- Odwagi dodała mi wcześniejsza modlitwa do Miłosierdzia Bożego - wyznaje skromnie ksiądz Dariusz.
Wspomina, że do zdarzenia doszło między godziną 15 a 16, gdy było jeszcze jasno. - Siedziałem w konfesjonale, gdy nagle usłyszałem huk. Zlekceważyłem go myśląc, że to któryś z wiernych przewrócił ławkę - opowiada proboszcz bolęcińskiej parafii.
Dopiero po kilku minutach zauważył, że ktoś wyłamał zamek u drzwi plebanii.
- Pobiegłem po kościelnego i ruszyliśmy tropem włamywacza. Młody rabuś splądrował już pokoje - relacjonuje ksiądz proboszcz. - Choć ważę ponad 90 kilogramów, w pojedynkę mógłbym nie dać rady krępemu młodzikowi. Na szczęście był ze mną kościelny. On waży ponad setkę, więc mieliśmy przewagę - zdradza ksiądz Dariusz. Na samo wspomnienie trzęsą mu się ręce ze zdenerwowania.
Ksiądz razem z kościelnym zaczęli się skradać, idąc tropem złodzieja. Dopadli go w piwnicy. Młodzik starał się jeszcze zwiać. Ale duchowny zastawił mu drogę. Parafianie są dumni ze swojego proboszcza.
- Nie jestem żadnym bohaterem. Co to za powód do dumy, gdy nasz kościół napadają rabusie - dodaje ksiądz Dariusz.
Jak się okazuje, włamywaczy było aż trzech. 21-letniego mieszkańca Liszek pod Krakowem złapał właśnie proboszcz. Drugiego, 22-latka zatrzymali policjanci po krótkim pościgu. - Trzeciego z łupem nadal szukamy - informuje Robert Matyasik, rzecznik chrzanowskiej policji.
Z plebanii zginął sprzęt RTV i pieniądze z tacy. Razem ponad 2 tys. zł. Rabusiom grozi do 10 lat więzienia.
- Mam nauczkę. Minęły czasy, gdy ludzie traktowali kościół jako nietykalny dom Boży - mówi proboszcz. - Dawniej drzwi zawsze były tu otwarte. Odtąd będę je zamykał na siedem spustów - dodaje ksiądz.