Sąd odwoławczy nakazał ponownie rozpatrzyć sprawę wydania gminie zabytkowego Domu imienia Józefa Piłsudskiego przy krakowskich Oleandrach.
Urzędnicy liczyli, że już w tym roku budynek trafi w ich ręce, ale sąd zarządził, że trzeba sprawdzić, czy i ile pieniędzy Związek Legionistów Polskich oraz jego komendant Krystian Waksmundzki zainwestowali w nieruchomość. I to mimo, że gmina udowodniła już, że ZLP zajmuje budynek nielegalnie, bo nie jest kontynuatorem przedwojennego związku piłsudczyków.
Waksmundzki twierdzi jednak, że na remonty wydał ponad 20 mln zł i może domagać się tych pieniędzy od gminy w razie przejęcia przez nią budynku. A te ustalania, ekspertyzy biegłych i sprawdzanie rachunków może przedłużyć batalię o kolejne lata.
Kilka lat temu sąd I instancji zdecydował, że budynek gminie należy wydać. ZLP przejął go w latach 90., ale brakuje mu pieniędzy na remont sypiącego się zabytku, a nawet na jego ogrzewanie. Po odwołaniu ZLP, sąd II instancji w minionym tygodniu zamiast potwierdzić prawa gminy, nakazał jeszcze raz zbadać sprawę sądowi I instancji. ZLP podniósł, że należy uwzględnić nakłady, jakie poniósł na remonty i utrzymanie obiektu.
- To gra na zwłokę. Już sam wygląd budynku, mocno zniszczonego, może świadczyć o tym, że takiej kwoty w niego raczej nie wpompowano - uważa dr Jerzy Bukowski, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego, który od lat zabiega, aby budynek wrócił w ręce miasta. Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski chce w nim utworzyć miejsce dla wielu organizacji patriotycznych rozsianych dzisiaj po całym mieście.
- Nie należy komentować wyroków sądu, ale zaraz po otrzymaniu uzasadnienia miejscy prawnicy zwrócili uwagę na to, że sąd nie odniósł się w wystarczający sposób do argumentu ZLP o poniesionych kosztach. Tym bardziej że związek nie udowodnił ich wysokości przed sądem, a stan budynku przeczy temu argumentowi - mówi Monika Chylaszek, rzeczniczka prezydenta Krakowa.
- Jesteśmy spokojni o ostateczne rozstrzygnięcie, bo sąd II instancji również nie miał wątpliwości, że budynek musi wrócić do miasta. Natomiast postępowanie znów się przeciągnie, a nam zależy na jak najszybszym rozpoczęciu remontu - dodaje Chylaszek.
Krystian Waksmundzki sprawy nie zechciał skomentować. Ostatnio zaś wysunął kuriozalne żądania w stosunku do gminy. Żąda przekazania przez nią 2,3 mln zł ZLP jako rekompensatę za to, że związek przez ostatnie 23 lata (tak twierdzi komendant) wydał 25 mln zł na utrzymanie domu i zorganizowanego w nim Muzeum Czynu Niepodległościowego.
Ponadto, gmina miałaby zatrudnić i opłacać 17 nowych pracowników muzeum, spłacić zadłużenie ZLP, wyremontować popadający w ruinę obiekt i dalej go utrzymywać. Równocześnie władze miasta mają zagwarantować, że ZLP i współpracujące z nim organizacje pozostaną jedynymi gospodarzami domu.
Gmina odrzuciła te postulaty i nadal walczy w sądzie o budynek.