Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubię być bawidamkiem i wodzić rej

Redakcja
Na imprezach lubię grać pierwsze skrzypce - mówi Maciek Stuhr
Na imprezach lubię grać pierwsze skrzypce - mówi Maciek Stuhr Piotr Krzyżanowski
Mimo tego, że zadomowił się już w Warszawie, dalej wychodzi na pole i do miasta. Woli uchodzić za grzecznego chłopczyka, ale nam pokazuje swoje drugie oblicze. Z Maciejem Stuhrem rozmawia Katarzyna Jasińska.

Zanim miał Pan żonę, musiał się Pan interesować płcią przeciwną. Jakie były Pana sposoby na zdobywanie niewieścich czy raczej dziewczęcych serc?
Widzi pani, zawsze byłem takim człowiekiem, który nie miał sposobów. Pomijam okres licealny, kiedy byłem permanentnie nieszczęśliwie zakochany. Później, kiedy już zacząłem odnosić drobne sukcesy w tej trudnej walce między dwoma płciami, to stwierdziłem, że brak metody jest najlepszą metodą. Każda kobieta ma intuicję i wrażliwość inną niż nasza. Natychmiast wychwytuje męski sposobik i czuje każdą nieszczerość. Natomiast w momencie, kiedy coś się rodzi między dwojgiem ludzi, to jest to chwila niepowtarzalna, kiedy nie wiemy jak się za minutę zachowamy i wtedy doświadczamy tych najpiękniejszych chwil. Dlatego, gdyby mnie najbliższy kumpel spytał: "Maciek, powiedz mi jak poderwać tę laskę", nie wiedziałbym, jak mu pomóc.

Czytaj także: Chcesz cukierka? Idź do Gierka

Ja jednak nie wierzę, że kiedykolwiek miał Pan problemy ze zdobyciem kobiety.
No mówię pani. Całe liceum, pamiętam, to było wystawanie pod oknami kobiet, które mnie nie chciały.

Czy to prawda, że Pana żona była jedyną dziewczyną, która nie śmiała się z Pana dowcipów i dlatego zwróciła Pana uwagę?

Oczywiście między innymi dlatego. Ma też kilka innych zalet. Tak jest zresztą do dzisiaj, że nawet jak jestem duszą towarzystwa i opowiadam dowcip, który rozbraja wszystkich, to kiedy go powtórzę w domu, jedyną reakcją mojej żony jest głębokie i rosnące zdumienie, że jej mąż opowiada takie bzdury. To mnie oczywiście załamuje, jest powodem mojej depresji, ale z drugiej strony sprawia, że cały czas muszę ją zdobywać i że ten związek przez wiele, wiele lat jest nadal żywy.

Macie różne poczucie humoru?
Nie, poczucie humoru mamy generalnie to samo. Myślę, że ona to robi z premedytacją. Jest takim typem osobowości, że nie zarykuje się z każdej zasłyszanej głupoty. Ona trochę złośliwie mnie wkręca w to, że ja jej nie śmieszę. Wręcz nie wyobrażam sobie być z kobietą, z którą nie mam wspólnego poczucia humoru.

Czy "zwarszawiał" Pan do reszty? Gdzie Pan wychodzi: na pole czy na dwór? Je Pan borówki czy jagody?
Czasami człowiek zastanawia się, co ma powiedzieć, bo jednak praktyka dnia codziennego robi swoje. Jest takie słowo "starówka", którego nie znałem przez dwadzieścia lat swojego życia. Teraz, za każdym razem się zastanawiam czy mam powiedzieć "na stare miasto" czy "na starówkę". To zależy od tego do kogo mówię. Natomiast z tym "polem" to taka zaszłość krakowska, którą staram się pielęgnować i do mojej córeczki, która jest warszawianką, mówię, że idziemy "na pole". Mimo że jako purysta językowy, którym czasami bywam, muszę przyznać, że "pole" jest chyba mniej poprawne od "dworu". Czasem, jak mi już jest wstyd przy ludziach, to mówię, że "na zewnątrz" albo "na powietrze". Zwróciłem też uwagę na fakt, że niezwykle krakowskie jest to, że my idziemy "do miasta", kiedy wybieramy się w okolice Rynku. Warszawiak by tego nie zrozumiał.
No bo Pan jest przecież Mistrzem Mowy Polskiej i Honorowym Ambasadorem Polszczyzny…
Tak, to są dwa tytuły nadane mi przez dwa niezależne i szacowne gremia, co jest powodem mojej dumy. Staram się pracować nad językiem, mimo że mój zawód polega na wygłaszaniu cudzych tekstów. Jednak jako kabareciarz, a zwłaszcza konferansjer, ale i w takich kontaktach jak nasz dzisiejszy, staram się, żeby dobór słów nie był przypadkowy. I jeżeli pierwsze skojarzenie przywodzi mi na myśl jakieś najprostsze rozwiązanie składniowo-leksykalne, to staram się je jakoś wykopyrtnąć, żeby zabrzmiało troszkę inaczej, żeby słuchacza nieco zabawić, a czasem zastanowić. Myśl brzmi inaczej jak jest ujęta w innych słowach. Strasznie się cieszę - ogromnie się cieszę, powinienem powiedzieć - że ktoś to docenił.

Jak Pan dba o swoją mowę? Czyta wiele książek, sprawdza w słownikach wątpliwości?
Bez przesady, nie róbmy ze mnie mola książkowego. Jeszcze w liceum przez dwa lata prowadziłem w Radiu Kraków audycję dla młodzieży pod wstrząsającym tytułem "Czacha Kraka". I tam jako siedemnastolatek przeżywałem gigantyczny stres rozpoczęcia zdania, nie daj Boże wielokrotnie złożonego, do mikrofonu. Modliłem się, żeby w jakiejkolwiek poprawnej formie skończyć to zdanie. Już pal licho o sens, ale żeby chociaż gramatyka się zgadzała. W takich przypadkach włącza się samokontrola, człowiek zaczyna myśleć o tych słowach, które w pierwszej chwili stwarzają mu wrażenie jakiegoś afrykańskiego buszu i trzeba z tego wybrnąć. W zasadzie oprócz wrodzonej smykałki, jest to dziedzina, w której praktyka czyni mistrza. Można sobie przygotować tysiące anegdotek i dykteryjek, ale nagle spadnie lampa i co masz zrobić? Udawać, że nie spadła? Musisz coś powiedzieć. I masz na to ułamki sekund.

Mówił Pan kiedyś, że chce grać kogoś zupełnie innego niż jest w rzeczywistości. Czy rola Gustawa zaspokoiła te Pana pragnienia?
To jest inna postać niż bohaterowie, w rolach których zazwyczaj mnie obsadzano. Filip Bajon zna mnie od lat i wie, że czasami na imprezie lubię wodzić rej, grać pierwsze skrzypce, sypać anegdotami i być czymś w rodzaju bawidamka. Widział mnie w takiej sytuacji raz czy dwa, więc wiedział, że ta rola nie stoi w sprzeczności z moją naturą. Niewiele osób o tym wie, bo się tym nie chwalę, raczej wolę uchodzić za grzecznego chłopca. Natomiast zagranie czegoś, czego się nie grało do tej pory, zawsze sprawia frajdę i jestem Bajonowi wdzięczny, że mając do dyspozycji mnie i Szyca umieścił nas właśnie w tej konfiguracji, ponieważ większość reżyserów obsadziłaby nas odwrotnie. Natomiast w filmie "Mistyfikacja" zagrałem kogoś, kim nie jestem w ogóle. Ubeka, alkoholika, złamanego, śliskiego gościa z kompleksami.

To dalej Pan marzy o takich rolach, czy już nie?

Skoro grałem zawsze grzecznych chłopców, to chciałem zagrać sukinsyna. Chcę się rozwijać i zmierzać z nowymi wyzwaniami, co oczywiście nie zawsze jest możliwe. W zasadzie to jest rzadko wykonalne. Bo ileż razy można przekraczać samego siebie? Raczej w tym zawodzie jesteśmy skazani na to, jak wyglądamy, z czym się kojarzymy, nie możemy w każdej roli temu zaprzeczać, bo inaczej ludzie się pogubią w tym wszystkim. Ale oczywiście im rola bardziej skomplikowana, zagmatwana, niejednoznaczna, tym lepiej.
Nie chcę Panu kadzić za bardzo…
Proszę, śmiało, mnie to nie przeszkadza.

Czytałam Pana felietony i uważam, że są genialne. Rodzi się więc pytanie, czy nie chciałby Pan napisać scenariusza do filmu dla siebie?

Pani ziarno pada na podatny grunt, ponieważ pisanie jest czymś, co bardzo lubię i strasznie jestem nieskromny na tym punkcie. O wiele bardziej niż na punkcie mojego aktorstwa. A wynika to stąd, że o aktorstwie wiem dużo więcej niż o pisaniu. Wiem, czy zagrałem dobrze, czy źle i naprawdę dla mnie nie ma znaczenia, co napisze recenzent, bo ja jestem świadomy czy to ma wartość czy nie. I nawet jak zagram źle, a recenzent napisze, że dobrze, to wiem, że jest kretynem. Choć może na chwilę zrobi mi się miło. Ale jak coś napiszę, to wydaje mi się, że to jest najlepsze na świecie. Żądam wyłącznie pochwał. Czasami te teksty rodzą się w bólach, ale sprawia mi to olbrzymią frajdę i bardzo chciałbym coś w życiu pisać. Czy to się uda? Nie wiem. Będę w tę stronę kierował swoje myśli, ale potrzebuję trochę boskiego natchnienia. W każdym razie bardziej mnie interesuje pisanie niż reżyserowanie.

Co robiliście, żeby rozśmieszyć widza w "Ślubach panieńskich"?
To trudny temat, bo spotkałem się z wieloma zarzutami a propos tego filmu, że główną jego wadą jest to, że nie jest śmieszny. Na obronę mogę powiedzieć tyle, że w odróżnieniu od "Zemsty", która jest komedią sytuacyjną i charakterów, "Śluby panieńskie" są raczej komedią romantyczną. I rzadko, nawet w teatrze, wywołują salwy śmiechu. Więc jestem trochę skrępowany, bo wiem, że "Śluby panieńskie" to nie jest film, który powala widownię kolejnymi gagami. Z drugiej strony nie jest też tak, że nie chcieliśmy, żeby to było śmieszne. Być może coś nam nie wyszło. Ja na przykład mam swój monolożek o porach roku i starałem się, żeby miał on charakter komediowy.

Na jego końcu Pan zasypia…
Oczywiście były tam wprowadzone przez Bajona pewne zabiegi , które miały na celu rozbawić widzów. Postać Albina jest chyba najbardziej charakterystyczna i komediowa. To on, kiedy się budzi, musi komuś przylać w mordę, żeby się dobrze poczuć. Czy kogoś to śmieszy czy nie, to już nie mnie oceniać.

Jaki typ humoru Pan najbardziej lubi?
Absurdalny. Śmieszą mnie bardzo różne rzeczy: ludzka głupota, zaściankowość. Pure nonsense - takie ładne słowo było kiedyś - i niespodziewane pointy - to mnie właśnie najbardziej ujmuje. Jeśli jest dowcip, o którym ja myślę, że będzie trwał 15 minut, a kończy się w 20. sekundzie, to zawsze jest lepszy niż ten, o którym myślę, że będzie trwał 20 sekund, a trwa 15 minut. Myślę, że humor w Polsce trochę w taką stronę się zmienia. Jak mieszkaliśmy w PRL to był on deską ratunku i musieliśmy się wszyscy śmiać z polityki. A teraz z czego tu się śmiać w tej polityce?
Dostał Pan propozycję grania w serialu "Spadkobiercy"?
Pojawię się tam w lutym. Nie mogłem znaleźć terminu.

Jak Pan czerpie pomysły na swoje skecze? Męczy się Pan bardzo?
Zawsze się męczę z odpowiedzią na to pytanie, ponieważ nie wiem. Nie mam tutaj żadnego patentu. Każdą rolę ćwiczę, wymyślam i mniej więcej wiem, jak do niej podejść, natomiast jeśli chodzi o napisanie nowego skeczu… Jak nie dostanę piorunem w czaszkę, to nie napiszę. Musi przyjść wena i ona przychodzi bardzo rzadko. Coś musi na mnie wpaść. Mam bardzo dużą selekcję na wejściu. Nie potrafię siąść i pisać bzdur. Muszę wiedzieć, że to, do czego siadam, będzie sukcesem.

Liczy się jakość a nie ilość?
Są ludzie, którzy piszą do kabaretu z powodzeniem i potrafią napisać cztery godziny programu, potem robią trzygodzinny wstępny występ i z tego sobie wybiorą najlepsze 45 minut. I tak robią w dodatku co roku! No to Panie Boże! To nie ja. Ja się modlę o coś takiego.

Może trzeba się jakoś inspirować?
Droga pani, przecież ja cały czas próbuję. Tak od 15 lat.

Wybierz małopolską miss internetu. Zobacz zdjęcia pięknych dziewczyn!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Rzucił się z nożem na kolegę przy grillu
Najciekawsze świąteczne prezenty, wigilijne przepisy, pomysły na sylwestra - wszystko w serwisie świątecznym**swieta24.pl**.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska