Dla pomocnika Górnika było to pierwsze wiosenne trafienie. - Tak się akurat składa, że zawsze jakoś strzelam gole na własnym boisku, a wiosną zagraliśmy na nim dopiero po raz drugi. To przez ataki zimy i przekładanie kolejek _– przypomina Łukasz Wierzba. - _Za czasów Górnika w III lidze też trafiałem tylko u siebie. Czym to jest podyktowane? Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Być może przed własną publicznością czuję się pewniej...
Pomocnik Górnika idealnie zachował się przy dośrodkowaniu z kornera przez Artura Szlęzaka. - Mamy kilka wariantów tego stałego fragmentu gry, więc cieszę się, że na boisku udaje mi się „sprzedać” to, nad czym pracujemy na treningach – podkreśla libiążanin.
Miniony rok był dla niego bardzo trudny. Wydawało się, że po zdobyciu tytułu najlepszego piłkarza III ligi w plebiscycie naszej redakcji, jego przygoda z piłką nabierze tempa. Sam zawodnik tego zresztą też nie ukrywał, skoro upomniała się o niego pierwszoligowa wówczas Puszcza Niepołomice. Nie bał się przeskoku o dwie klasy. Jak sam twierdził, jeśli nie spróbuje, nie będzie wiedział, ile tak naprawdę jest wart. Od pewnego czasu pracował nad masą ciała, żeby móc odnaleźć się w pierwszoligowym towarzystwie.
Poza tym, agresywnego stylu nauczył się w piłkarskiej szkółce Gwarka Zabrze, której jest absolwentem. - Niestety, w Puszczy przez całą ubiegłoroczną rundę wiosenną, otrzymałem tylko jedną szansę pokazania się na pierwszoligowych boiskach _– wspomina Łukasz Wierzba. - _Graliśmy wyjazdowe spotkanie przeciwko Miedzi Legnica. Trener wpuścił mnie na boisko przy stanie 0:2. To był trudny moment. Zaliczyłem tylko 38 minut.
Jednak okres spędzony w Puszczy nie do końca uważa za stracony. - Mogłem uczestniczyć w profesjonalnych treningach, których nie było w Górniku, który wiosną był pogodzony ze spadkiem z III ligi – przypomina Łukasz Wierzba. - Poza tym, w barwach Puszczy zwiedziłem kilka ciekawych obiektów. To naprawdę niezapomniane wrażenie siedzieć nawet tylko na ławce w takim meczu, jaki Puszcza rozegrała w Gdyni, przeciwko Arce, gdzie doping był taki, że nie było słychać własnych myśli. Przegraliśmy wtedy 2:3.
Po zakończeniu wiosny myślał o zmianie barw klubowych. Do Libiąża nie chciał wracać, bo Górnik spadł przecież z III ligi. Jednak w realizacji planów przeszkodziła mu kontuzja. - Latem, grając w siatkówkę, skręciłem kostkę. Skończyło się zabiegiem, ale o szukaniu klubu na szczeblu centralnym nie było mowy _– podkreśla piłkarz. - _Jesienią trafiłem zatem do A-klasowej Unii Strzemieszyce, którą prowadził Piotr Pierścionek, pod wodzą którego miałem bardzo dobrą rundę w trzecioligowym Górniku. Wróciłem pod skrzydła trenera, który mnie wypromował, żeby odbudować formę.
Zimą pojawiła się szansa przejścia do Widzewa Łódź, prowadzonego przez Wojciecha Stawowego. Szlaki do niego przetarł mu obecny trener libiążan Grzegorz Kmiecik. - Pokazałem się w Łodzi przez dwa dni, przed wyjazdem Widzewa do Turcji – wyjawia Łukasz Wierzba. - Miałem się tam zameldować ponownie po powrocie łodzian z obozu. Niestety, pech mnie mnie opuszcza. W jednym ze sparingów, w barwach Górnika, znowu nabawiłem się kontuzji, więc plany spróbowania zaistnienia na szczeblu centralnym musiałem znowu odłożyć.
Na co dzień pomaga ojcu w prowadzeniu firmy, ale – jak sam twierdzi – chciałby wrócić na studia, które dwa razy już przerywał. Najpierw na krakowskiej AWF próbował zgłębić turystykę i rekreację. Potem zaczął od nowa, ale w oświęcimskiej PWSZ. Jednak znowu musiał rzucić naukę w związku z przeprowadzką do Niepołomic.