https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Media od kuchni w randze tematu

Zbigniew Bauer
Są wakacje i są ogórki. Jak są ogórki, to każda sprawa staje się ważna i gardłowa. I to tak gardłowa, jakby chodziło o niepodległość "czy cóś" - jak mawia jeden z ważniejszych satyryków polskich. Całe szczęście, że można się popisać jakimś podchwytliwym pytankiem w kwestii tarczy. Pytanko do premiera: "Panie Premierze, czy nie sądzi Pan, że Pańska dzisiejsza decyzja jest zgodna przede wszystkim z rosyjską racją stanu?"

Zadający to pytanie sądził zapewne, że Donald Tusk odpowie: "Każde dziecko wie, że mój rząd podejmuje tylko decyzje zgodne z rosyjską racją stanu" i jeśli nawet byłaby to ironia, deklarację taką potraktowano by podobnie jak wyznanie premiera, iż jako kibic najchętniej zabiłby sędziego meczu Polska-Austria. Umiejętność nierozpoznawania ironii tam, gdzie ona jest i rozpoznawania tam, gdzie jej nie ma, należy bowiem do podstawowych w zawodzie dziennikarza, szczególnie politycznego.

Premier nie takich manipulantów zdzierżył. Tym razem też się wymykał jakimiś ogólnikami, natomiast - o ile to prawda - zręcznego pytań zadawacza jakoś niezbyt przyjaźnie potraktowały najbardziej ponure służby Kancelarii, więc się poskarżył publicznie.

Telewizja Polska już się nie skarży, tylko się chwali. Po pierwsze, że ma kłopot polegający na niemożności delegowania do Ameryki odpowiedniego człowieka w charakterze korespondenta. Podobno Piotr Kraśko tak wyśrubował poziom, że nikt tej poprzeczki nawet nie próbował sforsować, więc na wakującą wysuniętą placówkę posłano jakąś panią po to, by załatać ziejącą po Kraśce czarną dziurę. To bardzo dobry pomysł, zwłaszcza w sytuacji, gdy tarcza się wali wraz z całą polityką zagraniczną, pan prezydent odwołuje wizyty, bo nie wie, co zza oceanu przywiezie minister Sikorski, a wiedzieć musi, żeby być wiedzącym.
Minister lata zaś jak do pożaru i każe się umawiać z najważniejszymi w USA ludźmi. Newsy sypią się jak z rękawa i oto: masz babo placek! Pod Białym Domem czarna dziura, jakaś pani w zastępstwie
i Kraśko nie tam a tu, w "Wiadomościach". Co znaczy: jesteśmy tak silni, że damy sobie z wami radę nawet ekipą z ławki rezerwowych.

Jesteśmy tak silni, że damy w Pekinie takiego czadu, jakiego polski telewidz jeszcze nie oglądał. Potęga! Ekipy, setki godzin transmisji, wywiady na żywo i gorąco, statystyki - słowem będzie multimedialnie i interaktywnie. Nikt i nigdy takiego show nie widział. I dobrze - powie polski kibic, który będzie się wtedy wygrzewał albo tam, gdzie telewizja w ogóle nie dociera, albo tam, gdzie nie dociera polska telewizja. Szkoda tylko, że aż tak wielki stopień zaangażowania na Dalekim Wschodzie nie towarzyszył TVP wtedy, gdy przez świat wędrował protest przeciw olimpiadzie
w Pekinie. Czy chodziło o to, by nie palić sobie "ścieżek dostępu" i nie drażnić smoka ponad potrzebę? Co znaczy: jesteśmy tak silni, że damy sobie radę nawet z tsunami politycznej mody, bowiem nie polityka, a misja jest naszym pierwszym nakazem, nakazem zaś misji jest być tam, gdzie polski sportowiec i polska sportówka bronią naszych barw i orzełka na piersi.

Wszystko to piękne, jednak nie słyszałem, by np. BBC, Das Erste, ZDF, czy - sięgając po stacje komercyjne - Eurosport chwalił się komuś, ilu wyśle na olimpiadę komentatorów, ile i jakiego sprzętu oraz jak postara się służyć widzom. Nie słyszałem też, by obnoszono z dumą kłopoty z obsadzeniem stanowiska korespondenta zagranicznego w jakimś kraju. Rzadko słyszy się narzekania dziennikarzy, że na ich głupio-prowokacyjne zaczepki wobec dygnitarzy, ci odpowiadają z równą bezczelnością. Prędzej słyszy się samą dygnitarską bezczelność niż przyczynę, która ją wywołała.

Wpuszczanie widzów, słuchaczy czy czytelników do kuchni przed obiadem to kiepski pomysł, choć pewnie obliczony na to, że wszyscy zachwycą się otwartością i tym, że "nic nie mamy do ukrycia". Kuchenne sprawy mediów zaczynają jednak coraz częściej być tematami maglowych plotek
i urastają do rangi tematów, jakimi media te zajmują się publicznie.

Wątpię, by naprawdę polskiego czytelnika czy telewidza obchodziło, co w najbliższym czasie wielki wydawca dziennika wyciągnie przeciwko wielkiemu właścicielowi komercyjnej stacji i czym ta stacja zrewanżuje się wydawcy. Nie obchodzi też przeciętnego zjadacza gazet i magazynów informacyjnych, kto dokąd przejdzie i za jakie stawki. Wbrew potocznym opiniom, kibiców we Włoszech czy Hiszpanii średnio obchodzi wysokość kontraktów gwiazd futbolu - kibice po prostu oczekują na dobrą grę. Wysokość kontraktów piłkarskich, dziennikarskich czy filmowych gwiazdeczek staje się dopiero istotna w kraju takim jak nasz, gdzie na rewelacyjny futbol, rewelacyjne aktorstwo i rewelacyjne pisarstwo liczyć za bardzo nie można.

Bo są miejsca, gdzie sezon ogórkowy trwa wiecznie. I nie są to miejsca szczególnie od nas odległe.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska