Proces sądowy 71-letniej dziś blogerki Renaty R-K. dotyczy felietonu, w którym przypomniała przeszłość polityka PiS.
Dawid Jackiewicz w 2006 r. we Wrocławiu stanął w obronie żony i pięcioletniego syna, których w autobusie, a potem przed sklepem zaatakował pijany mężczyzna. Jackiewicz po telefonie o wystraszonej żony zjawił się na miejscu i gdy mężczyzna się na niego zamachnął polityk go, jak to wielokrotnie podawał tylko go „odepchnął”. Napastnik upadł głową na twarde podłoże i zmarł. Przyjechała wezwana policja, ale nie zatrzymała polityka, który wylegitymował się, że jest posłem na Sejm RP.
Sprawa została umorzona przez prokuraturę, która uznała, że Jackiewicz zabił mężczyznę, ale działał w granicach obrony koniecznej. Sąd podtrzymał tę decyzję śledczych.
Krakowska blogerka opublikowała w internecie felieton, w którym opisała tę sprawę i pod adresem Jackiewicza użyła zwrotu „zabójca” i że w swoim zachowaniu cechował się „bestialstwem”.
Zaapelowała do prokuratora generalnego, by zajął tą sprawą, podobnie jak okolicznościami śmierci Barbary Blidy i szefa polskiej policji gen. Marka Papały. Jackiewicz złożył przeciwko kobicie prywatny akt oskarżenia o zniesławienie.
- Jako polityk zdaję sobie sprawę, że mogę być krytykowany, ale w tekście blogerki były kłamstwa, choćby to, ze jestem zabójcą, jak i nieprawdy. Musiałem zareagować - opowiada dziś. Od kobiety chce osobistych przeprosin oraz kary 2 tys. zł grzywny w zawieszeniu na 2 lata i zwrotu kosztów za adwokata.
- Proszę o uniewinnienie- blogerka mówiła w ostatnim słowie. Jej adwokat mec. Maciej Burda przekonywał, że jego klientka w felietonie mogła użyć mocnych słów, by zwrócić uwagę na działanie prokuratury, które wcale nie wyglądało na bezstronne. Wyrok w sprawie zostanie ogłoszony 23 listopada.