Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy ze "Słonecznego Stoku" bez mieszkań. Oszukała ich deweloperka

Marta Paluch
Agnieszka i Paweł Suchanowie wraz z trojgiem dzieci gnieżdżą się w wynajętym mieszkaniu w Krakowie
Agnieszka i Paweł Suchanowie wraz z trojgiem dzieci gnieżdżą się w wynajętym mieszkaniu w Krakowie Andrzej Banaś
Mieli mieszkania w pięknej okolicy. Nic to, że wzięli kredyty - spłacali je i cieszyli się ciszą i spokojem. Sielanka trwała dwa lata. W 2009 roku wybuchł pożar i - jak u Alfreda Hitchcocka - potem było już tylko gorzej. Od trzech lat mieszkańcy z ulicy Akacjowej 25 w podkrakowskich Trojanowicach obserwują, jak dorobek ich życia jest rozkradany, a sami gnieżdżą się w wynajętych mieszkaniach. Są na granicy wytrzymałości. Oskarżają o oszustwo deweloperkę - Bogusławę C., która postawiła dom bez zezwoleń (patrz ramka). Nie bez winy są też inspektorzy nadzoru budowlanego, którzy mogli w porę się w tym oszustwie zorientować.

Czytaj także: Deweloper Ulmi i inne spółki widma w Krakowie

W czwartek przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym poszkodowani wygrali jedną batalię. - Zaświeciło się dla nas światełko w tunelu. Mam nadzieję, że to początek - mówi Katarzyna Waleryś, przedsiębiorca, jedna z poszkodowanych.

Wsi spokojna, wsi wesoła
Był 2005 rok. Stanisław Nowak przejeżdżał przez Trojanowice. Zobaczył olbrzymią reklamę "Słonecznego Stoku". Właśnie zastanawiali się z żoną, gdzie by się przenieść na lata emerytury. Cena za metr - 3,2 tys. zł - była kusząca. Trojanowice to wieś, ale do ul. Opolskiej w Krakowie dojeżdża się autem w pięć minut.

- Kupiliśmy 60-metrowe mieszkanie z parkingiem, zapłaciliśmy ponad 200 tys. zł. Mieliśmy swoje wymarzone miejsce - mówi pan Stanisław, poprawiając okulary na opalonej twarzy. Pod dom na ul. Akacjowej (dwa piętra plus parter) podchodziły leśne zwierzęta - łasice, a nawet lisy. Słońce faktycznie zaglądało w okna.

W 2006 r. wprowadziło się tam dziewięć rodzin. Między innymi Waldemar Indyk z żoną. - Po 20 latach pracy postanowiliśmy zmienić mieszkanie w bloku w Nowej Hucie na coś spokojniejszego. Ciężko na to pracowaliśmy z żoną - opowiada pan Waldemar, chirurg szczękowy, postawny 50-latek z wąsem. W mieszkaniu mogli zainstalować kominek, o czym od zawsze marzyli. Wzięli kredyt we frankach szwajcarskich (dziś to 400 tys. zł).

Iwona Staniszewska na swoje mieszkanie na II piętrze. Wzięła kredyt na 25 lat we frankach szwajcarskich. Podpisała umowę i spała spokojnie. - Dokumenty do kredytu sprawdzał bank, umowa kupna przed notariuszem, sąd założył księgi wieczyste, gmina pobierała podatki. Myślałam, że nie ma nic pewniejszego - twierdzi.

Jako ostatnia sprowadziła się Katarzyna Waleryś. Przyjechała z mężem, synem i córką aż z Helu. - Ogromnie nam się spodobało na południu Polski. Pracowałam w hotelu po 20 godzin dziennie i stwierdziłam, że czas zwolnić tempo. Przedstawicielka BudMaru powiedziała, że zostało ostatnie mieszkanie na osiedlu "Słoneczny Stok". Mąż się bardzo ucieszył, nie chciał mieszkać w bloku - mówi pani Katarzyna.

Budynek był piękny, obok plac zabaw dla dzieci, ławeczki. Wieczorem wspólne grille. - Ufaliśmy sobie, zostawialiśmy sobie klucze do mieszkania. Sąsiedzi doglądali mojej nastoletniej córki, kiedy musiałam wyjechać - opowiada pani Katarzyna. Wszystkim mieszkało się bardzo dobrze. Aż do 4 października 2009 roku.

Stanisław Nowak nie spał wtedy przez całą noc, bolały go zęby po wizycie u dentysty. Pamięta, że wiał wówczas straszny wiatr. To była niedziela, południe. - Wszedłem do łazienki i poczułem swąd. Myślałem, że ktoś pali liście. Wtedy przyszła Kasia i mówi: "Uciekaj, nasz dach się pali" - opowiada. - Z mieszkania mogliśmy wziąć tylko dokumenty i pieniądze. Ogień bardzo szybko się rozprzestrzeniał, strażacy pięć godzin się męczyli - dodaje pan Stanisław.

Przyjechało 12 wozów strażackich. Na II piętrze mieszkania się spaliły, te poniżej zostały zalane wodą.
Na miejsce przyjechali pracownicy Bogusławy C. - prezeski BudMaru. Oferowali pomoc. Wtedy mieszkańcy jeszcze niczego nie podejrzewali. Tydzień później dowiedzieli się, że... BudMar postawił budynek bez pozwolenia na budowę (to znaczy pozwolenie było, ale na jednopiętrowy domek jednorodzinny). Poza tym budynek był niezgodny z planem zagospodarowania przestrzennego. I zaczęła się gehenna.

Trzy lata bez wyroku

Agnieszka Suchan z mężem Pawłem i trojgiem małych dzieci (synek miał kilka miesięcy, córki - 2 i 6 lat) przez dwa tygodnie po pożarze mieszkała u teściów. Pan Paweł zdążył tylko wynieść najważniejsze dokumenty, dwa komputery i najpotrzebniejsze rzeczy dla dzieci. Pamięta, że pierwsze miesiące po pożarze były straszne. - Nie chcieliśmy tam wracać i oglądać. Starsza córeczka mówiła: "Nie mam już domu", "To nie jest mój dom, tylko spalenizna" - mówi pani Agnieszka. - Ciężko było się wynieść z Trojanowic. To było nasze wymarzone, rodzinne gniazdko. Nagle wszystko się skończyło - dodaje.

Wynajęli 49-metrowe mieszkanie niedaleko Zielonek, żeby dzieci miały blisko do szkoły i swojego domu. Miało być na chwilę. Mieszkają tam do dziś... W piwnicy trzymają worki z ubraniami, bo w dwóch pokojach niewiele się mieści. Meble z mieszkania w Trojanowicach dali na przechowanie do znajomych.

Koszty mają wysokie. - Czynsz plus spłacane jeszcze 350 tys. zł kredytu. Czyli płacimy za dwa mieszkania, a nie mamy żadnego - zżyma się Agnieszka Suchan. Niedługo po pożarze mieszkańcy spotkali się z Bogusławą C. Pytali, dlaczego budynek nie ma zezwoleń. - Powiedziała, że to wszystko wina jej pracowników. Że ona nic nie wiedziała, że nie podpisywała dokumentów, ale że ich ukarze... Nikt jej nie uwierzył - podkreśla pani Agnieszka.
Stanisław Nowak opowiada, że w Inspektoracie Nadzoru Budowlanego dla powiatu ziemskiego krakowskiego (PINB) przez pół roku urzędnicy mówili mieszkańcom z Akacjowej, że budynek trzeba rozebrać. Potem okazało się, że jednak nie trzeba, ale urzędnicy mieli ogromny kłopot, co zrobić z tą sprawą. - Działali bardzo wolno, nikt nie mógł lub nie chciał nam pomóc - wspomina Katarzyna Waleryś. Budynek stał zaplombowany i niszczał, nie można było zrobić remontu - bo stał nielegalnie...

Ukradli nawet grilla
Poszkodowani wynajęli ochronę, ale starczyło im pieniędzy tylko na dwa miesiące. Wtedy zaczęło się rozkradanie częściowo spalonego budynku. - Kradli nam, co się dało, łącznie z grillem, elektrycznym mechanizmem zamykającym bramę, kominkiem i piecem centralnego ogrzewania. Serce mi się ściskało, jak na to patrzyłem - mówi Stanisław Nowak. Niektórzy z tego powodu w ogóle do Trojanowic nie jeździli. - W moim mieszkaniu ktoś wybił szyby, pili piwo, ukradli rowery, opony - mówi Katarzyna Waleryś.

Opowiada, jak bardzo przeżyła to jej córka, dziś studentka. - Nieraz płakała z tego powodu... Nasze meble są u znajomych, wynajmujemy małe mieszkanie. Mam wybór - albo wylądować na dworcu i spłacać kredyt, albo płacić czynsz i trochę zalegać z kredytem. Wybrałam to drugie - mówi Katarzyna Waleryś. - Sam pożar to tragedia, ale prawdziwe piekło zaczęło się potem i trwa w zasadzie do dziś - dodaje Iwona Staniszewska. Niektórzy z poszkodowanych chodzili do psychologa, wielu zmieniło pracę i haruje od rana do nocy, by podołać rosnącym kosztom.

Nikt nic nie wiedział...

Poszkodowani do dziś nie potrafią uwierzyć, jak to się stało, że nikt się nie zorientował w oszustwie Bogusławy C. - ani banki, ani notariusz, ani wójt, który meldował kolejne dziewięć rodzin. Nie zorientował się również PINB - choć, jak wynika z akt śledztwa przeciw Bogusławie C., dwaj inspektorzy kontrolowali budowę 3 maja 2005 r. Widzieli, że budynek ma już trzy kondygnacje, i robili zdjęcia. Zażądali projektu budowy i pozwolenia na budowę. Pracownik BudMaru Piotr K. pokazał w Inspektoracie Nadzoru Budowlanego pozwolenie na budowę budynku jednorodzinnego i sfałszowane na zlecenie Bogusławy C. dokumenty z placu budowy (wynika z nich, że budynek, który powstał na ul. Akacjowej, to - zgodnie z pozwoleniem, dom jednorodzinny). Na tej podstawie inspektorat wydał decyzję o dopuszczeniu budynku do użytkowania.

Gdyby wtedy inspektorzy skojarzyli adres budowy, którą obfotografowali, z tymi dokumentami, do oszustwa by nie doszło. Dlaczego tego nie zrobili? Rzecznik prasowy PINB Olgierd Ślizień tłumaczy, że stało się tak, bo pozwolenia i dokumenty BudMaru były w porządku...

W 2011 r. krakowska prokuratura oskarżyła Bogusławę C. i dwóch jej współpracowników o oszustwo mieszkańców z ul. Akacjowej i zlecanie pracownikom fałszowania dokumentów (patrz ramka). To jednak nie przyspieszyło remontu. Dopiero gdy w 2011 r. udało się zmienić miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego z pomocą ówczesnego wojewody Stanisława Kracika, sprawy ruszyły z miejsca.

PINB zgodził się, by przygotować zamienny projekt budowlany, który jest podstawą do rozpoczęcia remontu. Mieszkańcy Akacjowej chcieli się jak najszybciej wprowadzić. Opłacili projekt, prawników, ochronę obiektu, zabezpieczenie budynku, razem około 160 tysięcy złotych. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Wtedy jednak jeden z sąsiadów z ul. Akacjowej oprotestował ich projekt budowlany....

- Nie wiem, co mu się stało, zmienił się po tym pożarze. Teraz mamy kolejne kłopoty - mówi Katarzyna Waleryś.
Wczoraj Wojewódzki Sąd Administracyjny oddalił jego skargę. Pozostali mieszkańcy z ul. Akacjowej, choć cieszyli się wczoraj z wygranej, nadal liżą rany.

- Przez tę sprawę mam cukrzycę i długi, mieszkam kątem u córki - kwituje Stanisław Nowak. Jeśli projekt budowlany zatwierdzi PINB, będzie można zacząć remont. Koszt - ok. 800 tys. zł (część wspólna), poza tym każde mieszkanie z osobna (100-300 tys. zł).

Chyba że sąsiad odwoła się do Naczelnego Sądu Administracyjnego... - To trwa już tak długo, że nawet naszym znajomym znudziło się nam współczuć - kwituje Paweł Suchan. - Mamy jeszcze jedną opcję: zrobić tu oddział Szpitala Babińskiego - ironizuje Stanisław Nowak.

Prezeska BudMar Investments jest oskarżona

o oszustwo mieszkańców (9 rodzin na 2,5 mln zł) przez wprowadzenie ich w błąd, co do zgodności z prawem inwestycji przy ul. Akacjowej w Trojanowicach. Kolejny zarzut to zlecanie pracownikom fałszowania dokumentów budowy, w których są nieprawdziwe dane. Te dokumenty pozwoliły na wydanie decyzji o oddaniu budynku do użytku przez PINB. Wraz z C. oskarżeni są jej pracownicy: Paweł K. (jak i ona, nie przyznaje się do winy) i Leszek K. (przyznał się i chce poddać karze). Bogusława C. jest także oskarżona o oszustwo kilkudziesięciu rodzin, które zapłaciły 13,2 mln zł za mieszkania na osiedlu "Rodzinne Wzgórze" w podkrakowskiej Lusinie. Te mieszkania nigdy nie powstały.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska