W niewielkim Bethlem koniec nadszedł wraz z awarią elektrowni jądrowej. Nie była to co prawda katastrofa na miarę Czarnobyla, ale wystarczyła, by wpędzić kraj w ekologiczny i energetyczny kryzys. Jedzenie zniknęło, a na jego miejsce pojawiły się wysokobiałkowe pigułki, pieniądze zostały zastąpione punktami, przyznawanymi za proekologiczne zachowania, a kwestie takie jak jeżdżenie samochodem, praca przy komputerze czy picie kawy z ekspresu stały się przywilejem elit.
Taki obraz stworzyła Maja Wolny w swojej nowej powieści „Jasność” (wyd. Mando, premiera 18 września). Jak tłumaczy, pomysł towarzyszył jej od dawna, ale dopiero teraz poczuła, że przyszedł czas na jego realizację. – Zdałam sobie sprawę, że pogrążony w chaosie świat to już nie tylko wizja w mojej głowie, ale scenariusz który powoli zaczyna się realizować - mówi autorka.
Przed czym ostrzega clifi?
Nie tylko Maja Wolny poczuła, że rzeczywistość zaczyna doganiać wyobraźnię. Chociaż apokaliptyczne wizje zawsze były obecne w fantastyce, w ostatnich kilkunastu latach zmienił się ich charakter. O ile kiedyś baliśmy się agresji wyimaginowanych obcych cywilizacji czy buntu maszyn, o tyle dziś pisarze straszą nas tym, co sami możemy sobie zgotować: techniką która wymyka się spod kontroli, wyczerpaniem zasobów naturalnych i przede wszystkim: degradacją środowiska. Przoduje w tym zachód (wśród bardziej znanych nazwisk można wymienić nominowanego do Nagrody Hugo Kima Stanley Robinsona, nagrodzonego Pulitzerem Cormaca McCarthy’ego, autorkę bestsellerów Margaret Atwood), ale i w rodzimej literaturze można znaleźć przykłady tej tendencji w osobie choćby Jacka Dukaja.
- Świat się zmienia, literatura i popkultura musi więc sprostać wyzwaniom XXI wieku – mówi Magdalena Janczura, ekspertka ds. promocji, pracująca w branży wydawniczej. - Na polskim rynku widać już komercyjnie atrakcyjny gatunek clifi, czyli climate change fiction. Tego typu powieści pokazują do czego może być zdolny człowiek i jaki los jest w stanie zgotować sobie i przyszłym pokoleniom, a to zawsze jest szalenie wciągające.
Pisarz skuteczniejszy niż aktywista?
Pytanie tylko, czy „clifi” może dać nam coś więcej niż rozrywkę?
- Pop kultura się nie cenzuruje, nie boi się stawiać pytań, na które w mediach, politycznym czy naukowym dyskursie często brakuje miejsca – mówi Wolny. - Paradoksalnie w dobie fake newsów i upadku autorytetów jej szczery głos zdaje się być wyjątkowo przekonujący.
W tym temacie przeprowadzono nawet badania. W 2018 roku socjolog Matthew Schneider-Mayerson, rozmawiał z czytelnikami climate change fiction o wpływie lektury na ich poglądy dotyczące środowisko. Wnioski w uproszczeniu były takie, że odbiorcami tego gatunku są ci, którzy i tak sporo wiedzą o kondycji środowiska, a lektura jedynie zwiększa ich emocjonalne zaangażowanie w tę kwestię i niejednokrotnie zachęca do podjęcia aktywnych postaw. Dobre i to.
