Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków: witamy w "blokach cudów"

Redakcja
Pani Gosia ma wielką dziurę w ręce. - Kot mnie podrapał - mówi
Pani Gosia ma wielką dziurę w ręce. - Kot mnie podrapał - mówi Andrzej Banaś
Włamania, kradzieże, tłuczone talerze, powiedz co myślisz o tym miejscu, szczerze? Hiphopowcy z Nowej Huty nagrali piosenkę o "Bloku cudów". Teraz zabrali tam Katarzynę Janiszewską. Niech sama zobaczy.

Czytaj także: Skatowany maczetą w Nowej Hucie

Na początku był tu hotel robotniczy. Jeden długi korytarz, wspólna klatka schodowa i kilkadziesiąt mieszkań na piętrze. Władze w PRL-u wymyśliły to tak: dadzą każdemu 20-metrową klitkę do spania, a całe życie sąsiedzkie i towarzyskie będzie się toczyć na wielkich korytarzach. W niektórych blokach na półpiętrach stały nawet kanapy, kwiaty w doniczkach. Miało być jak w wizji Le Corbusiera: dom, w którym ludzie mogą zaspokoić swoje potrzeby życiowe bez wychodzenia na zewnątrz, gdzie będzie rodzić się poczucie wspólnoty. Ale coś poszło nie tak. Jesteśmy na os. Górali. Blok nr 5. Nowa Huta.
"Najlepsza na melanż jest schodowa klatka. Na tej miejscówce nie pruje się żadna sąsiadka".

Sześć lat temu Bartek z zespołu Szajka i drugi Bartek z PRO nagrali piosenkę o bloku cudów. Bywali tam. Teraz razem przemierzamy "długi korytarz biegnący w nieznane". - Nie było gdzie siedzieć, to się przesiadywało tutaj - opowiadają chłopaki. - Szczególnie w zimie. Na polu minus 15 stopni, a na klatce kaloryfer, cieplutko. Co piętro inna ekipa imprezowała. Były różne używki: piwo, wódka, coś mocniejszego. Tutaj nikt się nie czepiał, bo dla tych ludzi to było normalne.

Z okna widać, kto się kręci pod blokiem. Jak policja wchodziła jedną klatką, uciekali drugą. Bartek z PRO: Na pewno nie było tu nudno. Pijackie awantury, krzyki, muzyka na cały regulator. Dzieciaki jeździły po korytarzach na rowerach, malowały kredkami po ścianach. Gość spadł z trzeciego piętra, to mu jeszcze zegarek ukradli. Inny gotował obiad, ale że był zrobiony, to zasnął. Straż przyjechała gasić mieszkanie. Drugi facet zasnął w wannie i zalał całą bibliotekę.

Bartek z Szajki: Dużo jest takich, co chcieliby żyć normalnie. Większość mieszka tu, bo musi: samotne matki z dziećmi, bezrobotni, alkoholicy na zasiłkach. Nie mają wyboru. Nie stać ich na nic lepszego. Na każdym piętrze wiszą kamery, klatka odmalowana. Francja, elegancja. Tyle tylko, że co drugie drzwi wyglądają, jakby je ktoś wyważał łomem. W tych brakuje klamek i zamków, w tamtych widać dziury po kopniakach. I z jednych takich drzwi wychodzi pani Gosia. Uśmiechnięta, z rudymi włosami i wielką dziurą w ręce. Wygląda jakby dostała tasakiem. - A kot mnie tak podrapał - ucina. - Zaraz pogadamy, tylko jeszcze muszę pieska wyprowadzić, żeby zrobił siku. No muszę.

"Przez okno nadupca ktoś butelkami, jedzie radiowóz, już został wezwany". Pani Gosia prowadzi nas do swojego mieszkania. - Patrzcie, co mi zrobili - biadoli. - Policja wykopała drzwi. 140 zł w błoto. A nie mieli prawa! Zamknęli mnie, nie wiem czemu. Zgłosiłam włamanie i kradzież. Bo mi jeszcze magnetowid wynieśli.

Tak naprawdę, to policjanci interweniowali, bo pijana pani Gosia groziła, że się zabije. Wezwał ich jej konkubent. - No wchodźcie, wchodźcie, nie bójcie się, ja nie gryzę - zaprasza. Przedpokój jest tak ciasny i zagracony, że dwie osoby z trudem mogą się minąć. Na podłodze leżą porozrzucane rzeczy. W pokoju na łóżku kotłuje się pościel, razem z ubraniami i psem Azą. Z brzegu przysiadł starszawy mężczyzna w skórze.
- Mnie tu nie ma - zastrzega i zasłania twarz rękami. - To mój kumpel jest, Andrzej - przedstawia swojego gościa pani Gosia. - O, niech pani patrzy: to ja z mężem - pokazuje z dumą. Ze zdjęcia uśmiecha się młoda, ładna dziewczyna. Ma bujne, falujące włosy, upięte z boku. - A tu małżonek tańczy na weselu - pokazuje kolejne.

Kiedyś, dawno, dawno temu, pani Gosia pracowała w sądzie rejonowym jako pomoc sekretariatu. Od dziewięciu lat jest na rencie inwalidzkiej. - Kręgosłup, padaczka, cała jestem połamana - tłumaczy.
- To co z tą ręką? Trzeba by do lekarza...

- A, to mi ukradł taki jeden 50 zł. Wziął nóż i walnął mnie. No fatalnie się tu mieszka. Ludzie są wredni. Nie ma nawet do kogo powiedzieć: ty ch... Z Darkiem się przyjaźnię, znaczy się z dozorcą, i z Renatką, jego żoną. Tam obok mam znajomych. Ale teraz pojechali na Azory - pani Gosia ubiera kurtkę. Nie może się doczekać, żeby już wyjść. - Ty tu siedź, pilnuj mieszkania i psa, bo mi znowu drzwi wypier... - rzuca do swojego towarzysza.

Na korytarzu zbiera ją na zwierzenia. - Mąż zmarł siedem miesięcy temu i ja tak sobie daję w szyję - opowiada. - To przez Wieśka. Tęsknię za nim. Strasznie go kochałam. Nie mogę się z tym pogodzić. Chyba się powieszę.

W rzeczywistości nie zauważyła, że mąż nie żyje. Była w alkoholowym ciągu. - Z trupem spałam w łóżku - opowiada bez emocji. - Wróciłam ze spaceru z psem, położyłam się. Dopiero kumpel przyszedł po papierosa. Mówię: Rysiek, czemu nie wchodzisz. A on: co ty Gośka, z trupem śpisz? Złapałam Wieśka, potelepałam nim i nic. Przyjechała policja, pogotowie. Myślałam, że pożyjemy razem jeszcze trochę. 59 lat, to co to jest? Pękło mu serce i płuco.

Takich bloków i opowieści jest więcej. Jesteśmy na Marczyńskiego. Numery 2, 4, 6, 8. Prądnik Biały.
"Niejeden kocioł, ktoś tutaj umarł, ktoś kogoś pociął, grube akcje nocą". Mówią mi: Jak ktoś tu nie ma kuratora, to jest nikim. Chłopaki mają wyroki za rozboje, kradzieże. Noże i maczety są w stałym użyciu. Przekonał się o tym 24-letni Marek. Wyszedł tylko do sklepu.

- Podbiegła do mnie grupa uzbrojonych mężczyzn - relacjonuje. - Kopali mnie po twarzy. Za nic. Po czymś takim nie czułem się już bezpiecznie, ale nie chciałem się wyprowadzać. Sporo w to mieszkanie zainwestowałem. Kiedy pobili mnie drugi raz, dałem sobie spokój. Tutaj, jak raz komuś podpadniesz, nie masz życia.

Demolki są tu na porządku dziennym. Koła poprzebijane w samochodach, pourywane lusterka. Blok ma sześć lat. I sześć razy malowali klatkę schodową. - W piwnicy to nic się nie uchowa - twierdzi pani Joanna. - Ukradli nam ogrodowe krzesła, nawet przetwory. Mieszkania nie zostawiamy samego. Sąsiadka wyszła na godzinę i wszystko wynieśli. W biały dzień. Jeden pan się wyprowadził, bo mu ciągle smarowali drzwi gównem albo sikali na wycieraczkę.

Kilka pięter wyżej mieszkało małżeństwo, patologiczne. Mąż robił awantury, bił swoją żonę. Ściany cienkie, wszystko słychać. Mówią, że w końcu ta żona zdenerwowała się i go udusiła. Nie wiadomo, czy to prawda. Ale fakt faktem, facet nie żyje.

Policja przyjeżdża tu średnio dwa razy dziennie. Co najmniej. - Jest taka matka, co wystaje na balkonie i ostrzega synków: jadą, jadą, uciekać - opowiada pani Joanna. - Rodzice się nie interesują dziećmi. Dziewczynki mają po 12 lat i pełny makijaż, solarium. Wracam kiedyś w niedzielę rano autobusem, jedzie taki chłopczyk z osiedla. I ten mały chwali się kolegom, że go przed chwilą matka odebrała z izby wytrzeźwień.

Jest też blok na Spółdzielców. Numer 13. Kozłówek.. "Nie wiadomo po co i dlaczego, leciały doniczki z piętra czwartego". Krążą o nim legendy. Że dozorcy ucięli rękę siekierą, bo się za bardzo interesował. Że Wowka, ukraiński mafioso, ukrywał się tu w wersalce. Kiedy policjanci podnieśli wieko, zaczął do nich strzelać. Że na trzecim piętrze mieszka kryminalista, co niedawno wyszedł z więzienia. A na dziesiątym rządzi pani Ziuta, co pije i dobija się do drzwi sąsiadów. Dawniej, jak piwnice były otwarte, zdarzały się podpalenia - mówiło: płonący wieżowiec. Piwnice pozamykano, ale straż nadal przyjeżdża. Do tych, co chcą z okien skakać.

Mariusz parę lat temu wprowadzał się tu z dziewczyną. Był wieczór. Zaparkowali auto 30 kroków od klatki. Wzięli walizki, a trzy reklamówki z ciuchami zostały obok samochodu. - To był moment. Tyle co doszedłem do klatki, otworzyłem drzwi. Wracam, a siatek już nie ma. Ledwo ochłonęliśmy, wsiadamy do windy. Stoi dwóch grubych chamów i jeden pyta drugiego: ty, stary, a słyszałeś, że tu niedawno w biały dzień dziewczynę w windzie zgwałcili?

Takich historii mógłby opowiedzieć bez liku. Mariusz: Jem obiad. Słyszę krzyki. Wyglądam. Na dole stoi facet, a kilka pięter nade mną głowa baby: tak k..., tak?! - wydziera się. - To ja ci pokażę - i znika. Za chwilę jak mi nie śmignie doniczka koło ucha. Spadła metr od faceta. Albo taka sytuacja: idzie jedenastolatek z matką, pies im uciekł. Młody drze się: gdzie k... spier...? Oho! - myślę sobie. No to się zaraz gówniarzowi dostanie. A matka na to: Trzeba będzie tą k... kopnąć w dupę.
"Nie masz się gdzie skitrać, umierasz z nudów, przyjdź do bloku cudów".

Współpraca: Maria Mazurek

Cytaty pochodzą z piosenki "Blok cudów".

Wybierz prezydenta Krakowa.**Oddaj głos już dziś**

Zobacz co mają do powiedzenia krakowianom**kandydaci na prezydenta**

Brutalne zbrodnie, zuchwałe kradzieże, tragiczne wypadki. Wejdź na**kryminalnamalopolska.pl**

60 tysięcy złotych do wygrania. Sprawdź jak. Wejdź na**www.szumowski.eu **

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska