- Co dalej?
- Jeśli pyta pan o klub, to są robione wstępne plany na kolejny sezon. Na pewno wszyscy chcą, żeby projekt był kontynuowany, a drużyna grała nadal, tyle że znów w drugiej lidze. To już w sumie 11 lat pracy, spadek nie może przekreślać tych wysiłków.
- A co dalej z Panem?
- To jest dobre pytanie. Na razie nie umiem na nie odpowiedzieć. Nie wiem, czy chcę zostać. W tym momencie jestem bardziej na etapie zastanawiania się, czy nie zrobić sobie przerwy i trochę odpocząć. Ostatnie 11 lat były bardzo pracowite, a ostatnie trzy sezony dodatkowo przeplatane emocjami, pozytywnymi i negatywnymi. Jestem tym wszystkim trochę psychicznie zmęczony. Nawet jeżeli odnosiliśmy sukcesy, to wszystko rodziło się w bólach. Niedużo brakło, żeby utrzymać się w I lidze, mimo że odstawaliśmy organizacyjnie. Jednak oczywiście ja, jako trener, biorę całą odpowiedzialność za wynik na siebie. Choć może to była zbyt pochopna decyzja, żeby rzucać się z motyką słońce.
Rajskie wakacje polskich skoczków narciarskich. Na mapie Mal...
- Wyjścia nie było, druga liga była dla was za mała, za słaba.
- Tak, ale to nie ja musiałem być trenerem. Kto wie, może ktoś inny w tych partyzanckich warunkach zrobiłby to lepiej? Choć... Zawsze to powtarzam - uczelnia jest wspaniałym mecenasem i dziękuję za lata wsparcia, niemniej żeby wspiąć się na Mount Everest potrzebne są dobre liny i dobry zespół. Można próbować wspiąć się w trampkach i być może ktoś by to zrobił, ale podejrzewam, że dziewięciu na dziesięciu skończyłoby tak jak my, czyli odpadło od ściany przy samym szczycie i poleciało w dół.
- Nie za mocne to porównanie?
- Organizacyjnie i finansowo nie byliśmy gotowi na pierwszą ligą, sportowo, jak się okazało, również. Może mogło się to ułożyć inaczej, ale powiem szczerze, że takie rozstrzygnięcie uważam za sprawiedliwe. W tym sezonie dysponowaliśmy solidnym drugoligowym budżetem. Drugoligowym, podkreślam. Dwukrotnie mniejszym od niektórych naszych rywali. Żeby było jasne - nie skarżę się, tylko opisuję realia. Klub robi wszystko żeby było OK, prezes Mateusz Zubik wykonuje świetną pracę, ludzie wokół również.
- To skąd to rozgoryczenie w Pańskim głosie?
- Rozgoryczenie przemawia przez mnie głównie dlatego, że wkładamy w to mnóstwo pracy, a inni patrzą tylko, kogo od nas wyszarpać. A potem z drużyny zostają zgliszcza, tak jak poprzednio po spadku z pierwszej ligi. W dwa lata podnieśliśmy się z powrotem na poziom mistrzostwa akademickiego, złotych medali w kategorii U20, awansu do pierwszej ligi i wielu fajnych meczów w niej. Emocji trochę dostarczyliśmy, ale teraz znowu zostanie suchy step i nie wiem, czy mam siłę to odbudowywać.
- A zostanie suchy step?
- Wie pan, to jest tak: pracujemy z młodymi ludźmi, wygrywamy z nimi mistrzostwo Polski juniorów U20, a w drzwiach pojawia się lawina agentów, czekających na to, żeby rozdrapać naszą pracę i czerpać z tego korzyści. Jeśli mielibyśmy opisać sytuację w kontekście przyszłości, to drużyny praktycznie już nie ma. Nikt o tym głośno nie mówi, ale taka jest prawda. Nie mam pretensji do zawodników, że chcą się rozwijać i zmieniać swoje życie, szukać nowych wyzwań i lepszych perespktyw. To normalna kolej rzeczy, choć przychodzi taki moment w życiu trenera, że odechciewa się wszystkiego. Zastanawiam się po prostu, czy rozpoczynanie znów pracy u podstaw ma sens.
- Rozterki koszykarskiego pozytywisty.
- Tak, czy zaczynać znów wszystko od początku, żeby ktoś potem zarabiał na tym ciężkie pieniądze? Pracuję z młodym zawodnikiem, dajmy na to, sześć-siedem lat, doprowadzam go do statusu mistrza Polski juniorów, MVP, reprezentanta Polski, a rzesza agentów wyciąga po niego ręce, bo jest wolnym graczem i będzie go sprzedawać z ogromnym zyskiem przez najbliższe 10 lat. I nie chodzi o to, żebym, to ja na nim zarabiał, bo ja nie żyję z koszykówki. Chciałbym natomiast, żeby wszystko działało na cywilizowanych zasadach, a to jest Dziki Zachód. Nie jest tak, że ja teraz strzelam fochy. Poza wszystkim muszę sobie też poukładać własne życie. Gdybym poświęcił tyle czasu swojemu dziecku, ile poświęcam obcym chłopcom, to w wieku 10 lat mówiłoby biegle w dwóch językach obcych i miało jeszcze inne zdolności.
- Reguły gry to jedna strona medalu, druga jest taka, że męska koszykówka w Krakowie ma pod górę. Dlaczego?
- Prosta sprawa. W pierwszej lidze byliśmy jedynym klubem, który nie miał absolutnie żadnego finansowego wparcia z miasta. To nie są, zaznaczam, pretensje, tylko stwierdzenie faktu. Miasto, za co jesteśmy wdzięczni, bardzo pomogło nam przy organizacji turnieju finałowego mistrzostw w kategorii U20 i wyszło super, natomiast to wszystko. Taka jest polityka władz. Uczelnia jako mecenas nie dysponuje nieograniczonym budżetem, o sponsorów w Małopolsce nie jest łatwo. I jeżeli władze miasta nie będą zainteresowane takimi dyscyplinami jak koszykówka, siatkówka czy piłka ręczna, to będzie ciężko zbudować coś solidnego. Solidnego na poziomie pierwszej ligi, bo nie mówię przecież o ekstraklasie. To już jest inna bajka. A Kraków ma przecież wspaniałe koszykarskie tradycje, zresztą nadal jest prężnym ośrodkiem szkoleniowym. Tyle że potem te dzieciaki muszą szukać szczęścia na drugim końcu Polski. A gdybym zebrał wszystkich wychowanków krakowskich klubów, to bym tę pierwszą ligę ograł.
- Teraz może poszliście w góry w trampkach, ale udało się uzyskać kilka wartościowych rezultatów.
- To taki trochę łabędzi śpiew. Choć rzeczywiście - poległ u nas Śląsk Wrocław, Astoria, Jamalex. Było dużo emocji, efektownych akcji, ludzie chętnie nas oglądali. Wrócę jednak na chwilę jeszcze do kwestii organizacyjnych - w Słupsku doliczyliśmy się 23 osób, które przygotowują halę do meczu. Od ludzi przepychających trybuny przez rozwieszających kokardki po ochronę. U nas mecz przygotowują dwie osoby. Takie są warunki. Zawodnicy sami szykują halę, a po meczu muszą ją sprzątnąć. Jasne, korona im z głowy od tego nie spada, może to uczy ich wręcz pewnych rzeczy. To są jednak te różnice. Generalnie jednak wydaje mi się, że pozostawiliśmy po sobie spory ślad w pierwszej lidze, natomiast końcówka była słaba. Brakło sił, zdrowia, doświadczenia.
- W tym sezonie została wam jeszcze obrona tytułu akademickich mistrzów Polski. Zagracie w najsilniejszym składzie?
- Tak, dla nas to niezwykle ważna i prestiżowa impreza. Zawodnicy udział w niej mają zapisany w kontraktach. Za półtora tygodnia czekają nas półfinały AMP w Lublinie. Potem, mam nadzieję, finał w Warszawie i koniec sezonu. Chłopaki rozjadą się po Polsce, a ja mam tylko nadzieję, że dobrze ich przygotowaliśmy do kolejnych wyzwań. Zawsze powtarzam, że my staramy się również wychowywać tych ludzi, żeby byli ogarnięci. AGH to szkoła koszykówki i życia. I tak, mam nadzieję, zostanie.
- Blaski i cienie szalonego sezonu Cracovii
- „Misiek” wyzywany na trybunach Wisły. Ultrasi grożą śmiercią
- Saidi Ntibazonkiza. Co robi teraz gwiazda Cracovii? ZDJĘCIA
- Maor Melikson. Piękna żona, dzieci, tatuaże [ZDJĘCIA]
- Oto nowa krakowska atrakcja. Otworzyła ją Isia Radwańska
- Takie ciacha grają w Sandecji! ZDJĘCIA
