W trudnej sytuacji jest również jego sąsiadka, której dom dzieli w tym momencie od rzeki zaledwie 10 metrów, bo bobry robią głębokie podkopy. - Boję się, że gdy przyjdzie większa woda, mój budynek runie do wody. A wszystko przez te małe stworzenia. One się już nawet ludzi nie boją, często jak jestem przy potoku, to pływają koło mnie, jak gdyby nigdy nic - mówi Bożena Pinas.
W rozwiązaniu problemu ze zwierzętami mają pomóc myśliwi z Polskiego Związku Łowieckiego.
Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydała bowiem decyzję zezwalającą na odstrzał 270 bobrów w całym regionie tarnowskim.
Jak przekonują jednak sami myśliwi, nie jest to wcale takie proste. Przed przystąpieniem do polowań musieli przejść specjalne szkolenia.
- Bóbr nie jest zwierzyną łowną i nie mamy doświadczenia w polowaniach na te zwierzęta - mówi Janusz Onak z Koła Łowieckiego „Dzik” w Tarnowie. Ani jemu, ani jego kolegom z koła, mimo wielu prób, nie udało się na razie ustrzelić żadnego osobnika.
W całym regionie tarnowskim ich koledzy zastrzelili do tej pory 10 bobrów. - To skryte zwierzęta, a są zalecenia, żeby eliminować całe rodziny, bo wtedy można ograniczyć szkody, które w danej okolicy powodują - zaznacza Janusz Onak.
Mieszkańcy, którym życie uprzykrza sąsiedztwo bobrów, mają nadzieję, że odstrzał gryzoni sprawę załatwi raz na zawsze.
Innego zdania są obrońcy praw zwierząt, którzy uważają, że nie powinno się zezwalać na odstrzał. - Kiedy w Polsce jak pojawia się jakiś problem, rozwiązania szuka się pospiesznie i niekoniecznie racjonalnie. Myślę, że zamiast uśmiercać bobry, można by je wyłapać i umieścić z dala od skupisk ludzkich - mówi Krzysztof Giemza z tarnowskiej Fundacji Zmieńmy Świat.
Źródło: Gazeta Krakowska