie głównej idei obecnej na kartach książki. Kreatywność, wiedza, determinacja, odwaga, profesjonalizm – to elementy składowe warunkujące działania Krzyśka. Dogłębne poznanie swoich korzeni, poszukiwanie możliwości rozwoju góralskiej muzyki z uwzględnieniem jej nieodzownych kanonów, uświęconych tradycją i doświadczeniem wielu pokoleń, było naprawdę trudnym zadaniem. Ale okazało się wykonalne.

- Efektem tych muzycznych eksperymentów Krzysztofa jest Nowa Muzyka Góralska – czyli tradycja przefiltrowana przez nowoczesność. Jak ten śmiały projekt jest odbierany na Podhalu?
- Górale to specyficzna społeczność, zakochana w swojej kulturze, a jednocześnie chętnie ją komercjalizująca na użytek turystów. Mieszkańcy Podhala niechętnie odnoszą się jednak do osób, które – na własną rękę – próbują wprowadzić coś nowego, oryginalnego do utartych wzorców. Nie wszyscy rozumieją potrzebę eksperymentowania, która jest przecież typem artystycznego wizjonerstwa. W grę wchodzi nie tylko brak wyobraźni, ale też zwykła ludzka zawiść. Zatem, co światlejsze jednostki z aprobatą obserwują projekty Krzyśka i jego zespołu, ale inni je krytykują. Warto podkreślić, że bohater mojej książki jest znakomitym kompozytorem i świetnym multiinstrumentalistą, potrafiącym zagrać w sposób, do którego górale są od lat przyzwyczajeni, a innym razem – wprowadzając do muzyki nowe elementy – wpływać na jej rozwój. To chyba trochę tak jak z Pablo Picassem, który tworzył dzieła awangardowe, ale potrafił przecież malować realistycznie.

- Trebunie-Tutki zjeździli z koncertami niemal cały świat. Jak muzyka góralska w ich wykonaniu jest przyjmowana pod innymi szerokościami geograficznymi?
- Zachęcam do lektury książki, w której Krzysiek opowiada o tych muzycznych podróżach. Przytoczę tylko dwie anegdoty. Podczas koncertu w Chinach, na którym zjawił się wielotysięczny tłum słuchaczy, muzycy Trebuniów Tutków zauważyli, że miejscowi chętnie podejmują chóralny śpiew. Spontanicznie wykonano jeden z utworów (w oryginale „Hej, Hanko, hej!”), ale zmieniono słowo kluczowe. Po chwili cały plac powtarzał wraz z zespołem „Hej, Polsko, hej!”. Z kolei, w jednym z krajów arabskich, szejkowie obecni na koncercie pytali Anitę, żonę Krzysztofa i menedżerkę zespołu, czy błyszczące w słońcu góralskie pasy i inne ozdoby są wykonane z prawdziwego złota. I otrzymali twierdzącą odpowiedź.

- Zespoły łączące folk z popem, jak Zakopower czy Golec uOrkiestra, odnoszą w Polsce duże sukcesy komercyjne. Krzysztof nie jest zainteresowany tego rodzaju działalnością?
- Sądzę, że to pytanie powinno być skierowane raczej do Krzyśka, a muzyka tworzona przez Trebunie Tutki czy kapelę Śleboda jest na nie najlepszą odpowiedzią.

- Krzysztof przekazuje swą wiedzę młodemu pokoleniu, ucząc dzieciaki muzyki w zakopiańskiej „Jutrzence”. Jego pasja do eksperymentowania znajduje już swoich następców na Podhalu?
- To prawdziwa misja i z takim nastawieniem Krzysiek prowadzi swoją działalność edukacyjną. Chodzi przede wszystkim o wzbudzenie w młodych ludziach góralskiej tożsamości, poprzez poznanie języka, obyczaju, kultury, ale przede wszystkim prawidłowej interpretacji bogactwa góralskiej muzyki. Na eksperymenty przyjdzie pewnie czas, istotniejszym jest to, aby adepci – wiedzeni chęcią szybkiego zysku – nie łączyli tych dźwięków z takim disco-polo, co niestety ma miejsce coraz częściej na Podhalu.

- Z twojej rozmowy z Krzysztofem wyłania się szeroka panorama kulturowa i obyczajowa współczesnego Podhala. Jak zmieniło się twoje postrzeganie tego regionu po napisaniu tej książki?
- Przede wszystkim dowiedziałem się wielu rzeczy, o innych wiedziałem już wcześniej, jeszcze inne zostały mi doprecyzowane. Konkluzja ogólna nie jest niestety zbyt pozytywna dla Podhala, ale postać mojego rozmówcy wprowadza dużą dawkę optymizmu i nadziei, że przyszłe pokolenia będą traktować z szacunkiem tradycje swoich przodków, nie rezygnując z czynionego z rozmysłem progresu.

***
Janusz Mika i Krzysztof Trebunia Tutka spotkają się z czytelnikami w ramach promocja książki „Opętany wolnością, spętany tradycją” 4 lipca o godz. 17 w Strefie Nowej, ul. Kopernika 19 i 19 lipca o godz. 18 w Artetece WBP, ul. Rajska 12 w Krakowie oraz 17 sierpnia o godz. 14 w Czerwonym Dworze w Zakopanem.

Zakaz handlu w niedziele. Klienci będą zdezorientowani?

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska