https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Zwoliński: Nie szukajmy żadnych tłumaczeń. Możemy grać co trzy dni. Z Wartą chcemy wygrać

Bartosz Karcz
Adam Jankowski
Łukasz Zwoliński wciąż czeka na swojego pierwszego gola wiosną w oficjalnym meczu. Z napastnikiem Wisły Kraków porozmawialiśmy o tym, o przegranym 0:1 Superpucharze z Jagiellonią Białystok, o tym, co „Białą Gwiazdę” czeka. Jest również wątek kibiców Wisły.

- Plamy w meczu z mistrzem Polski nie było, ale skuteczności z waszej strony również. Myśli pan, że tak można podsumować mecz z Jagiellonią Białystok?

- Zagrać z mistrzem Polski na równych warunkach tak, jak my zagraliśmy, to rzeczywiście nie jest powód do wstydu. Graliśmy jak równy z równym, a wręcz to my mieliśmy więcej dogodnych okazji na gole i żeby ten mecz wygrać. Nie udało się. Szkoda, bo to był mecz o trofeum, a dla każdego profesjonalnego sportowca zdobywanie trofeów jest marzeniem. Mimo wszystko zagraliśmy bardzo dobre spotkanie i możemy być z siebie dumni. Wiadomo, nie da to nam żadnego pucharu, ale to jest dobry prognostyk i bodziec przed tym, co nas czeka w lidze. A wiadomo, że liga dla nas jest ważniejsza. Tym bardziej, że będziemy grać teraz co trzy dni.

- Trener Jagiellonii Adrian Siemieniec był pytany na pomeczowej konferencji prasowej czy jego planem na ten mecz było oddanie wam inicjatywy? Odpowiedział, że nie i że po prostu to Wisła narzuciła Jagiellonii takie warunki. To tylko potwierdza, że rzeczywiście był to bardzo dobry mecz w waszym wykonaniu.

- Jagiellonia jest najbardziej niebezpieczna, gdy ma piłkę. My to wiedzieliśmy. Wiedzieliśmy też, jaka jest kultura gry w ekstraklasie. Wiedzieliśmy, że jak wyjdziemy agresywnie, jak nie przestraszymy się rywali, to przy naszej jakości będzie możliwe zdominowanie Jagiellonii. W wielu fragmentach tego meczu to nam się udawało. Odzyskiwaliśmy piłkę wysoko i na pewno Jagiellonia mogła czuć się zaskoczona taką naszą grą.

- Druga strona medalu jest taka, że z Kotwicą Kołobrzeg oddaliście 35 strzałów, a zdobyliście tylko dwie bramki. Z Jagiellonią tych sytuacji nie było aż tak dużo, ale jednak trochę było, ale słaba skuteczność to wciąż jest wasz problem.

- No jest. Rozmawiamy o tym praktycznie co mecz. Trener o tym mówi i prawdą jest, że bardzo mocno pracujemy, żeby poprawić ten element. To jest jedyne rozwiązanie. Nie ma co się załamywać, obrażać, tylko brać się do pracy, wciąż robić swoje. Jak miałem taki okres, że strzelałem bramki, robiłem to samo, co teraz. Ciężko pracowałem. To samo robią wszyscy inni nasi ofensywni zawodnicy. Poprzez powtórzenia, łapanie automatyzmów możemy stać się bardziej skuteczni. Uważam, że musielibyśmy się bardziej martwić, gdybyśmy tych sytuacji nie stwarzali. Oczywiście, skuteczność na takim poziomie musi irytować, bo wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak mogłoby to wyglądać, gdybyśmy strzelili np. bramkę, dwie na początku meczu z Kotwicą. Skończyłoby się to pewnie zupełnie inaczej, a tak mieliśmy dramaturgię do ostatnich minut. Musimy pozostać jednak konsekwentni, dalej robić to, co robimy i jest to kwestią czasu, że zaczniemy strzelać bramki bardziej regularnie niż obecnie. Jestem o tym przekonany!

- Trudno nie zapytać pana o sytuację z drugiej połowy meczu w Warszawie. Stanął pan oko w oko ze Sławomirem Abramowiczem, minął pan bramkarza Jagiellonii, ale ostatecznie nie udało się zdobyć bramki. Zabrakło szybkiego strzału? Zablokował pana Mateusz Skrzypczak.

- „Skrzypa” rzucił się całym ciałem do wślizgu. To była interwencja reprezentacyjna. Może powinienem zachować więcej spokoju, może powinienem podciąć piłkę. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że minąłem Abramowicza, miałem lukę na oddanie strzału, ale obrońca Jagiellonii zachował się znakomicie. Muszę po prostu uznać, że była to jego świetna interwencja.

- Angel Rodado ma kontuzję. Czuje pan, że ma na swoich barkach w związku z tym większy ciężar odpowiedzialności za zdobywanie bramek dla Wisły?

- Przychodząc do Wisły Kraków miałem pełną świadomość, że taka odpowiedzialność będzie, bo wiem, w jakim klubie gram. W tym sezonie na początku dobry okres miał Angel, później ja. Od zawodników ofensywnych wymaga się strzelania bramek, dobrej finalizacji, ale pamiętajmy, że ta drużyna to nie jest tylko Angel Rodado i Łukasz Zwoliński. Wygrywamy razem, przegrywamy razem. Ja nie miałbym nic przeciwko gdyby inni zawodnicy też strzelali bramki, kreowali sytuacje. Oczywiście, wszyscy wiemy, jakim zawodnikiem dla tej drużyny jest Angel. To jest dyskomfort dla nas wszystkich, gdy on nie gra. Również dla sztabu, bo nie mamy zbyt szerokiej kadry. Po to są jednak zawodnicy, którzy cierpliwie czekają na swoją szansę, żeby w momencie próby wziąć odpowiedzialność na swoje barki. Bo, żebyśmy zrobili kolejny krok, żebyśmy poszli po ten awans, to odpowiedzialność za wynik muszą odczuwać wszyscy, którzy są w tym zespole.

- Nie macie dużo czasu na odpoczynek przed kolejnym meczem. W sobotę czeka was wyjazdowe spotkanie z Wartą Poznań i już można przyjmować zakłady, jak ten mecz będzie wyglądał. Niska obrona rywala i wasz atak pozycyjny…

- Dlatego wracając do Superpucharu i wcześniejszego meczu z Kotwicą wiemy, że kluczem do sukcesu będzie nasza cierpliwość. Bo to będzie droga do tego, żeby wygrać to spotkanie. Wszyscy wiemy, jak nam się gra ciężko z drużynami, które bronią w jedenastu, które bronią bardzo nisko i czekają na kontry. Dlatego musimy grać mądrze i wierzyć w plan naszego sztabu. A to może przynosić punkty, jak w meczach z Górnikiem Łęczna czy Kotwicą Kołobrzeg, bo koniec końców to jest najważniejsze.

- Patrząc na wasze mecze można odnieść wrażenie, że jesteście dobrze przygotowani do sezonu pod względem fizycznym. Przerwa między meczami z Jagiellonią i Wartą nie wyniesie jednak nawet 72 godzin. To wystarczający czas na pełną regenerację?

- Też tak uważam, że nie wyglądamy źle pod względem fizycznym. Jeśli byliśmy w stanie zmusić mistrza Polski, żeby oddał nam piłkę. Do intensywnego grania w pressingu, wychodzenia wysoko, to wiele pokazuje. Ale też Jagiellonia udowadnia, że da się grać dobrze co trzy dni. Uważam, że my też jesteśmy na to gotowi i nawet nie szukałbym tłumaczeń, że my graliśmy o Superpuchar, a Warta nie. Chcemy w Grodzisku Wlkp. po prostu zagrać na pełnych obrotach i tyle. Pewnie, że mecz z Jagiellonią kosztował nas dużo zdrowia, bo zdominowanie mistrza Polski, kosztować musiało. Teraz jednak pora na szybką regenerację i w sobotę walczymy dalej.

- Trudno przy okazji meczu o Superpuchar nie zapytać o atmosferę tego meczu. Byli na trybunach w większości kibice Wisły. Było ich słychać, było widać, można powiedzieć, że czuliście się jak u siebie.

- To jest to, czego nam wciąż bardzo brakuje na wyjazdach. Superpuchar graliśmy w środę późnym wieczorem. W dodatku informacja o tym, że ten mecz zagramy w Warszawie pojawiła się niecałe dwa tygodnie przed nim, a jednak przyjechało za nami kilka tysięcy osób. Duży szacunek dla nich. Jeżdżą za nami po całej Polsce. Nie są wpuszczani na większość stadionów, ale myślę, że na Stadionie Narodowym, nawet mimo naszej porażki, mogli być dumni z tego, jak zagraliśmy. Tym bardziej szkoda, że nie wygraliśmy, bo to trofeum chcieliśmy zdobyć tym bardziej dla nich. Wiemy, jak trudny mają okres, a jednak gdy tylko mogą, jak w Chorzowie czy w Warszawie, to są absolutnym topem kibicowskim w Polsce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska