Na rezultaty swojego występu pani Miranda nie musiała długo czekać. Choć zatrudniona była na stanowisku administracyjnym w prywatnej firmie medycznej, pracę straciła już następnego dnia. Zatrudniająca ją klinika rehabilitacyjna ogłosiła niezwłocznie, że nie odpowiada za prywatne opinie swojej byłej już pracowniczki, ta zaś kajała się w wywiadach prasowych, przepraszając za bezmyślne gadulstwo i brak kontroli nad emocjami.
Decyzje byłego już pracodawcy uznała za słuszną, komplementując firmę jako etyczną i robiącą „wspaniałe rzeczy”. Trzeba przyznać, że nie miała w tym wypadku wielkiego wyboru. Brytyjskie media jednogłośnie uznały ją za „potwora”, a większość autorytetów medycznych domagała się nie tylko zwolnienia pani Mirandy, ale i odebrania jej prawa wykonywania zawodu, w którym przepracowała dotychczas ponad dwadzieścia lat. Pozbawionej zasad etycznych pielęgniarki nie bronił w mediach prawie nikt. Szybko też ogłosiła ona, że w przyszłości nie zamierza już podejmować jakiejkolwiek pracy związanej z ochroną zdrowia.
Historia ta przypomniała mi niedawne wypowiedzi polskich profesorów medycyny, że osoby niezaszczepione powinny stracić prawo do publicznej opieki medycznej w wypadku zachorowania na niezwykle groźną chorobę pamiętaną dziś, coraz słabiej, pod nazwą Covid 19. Znani i pełniący eksponowane funkcje lekarze grozili przeciwnikom szczepień, obywatelom tego samego państwa, płacącym wszystkie wymagane składki zdrowotne, pozbawieniem ich prawa do opieki medycznej i domagali się obciążania ich wielotysięcznymi rachunkami w razie ewentualnej hospitalizacji.
Naszym „gorącym głowom” w białych kitlach nigdy nie groziła za takie wypowiedzi żadna odpowiedzialność. Przeciwnie, zarówno politycy, jak i media tłumaczyli ich groźby potrzebą chwili. Trzeba przyznać, że choć „poprawność polityczna” nieźle namieszała już Brytyjczykom w głowach, to zarówno wypowiadane publicznie słowa, jak i obowiązki państwa wobec swoich obywateli nadal traktują oni poważnie. Nie o wszystkich Europejczykach można to niestety powiedzieć.
