Przez 14 lat pracy Ewa Kalisz, z którą spędziłam jeden dzień w pracy, musiała się napatrzeć na wiele zwierzęcej krzywdy. Psy, koty, chomiki, króliki mają te same schorzenia co ludzie: nowotwory, kamienie nerkowe, alergie, złamania, padaczkę. Z tym, że ci pacjenci nie powiedzą lekarzowi co ich boli.
***
Ewa Kalisz od dziecka marzyła, by zostać weterynarzem. Chciała być blisko zwierząt, pomagać im. - Kiedyś sobie wyobrażałam, że to wspaniała praca, bo cały czas ze zwierzętami. W rzeczywistości, to głównie praca z ludźmi - mówi Ewa Kalisz.
Ludzie bywają różni. Potrafią mieć pretensje o stan swojego zwierzaka, choć nie stosowali się do zaleceń lekarza. Inni mają pretensje, bo wyczytali coś w internecie, albo nie mogą pogodzić się ze starzeniem ukochanego zwierzaka, więc winą obarczają np. operację, którą przecież trzeba było przeprowadzić.
***
To jednak drugorzędna sprawa, gdy w grę wchodzi życie zwierząt. Jeśli pracujesz w gabinecie, znaczy, że kochasz to robić. Ratowanie czworonogów to pasja. Masz wybór.
Po weterynarii niekoniecznie trzeba leczyć. Można pracować np. w inspekcji weterynaryjnej. Ewa Kalisz nigdy nie żałowała swojej decyzji.
***
Zapieranie się łapami, chowanie się pod szafą, piski, wrzaski i drgawki - to tylko niektóre z zachowań, jakie mają w swoim repertuarze zwierzaki podczas wizyty w gabinecie.
Piesek Alex zapamiętał sobie, która ulica prowadzi do lecznicy i za żadne skarby nie chce nią spacerować. Sunia, która przyszła do lecznicy na kontrolę po chemii - tak, psy chorujące na nowotwór też są jej poddawane - stała już na dwóch łapach oparta o właścicielkę i wpatrywała się w nią błagalnym wzrokiem z wymownym komunikatem: "weź mnie stąd, proszę".
A kot Dzikus tak wył, gdy pani doktor dotykała jego uszkodzoną miednicę, że słyszało to chyba całe osiedle. W końcu oburzony schował się pod meblami.
- Wszyscy wiemy, że jesteś zły, już wystarczy - mówi Ewa Kalisz do swojego pacjenta, wyciągając go spod szafki.
Trzeba takiego zwierzaka pogłaskać, wytłumaczyć, że nic się nie dzieje, mówić, żeby się nie bał.
Spróbowałam pogłaskać takiego futrzanego panikarza na pocieszenie. Bez efektu. Nie ta ręka, nie to doświadczenie.
Równie mocno stresują się sami właściciele: - Razem z Busią jestem spocona z nerwów - słyszę od jednej z pań.
O dziwo, są wyjątki. Jak mówi pani doktor, ma jednego pacjenta, który na spacerach staje pod lecznicą i nie idzie dalej, bo chce wejść i się przywitać. Dla niego wizyta to frajda.
Gdy już kończyłam swój dzień pracy, do gabinetu wparował podekscytowany, wesoły owczarek niemiecki. Ogonem machał jak szalony.
To była właśnie ona, suka Pati. Dobrze, że zobaczyłam tę psią radość na widok lekarza na własne oczy.
***
Tygodniowo lecznicę odwiedza około 100 pacjentów. W gabinecie oprócz standardowych zastrzyków, podawania kropli, tabletek i badań, są wykonywane operacje. Cesarskie cięcie, usuwanie kamieni nerkowych (widziałam je: labrador, które je miał, strasznie cierpiał), a najczęściej wycinanie guzów. Czworonogi coraz częściej chorują na raka.
- W ostatnich 20 latach weterynaria zrobiła duży postęp. Jak widzimy małego guzka to natychmiast reagujemy - zauważa pani doktor.
- Nie ma się co dziwić, że tak chorują. Przecież te zwierzaki spacerują przy ruchliwych ulicach, spalinach. Nawet trawka w parku nie wiadomo czym jest pryskana.
Po operacji właściciel może wziąć pupila do domu. Jeśli jednak czuje, że sobie nie poradzi, zwierzak może zostać kilka dni w gabinecie.
***
Na kontrolę przychodzi mały, puchaty Toffik. Kilka dni wcześniej na spacerze pogryzł go amstaff, który nie miał kagańca. Biedak był szyty, ma obrzęk tylnej części ciała. Dostaje serię zastrzyków: antybiotyk, przeciwbólowy i przeciw krwotokom.
- Myślałam tuż po wypadku, że oprócz weterynarza, muszę wzywać erkę dla męża - wspomina właścicielka psa.
Kot Fuli tak poważnego wypadku nie doświadczył, ale od kilku tygodni na ciele, pod futerkiem ma grudki. - To typowa alergia - wyjaśnia pani doktor. Alergia może być pokarmowa, od jadu pchły, a nawet od płynu do podłóg czy proszku.
- Może zmienili mu państwo koszyk na inny? - pyta Ewa Kalisz właścicieli.
- Nie, prędzej chodzi o naszą pościel, bo śpi z nami... - przyznaje opiekunka.
***
Na moim dyżurze zjawiają się trzy osoby, które przygarnęły zwierzaki z ulicy. Wydają własne pieniądze na szczepienia, leczenie, odrobaczenie.
Małżeństwo z Libertowa pod Krakowem przygarnęło Tuptusia. Zobaczyli, że kierowca wyrzucił coś przez okno. Myśleli, że to butelka albo inny śmieć. Okazało się, że to malutki kociak.
- To nie są jednostkowe przypadki. Tak się nierzadko dzieje - zaznacza Ewa Kalisz.
Często gabinet daje schronienie takim zwierzakom. Mogliby odmówić, ale nie mają serca. Teraz w lecznicy mieszka kot Piątek - potrącił go samochód. Straszny pieszczoch. Jeszcze nie chodzi tak jak powinien, ale je, pije, powoli wraca do zdrowia. Na szczęście, znalazł się już dla niego dom.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!