FLESZ - Szczepionka na starość coraz bliżej?

- Nie jesteście nowicjuszami na krakowskiej scenie muzycznej. Graliście w zespołach Salk i Lor. Dlaczego postanowiliście ostatecznie tworzyć tylko we dwóch jako duet Sarapata?
- Idea stworzenia w pełni autorskiego duetu mocno zorientowanego na elektronikę siedziała nam w głowie od dawna. Rozpad zespołu Salk tylko przyspieszył ten proces i koniec końców pozwolił nam się pełniej skupić na własnej wizji muzyki. Z zespołem Lor dalej współpracujemy, zarówno jako sekcja wspomagająca na koncertach, jak i producenci nowych nagrań. Cieszymy się, że dojrzeliśmy do tego, żeby zaprezentować się odbiorcom w tej najbardziej osobistej - sarapackiej odsłonie.
- W jaki sposób doświadczenia z grania w zespołach Salk i Lor wykorzystujecie w swej obecnej twórczości?
- Każda współpraca, czy to na scenie, czy w studiu, rozwija nasz warsztat i pozwala spojrzeć na różne muzyczne zagadnienia „spoza pudełka”. To, co zawdzięczamy tym zespołom, to szczególny rodzaj wrażliwości, sposoby operowania przestrzenią w muzyce i konstruowania specyficznych harmonii. Inną sprawą są dziesiątki koncertów zagranych często na dużych scenach, które pozwoliły nam się oswoić z technicznymi i emocjonalnymi aspektami występów. Nie boimy się tłumów i wiemy jak prowadzić dynamikę występów.
- Jesteście rodzonymi braćmi – jak ten fakt wpływa na muzyczne porozumienie między wami?
- Fakt, że znamy się już ponad 32 lata sprawia, że możemy sobie bezgranicznie ufać. Ponadto „zajawiamy się” wzajemnie muzyką od bardzo dawna. Dzięki temu dobrze czujemy to, o co chodzi drugiej osobie. Poza tym bardzo lubimy spędzać ze sobą czas, co w kontekście wspólnej, często katorżniczej pracy w studiu jest zbawienne. Mimo wielu lat na scenie, dalej koniec końców jesteśmy parą przyjaciół, którzy mogą godzinami gadać o muzyce i emocjonować się nowym sprzętem.
- To rodzice sprawili, że zainteresowaliście się tworzeniem muzyki i występami przed publicznością?
- Tata z wykształcenia jest elektrykiem, a mama pracuje w szkole podstawowej w Stanisławiu Dolnym. Trzeba przyznać, że dużo zawdzięczamy temu, że mama od początku starała się nas zainteresować słuchaniem muzyki i grą na instrumentach. Najpierw było to podsłuchiwanie Listy Przebojów Programu Trzeciego i pierwsze przymiarki do gitary. Jednak najistotniejsze wydaje nam się to, że czujemy od rodziców bezwarunkową akceptację tego, jaką drogę życiową obraliśmy.
- Jako duet Sarapata produkujecie elektroniczną muzykę klubową. Co was w niej najbardziej fascynuje?
- Z jednej strony pociąga nas transowość tej muzyki. Z drugiej pewnego rodzaju plastyczność - ogrom środków, których możemy użyć do wywołania danych emocji, stworzenia pewnej narracji czy też zbudowania specyficznej przestrzeni. Ponadto fascynuję nas to, ile uwagi poświęca się w tym gatunku pojedynczemu dźwiękowi i jego brzmieniu. Uwielbiamy to, jak potężna może być ta muzyka i ile można zdziałać za pomocą mocnego basu.
- Wasz debiutancki album „EP1” pokazuje, że pomimo tanecznej rytmiki, w waszej muzyce jest wiele miejsca na melancholijny klimat i głębokie emocje. Z czego to wynika?
- Chyba jesteśmy ambiwertykami, czyli łączymy cechy ekstrawertyków i introwertyków. Z jednej strony, mamy duże potrzeby energetyczne i jakiegoś rodzaju witalność, a z drugiej - tkwi w nas dużo melancholii i potrzeba pracy z silnymi, często niełatwymi emocjami.
- Waszą twórczość porównuje się do twórczości niemieckiego tria Moderat czy do dokonań brytyjskiego producenta Jona Hopkinsa. To faktycznie wasze największe inspiracje?
- Nie ukrywamy, że od dawna fascynujemy się twórczością wyżej wspomnianych artystów, jednak nasze inspiracje sięgają dużo dalej. Bardzo interesuje nas scena indie i post-rockowa, to, co dzieje się w nurcie neoclassical i bardziej „parkietowe” odmiany muzyki elektronicznej. W tym roku jesteśmy pod dużym wrażeniem nowej płyty Wolf Alice czy DJ Seinfelda.
- Nie rezygnujecie z ludzkiego głosu w swych nagraniach. To dla was ważny element muzyki duetu?
- Jest to bardzo ważny element, ale nie najważniejszy. Lubimy korzystać z mocno przetworzonych, poszatkowanych partii wokalnych, a czasami prosto z mostu zaprezentować ściskające za gardło wersy w wykonaniu Marceli Rybskiej.
- Macie też pewne doświadczenia w tworzeniu muzyki ilustracyjnej na potrzeby filmów i spektakli. Jaki miały one wpływ na nagrania z „EP1”?
- Muzyka filmowa, ten specyficzny sposób opowiadania historii, czy też ich komplementowania za pomocą dźwięków, ma na nas bardzo duży wpływ. Lubimy linearne narracje w muzyce, tak samo jak to, że możemy muzyką mocno stymulować wyobraźnię i podsuwać jej specyficzne obrazy. Ponadto w pracy nad muzyczną ilustracją filmu czy spektaklu najbardziej rozwijające jest to, że zaczynasz myśleć intencją emocjonalną, a nie tym, jakimi środkami dysponujesz. Pozwala to uniknąć przerostu formy nad treścią.
- Wydanie płyty poprzedziły trzy oryginalne teledyski. To dla was istotna forma promocji?
- Zgadza się, wspaniale jest umieszczać naszą muzykę w nowym kontekście za pomocą obrazu. Jak tylko możemy, zawierzamy w tej kwestii zaufanym reżyserom i reżyserkom. Dlatego do współpracy zaprosiliśmy m.in. Olę Idzikowską i Sylwię Rosak, ufając im bezgranicznie i wchodząc w pewien rodzaj synergii.
- Miks płyty dokonał ceniony krakowski producent techno – Deas. Jaki to miało wpływ na ostateczne brzmienie nagrań z „EP1”?
- Ta płyta nie zabrzmiałaby tak potężnie gdyby nie Deas. Do tego momentu nie mieliśmy pojęcia, że aż tyle basu można zmieścić w naszych produkcjach. (śmiech) Zależało nam na współpracy właśnie z nim, bo z jednej strony ma on iście nietoperzowe ucho do miksu i wszelkich dźwiękowych detali, a z drugiej - doskonale czuje, jak ta muzyka powinna działać w klubie i poruszać ludzi.
- Wraz z wiosną pewnie można będzie znów organizować koncerty. Na pewno chcielibyście zaprezentować swoją muzykę na żywo. Jaki macie na to pomysł?
- Nie możemy się doczekać koncertów! Zazwyczaj występujemy w formie live actu, w którym nasze produkcje są punktem wyjścia do tego, jak rozwiniemy je na scenie. Gdy czujemy flow, utwory trwają dużo dłużej, jest w nich więcej szaleństwa i miejsca na improwizacje. Stale rozbudowujemy nasz setup koncertowy i każdy występ przynosi coś nowego. Czasem będzie można nas usłyszeć z gościnnym udziałem wokalistki Marceli Rybskiej, gdzie będzie więcej miejsca na wyciszenie i budowanie przestrzeni, a czasem w bardziej klubowej formule, gdzie nadrzędna będzie energia i szaleństwo.