https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Małysz dziękował mi, że go umieściłem w szopce

Tomasz Rabjasz
Pan Stanisław Opaliński zaczął rzeźbić gdy przeszedł na rentę. Wszystkiego uczył się sam.
Pan Stanisław Opaliński zaczął rzeźbić gdy przeszedł na rentę. Wszystkiego uczył się sam. fot. Tomasz Rabjasz
Pan Stanisław mieszka w jednym z bocheńskich bloków. Swoje prace przechowuje w piwnicy. Chciałby, aby w przyszłym roku ktoś zorganizował wystawę podsumowującą jego twórczość. Ze Stanisławem Opalińskim, bocheńskim rzeźbiarzem, który tej sztuki nauczył się sam rozmawia Tomasz Rabjasz.

Jest pan twórcą największej i najpiękniejszej szopki bożonarodzeniowej, jaka kiedykolwiek powstała w Bochni...
Miło mi, że pan tak twierdzi. Ma ona już z trzydzieści lat. Wszystkie figurki, które się w niej znajdują, są wykonane z drewna lipowego. Przedstawiają wizerunki nie tylko Jezusa, Maryi, Józefa czy trzech mędrców, ale również ludzi, którzy w tym czasie żyli. Można więc w niej znaleźć osoby uprawiające role bez pomocy dzisiejszych wynalazków techniki, czy inne rzadkie zawody, które w dzisiejszych czasach już nie istnieją. W szopce bożonarodzeniowej jest również miejsce, aby pokazać bardziej współczesne czynności. Dlatego znajdują się w niej górnicy czy strażacy.

Oglądając pana pracę widać, że bardzo dużą uwagę skupia pan na twarzach danych postaci?
Jest to najważniejszy element każdej z postaci. Nie odwzorowuje ich z obrazów. Są to twarze moich bliskich: taty, syna, znajomych.

W szopce można również zobaczyć Adama Małysza, Justynę Kowalczyk czy Agnieszkę Radwańską. Dlaczego?
Szopka musi zawierać cały czas nowe elementy, ponieważ szybko by się znudziła. Zrobiłem po dwa egzemplarze tych rzeźb. Otrzymali je ci sportowcy. U Adama Małysza moja figurka stoi w muzeum w Wiśle pomiędzy Kryształowymi Kulami. Dostałem nawet od niego kartkę z podziękowaniami.

Zrobienie takiej rzeźby wymaga zapewne wielkiego talentu i ciężkiej pracy?
Zdolnościami do takich rzeczy obdarowuje nas Bóg. Nigdy nie chodziłem do żadnej szkoły, ani nikt mi nie pokazał, jak to się robi. Rozpocząłem od rzeźb w soli. Później lepiłem z gliny, z cementu. Początki były ciężkie. Z czasem człowiek nabiera doświadczenia i wystarczy, że oglądnie klocek lipy z czterech stron, i już wie, co z niego może powstać.

Ile miał pan lat, gdy zrobił pierwszą rzeźbę?
Pracowałem w hucie w Krakowie. W wieku 52 lat z powodu problemów z korzonkami musiałem pójść na rentę inwalidzką. Nudziłem się. Niedaleko mojego mieszkania znajdowała się ławka, która była posadowiona koło dwóch drzew lipy. Tak to się wszystko zaczęło. To wtedy odkryłem w sobie ten talent.

A ile czasu zajmuje zrobienie jednej rzeźby?
To zależy. Przeważnie jest to około tygodnia. Bywają jednak takie, na które trzeba poświęcić o wiele więcej czasu. Dlatego powiem tak: nie ma reguły.

Jakimi narzędziami robi się takie dzieła?
Cały mój warsztat to szewski nóż, młotek i dwa dłutka, które kupuję przeważnie na złomie. Ewentualnie do tego wszystkiego jeszcze dochodzi papier ścierny. Nic więcej nie potrzeba, by powstała ładna rzeźba.

Co ostatnio wyszło spod pana ręki?
Wykonałem trzy figurki Jana Pawła II, które trafiły m.in. do muzeum papieskiego do Wadowic.

Ma pan prawie 90 lat. Nie myśli pan o porzuceniu tego zajęcia?
Nie, choć ostatnio chodziły takie myśli po głowie, ale nie wynikały one z braku sił czy zapału. Dostałem wiadomość, że za darowiznę do bocheńskiego muzeum jednej z moich figurek będę musiał zapłacić podatek. Zdenerwowałem się i to mocno.

Miałem dać kilka prac do kościoła, który za niedługo powstanie w Proszówkach koło Bochni. W takiej sytuacji, jaka zaistniała, wystawię jednak chyba wszystkie rzeźby na ławkę przed blokiem. Jak za rok przyjadą młodzi katolicy z całego świata, to sobie je pozabierają.

A może uda się panu zrobić wtedy wystawę i zaprezentować swoje dzieła?
Moje rzeźby były prezentowane w wielu krajach. Znajdują się chyba na każdym z możliwych kontynentów. Wystawa w Bochni byłaby na pewno podsumowaniem mojej pracy.

Stanisław Opaliński, ur. się w 1926 roku w Przemyślanach k. Lwowa. Skończył tam siedem klas szkoły podstawowej. W wieku 16 lat został wywieziony na przymusowe prace do Niemiec. Po wojnie przebywał z matką i braćmi w pobliskiej Dąbrówce, a w 1946 roku wraz z żoną zamieszkał w Bochni. Rzeźbiarz - samouk. Jego prace prezentowane są w stałych ekspozycjach w Bochni i Krakowie. Jest laureatem wielu nagród w konkursach na rzeźbę ludową i uczestnikiem licznych wystaw i prezentacji. Twórca szopki bożonarodzeniowej w kościele pw. Św. Pawła Apostoła.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

B
Bochniak
Zdrówka panie Stanisławie, ciekawy wywiad.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska