Na przykład dzisiaj rano, wychodząc ze sklepu „Kocyk” podszedł do mnie mężczyzna, który z pewnością śmieci na własny użytek porządkuje, natomiast innych społecznych obowiązków raczej nie przedsiębierze. Podszedł do mnie w stanie bardzo zmęczonym, nie tylko teatralnie, ale też, jak sądzę, fizjologicznie, aby poprosić o niewielki datek na nieokreślony cel (choć celu łatwo było się domyślić). Bardzo był smuty, tak zmiażdżony życiem, że zamiast mu, jak zwykle, odmówić, postanowiłem się obywatelsko wywyższyć i uzależnić dotację do jego obywatelskiej postawy. - No dobra, a idzie Pan na wybory? - spytałem. - Gdzie? - odparł zaskoczony. - Wybory prezydenckie, w najbliższą niedzielę.
Tu muszę wyjaśnić, że planowałem mu dać coś drobnego niezależnie od odpowiedzi, jak również, bez względu do którego kandydata jego sterane serce bilo mocniej. - Na kogo? Na Trzaskowskiego, czy Nawrockiego? - A na kogo trzeba? - zripostował koniunkturalnie, choć chyba sam nie do końca zdawał sobie sprawę z własnej błyskotliwości.
Dałem mu, oczywiście, wsiadłem do auta, odjechałem, uzmysławiając sobie nagle gdzie się podziało te brakujące, przynajmniej 30% frekwencji. Druga refleksja, która weszła mi do auta, a potem do głowy, na kolejnym skrzyżowaniu, uznała, że segregowanie odpadów nie wystarczy by być dobrym obywatelem, że trzeba też czasami pójść do urny, nie tylko na własnym pogrzebie.
Nie zmienia to faktu, że ja i on sobie śmieci segregujemy. W jego przypadku chodzi o szybki zarobek w punkcie skupu surowców wtórnych, które on - w przeciwieństwie do mnie - jest w stanie zlokalizować. A kiedyś, jeszcze 30 lat temu o ich lokalizacji miałem duże pojęcie i często byłem ich klientem. Do położonej naprzeciw mojego domu spółdzielni „Złom-stal” regularnie zanosiłem szklane butelki po alkoholach (te po wodzie mineralnej „Kryniczanka” wymieniałem w sklepach spożywczych), taszczyłem na wagę również sterty starych gazet, nieaktualnych dokumentów, no i oczywiście - jak mój poranny znajomy - drogocenny złom. I to się jakoś wszystkim opłacało. „Złom-stal” całkiem nieźle płacił gotówką, pachnącymi nowością banknotami i srebrzystymi monetami.

Pozostałe
Dziś już tego ani ja, ani chyba nikt, poza menelami, nie robi. Odpadów się po prostu pozbywam, uprzednio je segregując. A że lubię porządek, to kupiłem żółty kosz na plastik i tworzywa sztuczne. Niestety, od domków jednorodzinnych wymaga się wkładania plastiku do… plastikowych worków. Nikt mojego kosza tak po po prostu nie opróżni.
Nie wiem ile procent z tych moich śmieci stanowią te bezsensowne worki, w które muszę plastik pakować. Pewnie trzydzieści.