Proces mężczyzny trwał ledwie jeden dzień. Andrzej D. przyznał się do winy, ale przekonywał, że gdyby Rabski nie był agresywny wobec niego to tragedii by nie doszło. Potwierdził, że zjawił się w jego domu 23 września ub.r. w Charsznicy, ale tylko dlatego, by oddać list byłej ukochanej Jadwidze Markiewicz. Razem byli parą prawie 20 lat, ale w pewnym momencie kobieta wyniosła się z jego domu i związała z Rabskim.
- Mówiłem mu, by dał jej spokój, znalazł sobie inną, młodszą, ale nie słuchał- opowiadał Andrzej D. Gdy wpadł do domu Rabskiego doszło do scysji i przepychanki. Oskarżony w nerwach złapał leżący w kuchni nóż I zaatakował nim 44-latka. Zadałmu kilkanaście ciosów w plecy, klatkę piersiową i szyję. Świadkami zajścia była Jadwiga Markiewicz i ojciec Jacka - Stanisław. Oni zawiadomili policję i pogotowie.
Jadwiga Markiewicz, gdy z nią rozmawialiśmy kilka miesięcy temu nie potrafiła bez emocji mówić o śmierci ukochanego Jacka. Skonał jej na rękach. Jeszcze o niego walczyła, rozpaczliwie tamowała krew wypływającą mu z rany na szyi, ale Jacek odszedł.
- Mieliśmy wspólne plany. Wynająć mieszkanie, kupić auto, żyć razem. Byliśmy jak dwie połówki, które się odnalazły i do siebie pasowały – opowiadała. Przypadli sobie do gustu, choć oboje byli po przejściach. Jacek miał za sobą nieudane małżeństwo. Był zawodowym strażakiem w Miechowie. Służbie oddał ponad 15 lat życia.
Wyrok na Andrzeja D. nie jest prawomocny. - Oskarżony dopuścił się zabójstwa z miłości. Był pod wpływem silnych emocji - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Sławomir Polak. Prokurator chciał kary 10 lat więzienia, obrona wnosiła o mniejszy wyrok, bo mężczyzna zabił mając ograniczoną poczytalność.
Andrzej D. na sali rozpraw przeprosił rodziców zabitego, wyraził skruchę. Jednak gdy usłyszał, że ma do odsiadki 8 lat nie mógł się z tym pogodzić. - Za dużo, za dużo. Przecież tam w więzieniu nie da się wytrzymać ani godziny- wzdychał.