FLESZ - Polskie parafie pomagają uchodźcom

Gdyby tylko wybuchła wojna na Ukrainie, Iwona Tworzydło-Grzesik z Królówki wiedziała, że musi coś zrobić. Przez pierwsze dwa dni, pod wpływem wiadomości płynących zza wschodniej granicy, kobieta rozchorowała się i nie mogła wstać z łóżka.
- Stwierdziłam, że aby przezwyciężyć niemoc, muszę zacząć działać. Wtedy zaczęliśmy przygotować pokoje na przyjęcie uchodźców. Trzeba było je wysprzątać i ogrzać.
Dwie rodziny i dwa psy
Pierwsza rodzina przyjechała do rodziny z Królówki 8 marca. Przywiózł ją Antoine, wolontariusz z Francji, który pojechał z Paryża na granice polsko-ukraińską, aby pomagać uchodźcom w dotarciu do bezpiecznego schronienia. Byli to Weronika z półtoraroczną córką Kirą, a także jej mama i teściowa: Olena i Alla. Przybyły z Kijowa wraz z psem.
Dwa dni później do domu Iwony Tworzydło-Grzesik w Królówce zawitały cztery kolejne osoby: 13-letnia Sniżana, jej mama Tatiana, babcia - również Tatiana i 15-letni kuzyn Andrii, który również przywiózł z sobą psa. Wszyscy pochodzą z okolic Mikołajewa na południu Ukrainy.
- Nigdy nie chciałam mieć w domu psów, a tu nagle w ciągu dwóch dni przyjechały do mnie dwie „sabaki” - śmieje się pani Iwona.
Koszmar wojny ciągle w nich siedzi
Pani Weronika ze łzami w oczach wspomina pierwsze dni wojny, gdy trzeba było ukrywać się przed spadającymi pociskami. Ponieważ mieszka w wieżowcu, a Rosjanie ostrzeliwują również takie budynki, konieczne było schodzenie do piwnic z niemowlęciem, a nawet z psem. - Kira nie rozumiała, dlaczego nie możemy wrócić do domu.
Wojna ciągle rezonuje w głowach Ukrainek, najgorsza jest niepewność o los bliskich, których pozostawiły w swoich domach. Andrii z kolei martwi się o los mamy, walczącej w piechocie morskiej na froncie w Odessie.
Teraz cała ósemka próbuje ułożyć sobie życie w nowych warunkach. Gospodarze zorganizowali im nie tylko miejsca noclegu, ale i świetlicę, w której mają telewizor z dwoma ukraińskimi kanałami. - Kira może wreszcie oglądać swoje ulubione bajki - mówi gospodyni.
Andrii rozpoczął naukę w pierwszej klasie informatycznej Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Łapanowie (w Kijowie chodził do dziewiątej klasy szkoły podstawowej). Sniżana zaś uczy się w klasie ósmej szkoły podstawowej w Leszczynie. Przed nią egzamin ósmoklasisty, który - ze zrozumiałych względów - napawa ją niepokojem. W obu szkołach dzieci znalazły wsparcie i opiekę. - Ich wybór był dla moich podopiecznych strzałem w dziesiątkę - uważa pani Iwona.
Króluje barszcz ukraiński
Ukrainki zaczynają pracę u producentów owoców i warzyw, których w rejonie Królówki i Leszczyny nie brakuje, m.in przy sadzeniu ogórków. Ale każda z nich znaleźć zatrudnienie w swoim zawodzie, gdyby nie bariera językowa.
Olena w Kijowie pracowała w handlu, specjalizując się w branży firan, zasłon i innych domowych akcesoriów, Weronika pracowała w call center, Tatiana jest magistrem farmacji, a Olena - kucharką.
Mieszkanie tylu osób pod jednym dachem to nie lada wyzwanie logistyczne. Przygotowanie posiłków biorą na siebie zarówno Ukrainki, jak i rodzina pani Iwony. - Uzupełniamy się, bo one oni są nauczeni jedzenia potraw jednodaniowych. np. ziemniaki z sosem czosnkowym i rybą. Oczywiście króluje ciągle barszcz ukraiński. W odróżnieniu od nas, jedzą bardzo późni, bo dopiero około godziny 20 - opowiada pani Iwona.
Kobieta nie kryje, że gdyby nie pomoc znajomej z USA, nie byłaby w stanie podjąć tylu osób. - Pieniądze przesyła mi moja przyjaciółka Krystyna Stroiński, która na miejscu organizuje zbiórki na rzecz uchodźców.
- Zamek w Wiśniczu na tle Tatr, kolejne niezwykłe zdjęcie Mirosława Mroczka
- Bochnia. Przy tężni będzie informacja turystyczna, sklepik, kawiarnia i toalety
- Bochnia-Brzesko. W regionie praktycznie nie ma schronów przeciwlotniczych
- Pięcioosobowej rodzinie z Kamionnej spłonął dom. Trwa zbiórka na odbudowę zniszczeń
- Znana firma zrezygnowała z litery "Z" w swoim logo. Chcą uniknąć skojarzeń z wojną
- Raisa Nazarowa z Ukrainy mieszka w Bochni od ponad 20 lat, dziś pomaga uchodźcom