Mnie osobiście bardzo to denerwuje, bo o edukacji i jej problemach piszę o wielu lat. Zresztą regularni czytelnicy „Kronik zwykłego człowieka” prawdopodobnie zauważyli, że ten temat wraca w zasadzie co kwartał. Nie wiem, jak tę debatę przenieść na jakiś sensowny, realistyczny poziom, żeby nie skupiać się na chochołach, czyli kwestiach rozpalających medialne emocje, ale niemających w gruncie rzeczy większego, realnego znaczenia. Ostatnim przykładem takiego chochoła był podręcznik do przedmiotu „Historia i teraźniejszość” autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego. Tyle było gardłowania, a ostatecznie książkę tę wybrał jedynie niewielki odsetek szkół. A jak już są rzeczy poważne i systemowe, jak likwidacja gimnazjów, to mają się one nijak do prawdziwych wyzwań, które stoją przed oświatą nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, bo nie jesteśmy tu żadnym wyjątkiem. Jakie bowiem znaczenie ma fakt, czy nasz archaiczny i szkodliwy system edukacji będzie realizowany w modelu 6+3+3 czy 8+4?
O czym zatem chciałbym rozmawiać? Przede wszystkim o roli nauczyciela i jego społecznym statusie. Dziś w dobie rewolucji technologicznej i informacyjnej nie potrzebujemy „transmiterów” wiedzy – uczeń ze smartfonem ręku w jest w tym zakresie dużo lepszy. Trudno się zatem dziwić, że coraz powszechniejsza jest pogarda dla nauczycieli, bo oferują coś, co nie jest już nikomu w tej postaci potrzebne. A jednocześnie nie dają nam tego, czego coraz bardziej nam brakuje i co właśnie oni mogliby dać – realne towarzyszenie każdemu uczniowi w jego edukacyjnej przygodzie. Niezależnie, czy uczeń ten ma lat 5, czy 70. Musimy zrobić wszystko, aby pomóc nauczycielom odzyskać społeczny prestiż i sprawić, by nie czuli się sami ofiarami systemu, który współtworzą. Nie stać nas na to, aby kilkaset tysięcy pracowników szkół stało się „ludźmi zbędnymi”. Pytanie, jak tę zmianę przeprowadzić, uważam za najistotniejsze wyzwanie, przed którym stoimy.
Zależy mi jednak także na rozmowie o wynagrodzeniach nauczycieli. Czy i na jakie podwyżki nas stać? Czy wszyscy powinni je dostać? Ile powinien zarabiać dobry pedagog? Czy chcemy w tym celu zwiększyć podatki? Albo komu zabrać, by dać właśnie nauczycielom? Chciałbym też rozmawiać o filozofii edukacyjnej. O tym, po co jest nam szkoła? Czy i na ile ma budować naród i społeczności lokalne, kreować elity i zmniejszać nierówności, wychowywać do dziedzictwa i uczyć to dziedzictwo krytycznie przyjmować, przygotowywać do rynku pracy i rozwijać nasze człowieczeństwo, etc.?
Nie mam niestety wielkich nadziei, że zobaczę taką debatę. Pewnie jakoś to przeżyję, znowu. Tylko dzieci szkoda.
