W sobotę 21 sierpnia, późnym wieczorem na Facebooku działaczy "Wio z Krakowa" pojawił się post, w którym opisują sytuację. Czytamy w nim, że dorożkarze i dorożkarki zachowywali się w stosunku do protestujących w sposób niezwykle nieelegancki a nawet agresywny. Jak relacjonują aktywiści w ich kierunku miały padać komentarze w stylu "zwal se konia", którym towarzyszył śmiech i przekleństwa. Woźnice mieli również kierować w ich stronę seksistowskie i homofobiczne zaczepki dotyczące ich wyglądu.
Do postu organizatorzy dołączyli również rozmyte zdjęcie mężczyzny. Jak możemy przeczytać:
Człowiek ze zdjęcia to niejaki Mariusz J. ze Szreniawy powożący dorożką nr 9. Zakłócił dzisiaj legalnie odbywający się protest, naruszył nietykalność cielesną jednego z protestujących (art. 217 Kodeksu karnego) oraz dwukrotnie próbował wyrwać mu kamerkę (czyżby pospolita kradzież?). W poniedziałek sprawa zostanie zgłoszona na Policję (całe zdarzenie zostało uwiecznione na nagraniu).
Na rzeczonym nagraniu, udostępnionym nam przez organizatorów słychać najpierw zaczepki ze strony kilku innych dorożkarzy. Wśród nich jest również mężczyzna ze zdjęcia, który w pewnym momencie podchodzi do działacza i wyzywa go m.in od matołów. Gdy chłopak prosi by ten się odsunął pada pytanie "bo co"? i argument, że tamten stoi na terenie dorożkarza. Nie brakuje również przekleństw. Gdy działacz informuje mężczyznę, że ten zakłóca zgromadzenie, słyszy w odpowiedzi, że zakłóca pracę woźnicy oraz że "jest debilem". Po chwili dwukrotnie szarpie i próbuje wyrwać kamerkę aktywiście, a to wszystko w obecności tłumu turystów i policjantów zabezpieczających protest.
ZOBACZ NAGRANIE
Zdaniem jednej z działaczek grupy "Wio z Krakowa", agresywne zachowanie dorożkarzy, wynika z tego, że aktywiści zmuszają tych pierwszych do przestrzegania przepisów.
- Wczoraj na własne uszy słyszałam rozmowę jednej z dorożkarek z sześcioosobową rodziną, która miała pretensję, że woźniczka nie chce ich zabrać, pomimo tego, że byli umówieni, na co dorożkarka powiedziała, że niestety muszą trzymać się przepisów mówiących o 4 osobach w środku, bo my ich nagrywamy i robimy im zdjęcia - mówi w rozmowie z nami Pani Monika. Nie zgadza się równocześnie z zarzutami, że organizatorzy protestów prowokują dorożkaży:
- Nie prowokujemy. W żaden sposób nie nawiązujemy z dorożkarzami rozmowy. My po prostu stoimy, mamy podniesione do góry plansze i tyle. Natomiast wczorajsze zachowanie wynika z samego faktu filmowania i dokumentowania wydarzenia - wyjaśnia. Jak dodaje, grupie nie zależy na generowaniu żadnego konfliktu: - Po pierwsze jest to strata czasu a po drugie jest to niebezpieczne dla osób biorących w protestach udział.
O tym jak zakończy się ta sprawa, zadecyduje policja. Natomiast jak mówi w rozmowie z nami Pani Monika, grupa nie zamierza poprzestać na sobotnim proteście. - My tu nie protestujemy przeciwko ludziom, tylko przeciwko wykorzystywaniu zwierząt. Będziemy walczyć o to, żeby przepisy były przestrzegane i żeby się zmieniły, bo to co jest obecnie jest nieludzkie - mówi i dodaje, że te kilka protestów, które do tej pory się odbyły, już przyniosły lekką poprawę sytuacji bo konie są np. częściej pojone - kwituje.
